czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 14

-Byliście wcześniej we Włoszech?-spytałam.
-No ba-odpowiedział Piotrek, wyglądając przez okno w kabinie samolotu-czy to w sprawach zawodowych, czy urlopu, Włochy zawsze spoko!
-Rzymem nikt nie pogardzi-zaśmiał się Kamil.
-Albo sycylijską mafią-dodał Kubacki.
-Hoho, za mafię to ja dziękuję!-wykrzyknęła Dębicka.
-Do Sycylii nam daleko, nasz kierunek to Alpy...-szepnął Maciek.
-Skarbie, ja żartowałam przecież-przewróciła oczami rudowłosa.
Zaczęłam trochę się zastanawiać, w jakim znaczeniu ona powiedziała ,,skarbie". Dla śmiechu, czy dla komplementu ukochanej osobie?
-Skrzatek! Skrzatek!-wrzasnął Dawid, który rzeczywiście mnie przestraszył-zejdź na ziemię!
Skrzatek to hit ostatnich dni w polskim obozie- moje nowe przezwisko, które powstało w taki sposób, że jeden z naszych serwisantów zamiast ,,Krzatkowska" wypowiedział moje nazwisko ,,Skrzatkowska". Nie umknęło to uwadze Wiewiórowi, który od razu ochrzcił mnie na Skrzatka. I tak zostałam ozdobą ogrodową. Bo chyba każdy przynajmniej raz w życiu zobaczył ozdobnego krasnala w czyimś ogrodzie? Albo lepiej: sam takiego ma? Po jakimś czasie zeszłam w końcu na ziemię, po rozmyślaniu nad kolegą i ,,koleżanką".
-Kubacki, nie strasz tak!-złapałam się za głowę.
-Luuz, to tylko w samolocie można tak się zamyślić-złagodził sytuację Żyła-masz szczęście Skrzacie, że we Włoszech innej strefy czasowej nie ma. Bo jak za rok do Soczi polecisz, to możesz zamulać!
-Piotrek, Piotrek...-pokręcił głową Kruczek-o teraźniejszości myśl, do igrzysk jeszcze masz sporo czasu!
-No właśnie, ty już w Rosji jedną nogą, a kto w Predazzo skakać będzie, jak narty nie ma?-powiedziała Paulina.
-Jak nie będzie jednej narty to Pietras pójdzie do Fettnera na lekcję, może dwie i będzie git!-odrzuciłam, podśmiechując.
Wszyscy wybuchli śmiechem, nawet trener podniósł swój wzrok znad stosów dokumentów, którymi właśnie się zajmował i patrzył na mnie z rozbawieniem.
-Pamiętam, Manu like a boss-kiwnął twierdząco głową głową Kot.
-Łołoło, od kiedy ty innych na bossów mianujesz?!-wydarł się Wiewiór.
-Od kiedy wraz z Mustafem wypchaliśmy mu buzię mannerami i powiedzieliśmy, że wygląda jak boss-tłumaczył Stoch, z trudem hamując swoje napady śmiechu.
-To logiczne, że teraz każdego skoczka manner teamu będzie nazywać bossem!-dodał Dawid z dumą w głosie.
-Naprawdę?-wytrzeszczyła oczy Dębicka-trzeba było mnie wziąć ze sobą, też bym dała wafle albo po prostu to nagrała...
-Uciekłabyś-odparł Pietras-wiesz co Kocur zrobił? Wypluł wszystko. Nawet dla mnie to było ble.
-Ciekawych rzeczy ja się dowiaduję tutaj, chłopcy-zaśmiał się Kruczek.
-Trenerze, jakoś trzeba odreagować-zaczął tłumaczyć się Dawid.
-A że to zakład był, to tymbardziej...-dodał Kamil.
-O co? O co zakład?-spytałam.
-Może kiedyś ci powiem, jak się razem z Ewką napijecie-puścił mi oczko Stoch.
-Ale to niemożliwe, żebym się napiła. To niesprawiedliwe!-tupnęłam nogą.
-Jeszcze zobaczysz, nie raz będziesz miała do tego okazję i wcześniej czy później ulegniesz. Nawet jak nie znami, to z Austriakami czy Norwegami-poklepał mnie pokrzepiająco po plecach polski szkoleniowiec.
-Trenerze?-zdziwiło mnie to, co usłyszałam.
-Albo Słoweńcami-dodał Maciek.
-Albo Niemcami!-rzuciłam w niego swoją czapką-a teraz mi to zwróć.
-Nie-uśmiechnął się brunet-nie trzeba było rzucać, Skrzatku.
-Co ja zrobię bez czapki?! Też mam umowę ze sponsorem!-zaczęłam żartować.
-Magiczne słowo-podpowiedział mi Stoch.
-Drogi Skarbie, świetny skoczku, dobry człowieku, utalentowany rajdowco i siatkarzu, wspaniały kolego, czy mógłbyś mi oddać moją czapkę? Prooszę?-zaczęłam swoje wywody.
-Masz, bo tak już słodzisz, że uwierzyć w to nie mogę-odrzucił mi czapę Kocur.
-Kochani, zaraz lądujemy-poinformował nas trener.
Kilkanaście minut później samolot wylądował na płycie lotniska. Wszyscy ustawiliśmy się gęsiego do wyjścia, gdy nadeszła moja kolej, szybciutko zeszłam po wysuwanych schodkach i... mój pierwszy krok po włoskiej ziemi.
-Ale rześkie powietrze!-krzyknęłam, głęboko oddychając.
-Ładnie tutaj. Nigdy nie byłam w Alpach, tylko nad morzem i w Wenecji. Italia jest zarąbista!-mówiła Paulina.
-Dziewczyny? Czas na podziwianie, zwiedzanie i spacerki będziecie miały po południu, teraz chodźmy wszyscy do autobusu, który zawiezie nas do hotelu-wskazał na pojazd Kruczek.
 Dotarliśmy na miejsce, można było pójść na razie do domków. Potem konferencje i sprawy organizacyjne. Chwilowa gorączka, po południu zaś odpoczynek. Rzuciłam się bezwładnie na łóżko, chciałam się na trochę, chociaż na trochę odprężyć... no ale nie. To nie byłoby moje życie. Ktoś zaczął nagminnie dzwonić dzwonkiem do drzwi. Leniwie wyczołgałam się spod pościeli, chwyciłam za klamkę jeszcze z zamkniętymi powiekami, ale już słyszałam wrzaski dobrze znanych mi głosów:
-Wjazd na chatę!!!-powitalny okrzyk Schlieriego, Morgiego i Manu.
-Co wy macie w tym kartonie?-spytałam, gdy po otworzeniu oczu ujrzałam ogromny tekturowy karton, który trzymali Gregor i Thomas.
-To jest prezent. Sponsor trochę zaszalał, trochę musimy teraz tym poobdarować innych-wytłumaczył mi Greg.
Otworzyłam pudło, a w nim... Chyba 20 puszek RedBulla. No, nieźle.
-Chciałam akurat was spytać, czy nie jesteście zmęczeni troszeczkę po locie, ale teraz już wszystko jasne-uśmiechnęłam się.
-Trochę się nażłopaliśmy-puścił mi oczko Morgi-poza tym, my wylecieliśmy z Austrii... To bliziutko, bliżej, niż dla was!
-Racja, Thomas!-puknęłam się w czoło-a co do tych napoi, to góra z 4 wypiję. Ale moja siostra byłaby z tego jak najbardziej zadowolona. Nie macie nic przeciwko?
-Jak dla Karolina, to śmiało jej daj!-kiwnął głową Morgenstern-raz w życiu z nią w Polsce piłem, ale już wiem, że lubię z nią pić! Noo, pozdrów Karolina też!
-Masz to jak w banku-odpowiedziałam.
-Klaudyna!-krzyknął niezauważalny dotąd Fetti-zapomniałem ci powiedzieć, że od kilku tygodni mam nowy tatuaż.
-Pokaż-skrzyżowałam ręce, uśmiechając się.
-Przy nich nie będę się przed tobą rozbierać-wybuchł śmiechem Manuel.
-Okeeeej!-też nie szczędziłam się od dzikiego śmiechu-nadrobimy to innym razem. Może w Niemczech, po mistrzostwach?
-Zgoda-podał mi rękę rozbawiony do łez Fettner-przynieś wino. Albo nie, przynieś whiskey.
-Bardziej chcesz ją upić?-zachichotał Schlieri.
-Pozostaw to już mi, Schlierenzauer-odparł z manierą Manu.
-Wiecie co? Ja chyba muszę otworzyć przy was i wypić jedną puszkę tego świństwa. Bez obrazy-sięgnęłam do pudełka. Coś musi mi w końcu dodać skrzydeł...
-Mogę jednego?-spytał nieśmiało Gregor-poczułem pragnienie.
-Oczywiście, przecież to twoje-podałam mu od razu napój energetyzujący-możesz przyjść do mnie i to wziąć nawet w środku nocy!
-Jaki hojny, kochany człowiek-skomentował Thomas.
-Żartujesz chyba.
-Nie, najszczerszą prawdę mówię-zaprzeczył blondyn.
-Oj, nie znasz mnie Morgi-po tym zdaniu wypowiedzianym poważnym tonem, wybuchłam śmiechem.
-Ooo, nasza druga miłość dodała ci już skrzydeł, widzę?-uśmiechnął się Manuel.
-Jeszcze mógłbyś mi ty kiedyś taki karton mannerów podrzucić-spojrzałam na niego.
-Masz-wyjął z kieszeni w spodniach opakowanie pysznych wafelków-akurat mi się jedne zawieruszyły.
-Manu, wiesz, że jesteś spoko?-spytałam.
-Myślałem, że powiesz, że najlepszy-parsknął śmiechem Gregor.
-Powiem tak, gdy da mi karton mannerów-odpowiedziałam.
-Trzymam cię za słowo-zakończył temat Fettner.
 Okazało się, że to szalone spotkanie z Austriakami, zwane ,,wjazdem na chatę" trwało w sumie godzinę. Gdy zostałam sama, wcale nie chciało mi się już spać ani odpoczywać. Postanowiłam ubrać się w okrycie zimowe na mini wycieczkę po terenie. Ale chwila... Przecież za kilka minut obiad na stołówce! O nie, muszę pędzić, żeby na styg pojawić się na stołówce. Na pierwszym obiedzie na moich pierwszych mistrzostwach! Gdy po żwawym biegu zatrzymałam się pod drzwiami wejściowymi, wzięłam głęboki oddech i trochę odetchnęłam. Żeby nie wparować trochę zasapana. Świetnie, że wogóle tutaj dotarłam, miałam tyle okazji do gleby i skręcenia sobie czegoś jak nigdy wcześniej. Śliski, zbity śnieg, szybki bieg... to nie było mądre, ale koniec z podsumowaniami, najwyższy czas, by wejść do środka. Od razu skierowałam się po jedzenie, gdy nałożyłam sobie na talerz jego odpowiednią ilość, dosiadłam się do Polaków. To miejsce przy stole chyba specjalnie na mnie czekało!
-Dobre?-spytałam, patrząc, jak skoczkowie wcinają.
-Lepsze niż w Egipcie-powiedział Piotrek.
-Taak, dzięki tobie cała Polska wie, że w Egipcie jest gówniane jedzenie...-zaczął cicho śmiać się Kruczek.
-Prawdę mówiłem, trenerze! Nawet trener nie zaprzeczy, że to było niedobre!-tłumaczył się Żyła.
-Nie zaprzeczę-uśmiechnął się szkoleniowiec.
-Czyli że mogę jeść bez obaw?-domagałam się trochę prostszej odpowiedzi.
-Jedz, jedz. Dobre jedzonko-zaśmiał się Kamil.
Czuć było, że to spaghetti zrobiono we Włoszech. Nawet bazylię dodali. W sumie, to mi smakowało. Gdy skończyłam, dopadła mnie ochota na coś zupełnie innego niż makaron.
-Co tak myślisz? Nad zupą się jeszcze zastanawiasz?-spytała Paulina.
-Niee, nie chce mi się brokułowej. Ale za to mam ochotę na... lody gałkowe. Takie oryginalne, włoskie, wielkie gellato-zaczęłam opowiadać.
-Zaraziłaś mnie tym całym gellato-jęknął Mustaf-śmietankowe i cytrynowe chcę!
-A ja czekoladowe i truskawkowe-powiedział Maciek.
-Karmelowe i biszkoptowe dla mnie-dodała Paula.
-Sorbet z mango i też śmietankowe-odparł Żyła.
-Waniliowe i kokosowe poproszę-jeszcze Stoch do tego.
-Co ja, mam wam wyczarować te lody?-spytałam bezradnie.
-O, dobry pomysł. Znasz czary?-odpowiedział Kruczek.
-Podejdź do automatu z batonikami i powiedz ,,sezamie, otwórz się!"-zaczął śmiać się Dawid-koniecznie po włosku.
-Nie umiem po włosku-złapałam się za głowę-a po drugie, tu są tylko batoniki...
-Jakbyś umiała czarować, to by się lody tam pojawiły-odrzucił Piotrek.
-Dobra chłopcy, ja stąd spadam, bo zaczynacie już fisiować-wstałam od stołu, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-I dziewczęta!-krzyknęła Dębicka.
Kilka minut później prawie wszyscy opuścili stołówkę. Przy wyjściu spotkałam Jakę Hvalę.
-Cześć Jaka-rzuciłam w Słoweńca śnieżką.
-O, cześć! A to za co było?-odrzucił piłeczkę, a dokładniej to śnieg, Hvala.
-Tak na przywitanie-uśmiechnęłam się.
-Jak ci się podoba na mistrzostwach?-usłyszałam zza pleców głos Jurija Tepeša.
-O, hej. To dopiero kilka godzin, ale przyznam że jest świetnie!-odpowiedziała wesoło.
-Co będziesz teraz robić?-zapytał młodszy ze skoczków.
-Alpejskie spacerki...-zaśmiałam się-a wy?
-Konferencja-odpowiedzieli równocześnie Jaka i Jurij.
-Hahaha, takie rzeczy już są za mną!-zaczęłam skakać i cieszyć się jak małe dziecko (po prostu czasami tak mam).
-Czuję się gorszy!-krzyknął żartobliwie Hvala.
-A ja? Ja czuję się lepsza-odparłam dumnie.
Nagle do nas podszedł... Cene?
-Nie wiedziałam, że ty też jedziesz na mistrzostwa... tylko, że chyba was jest zbyt dużo?-powiedziałam.
-Chciałoby się skakać, ale ja tutaj jestem jako wolontariusz-odpowiedział z uśmiechem młodszy Prevc.
-Rozumiem. O, Cene!-złapałam chłopaka za ręce, szeroko się uśmiechając-zimowy festiwal młodzieży! Gratuluję, gratuluję, gratuluję! Złoto indywidualne, złoto w drużynówce, srebro w mieszanym? Chłopaku, jesteś geniuszem!
-Dziękuję! O Braszów ci chodzi, a ja już myślałem, że jesteś w...-rozpogodził się chłopak, bo na początku rzeczywiście niepokoiły go chyba moje zamiary-z resztą, nieważne. Jeszcze raz dziękuję!
-Miałam nawet wziąć numer od Petera i do ciebie zadzwonić-ciągnęłam dalej-ale życie tak mnie chyba lubi, że mogę cię spotkać.
-Noo... Fajnie tak stać na najwyższym stopniu podium i trzymać w ręku złoto-opowiadał Cene-tego samego życzę dla mojego brata i drużynie!
-No właśnie-przerwałam monolog chłopaka-gdzie się zapodział Pero?
-Z Robertem gdzieś poszedł, dokładnie to nie wiemy, gdzie-odpowiedział Jurij.
-Pewnie zastanawiałaś się czy gdzieś poszedł, bo niemożliwe, żeby się z tobą nie przywitał?-spytał Jaka.
-Nie, nie pomyślałam tak-wystawiłam język w stronę Słoweńca-po prostu spytałam, gdzie jest. Z ciekawości, że tak powiem.
-Hvala, takie zdania już wyplatasz, że może już lepiej przestań-złapał się za głowę Prevc-bo jeszcze trochę i na tą całą konferencję jakiejkolwiek logiki ci zabraknie...
-Łohooho, dobre, młody!-zaczął klaskać w ramach uznania Tepeš.
-To było tylko dla dobra kolegi-odpowiedział Cene, klepiąc Jakę po ramieniu.
-O kurde!-krzyknął Hvala, spoglądając na swój zegarek w telefonie-musimy już iść z Tepešem na konferencję!
-Rzeczywiście! Chętnie byśmy pogawędzili Klaudio, ale uciekać-dodał Jurij.
-Nie ma sprawy, idźcie i opowiadajcie-zaśmiałam się.
Chwilę później dwójka Słoweńców poszła w dal, a ja zostałam sama z Cene.
-Czy Domen też tutaj jest?-zapytałam po chwili ciszy.
-Teraz nie, ale przyjedzie kibicować na konkursie na dużej skoczni-odpowiedział.
-O, to fajnie-kiwnęłam głową w geście aprobaty.
Nagle podeszła do nas jakaś kobieta w wieku 20-23 lat i gdy zobaczyła na naszych kurtkach identyfikatory zwróciła się do Słoweńca:
-Przepraszam, czy mógłby pan pokazać mi drogę, którą dojdę na treningi biegaczek narciarskich?
-Oczywiście-odpowiedział, ja natomiast cicho się pożegnałam i wróciłam do swojego domku.
Miałam teraz spacerować, ale doszłam do wniosku, że trochę pogadałam z chłopakami na zewnątrz i warto będzie wrócić na trochę do ciepłego domu. Wstawiłam szybko wodę na herbatę, zawinęłam się w koc i sięgnęłam ręką po beatsy, które leżały na szafce nocnej. Tak, białe, nauszne, ukochane beatsy, bez których nie pojadę na żaden konkurs. Przeglądałam swoją playlistę, aż dotarłam do Beatlesów. O, chyba mam jak na razie wystarczająco wybuchowy nastrój, żeby wybrać ,,Helter Skelter". Jedno dotknięcie i dźwięk rozbrzmiał w moich słuchawkach.

When I get to the bottom I go back to the top of the slide 
Where I stop and I turn and I go for a ride 
Till I get to the bottom and I see you again 
Yeah yeah yeah

Kilka minut później, gdy już leciała inna piosenka, zauważyłam, że woda się już zagotowała. Odłożyłam wsszystko i poszłam zaparzyć, a później wypić herbatę. Zagryzając ciastkiem. Bo Skrzatek lubi ciastka!
Wysarczająco się rozgrzałam, aby móc wyjść na dwór. Na sto, może nawet tysiąc procent będę się zachwycać tutejszymi widokami. Cóż, góry zawsze tak ze mną robią. Jest w nich stanowczo zbyt dużo majestatu, żeby przejść obok obojętnie.
NZałożyłam kurtkę, czapkę i tym podobne, po czym wyskoczyłam na ścieżkę. Wyskoczyłam, dzięki czemu zaliczyłam pierwszy upadek tutaj. Pobolało trochę, ale co najważniejsze, przestało. Można iść dalej. W sumie to pora na samotne przechadzki aż tak wspaniała nie była, już zachodziło powoli słońce. Ale mapę całej okolicy mam, latarkę mam, ciepłe ciuchy i nieprzemakające śniegowce mam, naładowany telefon mam... Wszystko co potrzeba, a po drugie: to niemożliwe, żeby tak rozgarnięta osoba jak ja mogła się tutaj zgubić! Oczywiście nie przechwalając się nadmiernie, mówi się ,,nigdy nic nie wiadomo". Obrałam sobie dróżkę oznaczoną, co prawda włoskimi tabliczkami które bardzo kiepsko rozumiem, ale później wszystko będzie jak najbardziej jasne. Roślinność jest dosyć podobna do naszych Karpat, jest też dużo, bardzo dużo śniegu, a góry są oczywiście sporo wyższe od polskich. Malownicze tereny, niżej piękne łąki. Niedaleko jeszcze skocznia, na której w najbliższych dniach dojdzie do podziału medali przygotowanych dla najlepszych skoczków naszego globu. Oj, będą emocje. Niezależnie jak się to potoczy, dla kogo pozytywnie, a dla kogo nie... Emocje zawsze były przy mistrzostwach świata, zawsze są i zawsze będą.
Akurat dorwałam wolną ławkę. Świetnie, bo rozkopywanie się wśród dość grubej warstwy śniegu trochę energii zużywa. Oczyściłam drewno z puchu, po czym usiadłam. Cisza, spokój... Na chwilę się przyda. Kilka metrów naprzód był łagodny stok z górki, na której się znajduję. Dało mi to niezły widok na dolinkę i... Potężne, wielkie Alpy z oddali.
 Zaraz będzie kompletnie ciemno, nie wiem, czy już powoli nie żałuję swojej decyzji, żeby tak się oddalać. Nie czułam już się w pełni bezpiecznie. Nagle coś na mnie zleciało. Pisnęłam przestraszona, jednak kilka sekund później sama zauważyłam, że był to tylko śnieg z obciążonej gałęzi sosny, pod którą siedziałam. Może lepiej już stąd iść? Poczekaj, jeszcze trochę chcę się napatrzeć. Ale jest ciemno już, jest noc! Chwila, tylko chwila... Tą chwilą było kolejne 5 minut, był w mojej głowie już poukładany spokój, ale niespodziewanie zburzył to nieznany strumień światła zza moich pleców. Bałam się na początku odwracać, ale gdy to już zrobiłam...
-Co ty robisz? Co ty tutaj robisz?!-wytrzeszczył oczy Prevc, gdy mnie poznał.
-Siedzę-odpowiedziałam-a ty mnie śledzisz, czy co?
-Nikogo nie śledzę, nie jestem przecież taki wścibski-podszedł do mnie, zgasił swoją latarkę, po czym też usiadł na ławeczce.
-Dlaczego zachciało ci się przyjść akurat tutaj? Sorki, wiem jak to brzmi, ale nie pojmuję, że ktokolwiek mógł mnie tu znaleźć-skrzyżowałam ręce, oczekując wyjaśnień.
-Każdy tutaj może dotrzeć, zapomniałaś o tabliczkach?-uniósł do góry brwi Peter-ja się tutaj szwędam od prawie półtorej godziny. A ty?
-Od niecałej godziny-bąknęłam-dobra, wygrałeś.
-Cieszę się-wystawił rząd swoich ząbków-a poza tym, to cześć.
-Cześć, trochę zapomniałam o bardziej kulturalnych powitaniach niż ,,co ty tutaj robisz"-uśmiechnęłam się.
-Może już stąd idziemy?-spytał Słoweniec.
-Czemu? Jak ty już tu jesteś to mogę siedzieć, ile mi się spodoba-oznajmiłam.
-Nie zimno cii?-przysunął się bliżej.
-Nie, dzisiaj odbiegam od tradycji, mam najcieplejsze ubranka na świecie-odpowiedziałam.
-Cud!-zaśmiał się Pero.
-Hahaha, twoja radość powinna być szczera, a nie dla beki-puknęłam szatyna w czoło-wracając to tematu... Dlaczego chcesz już wracać?
-Boję się niedźwiedzi polarnych-odparł.
-Tu ich nie ma!-krzyknęłam-gadasz takie głupoty, a ja mam przez to tylko schizy.
-Schizy, powiadasz?-nabijał się ze mnie Prevc-w takim razie stąd uciekamy!
-Nie chcę biegać już dzisiaj po śniegu, jak coś-uprzedziłam-gdzie idziemy?
-Usiądziemy sobie na krzesełkach i pooglądamy treningi biegaczy narciarskich-odpowiedział.
-Wcześniej chyba biegaczki trenowały, bo jakaś dziewczyna pytała się Cene o drogę tam-szepnęłam.
-Widziałaś już go?-zdziwił się Peter.
-Tak, po obiedzie-oznajmiłam z dumą w głosie-rozmawiałam wtedy z nim, Jurijem i Jaką. Jest wolontariuszem!
-Ciasto ci podarował?-zaczął chichotać szatyn.
-My na dworze byliśmy...-pokręciłam głową-nie nabijaj się ze swojego brata! Złoto zdobył!
-Ale ja nie z niego-dalej śmiał się-tak się zastanawiałem, ile kawałków ciasta byś od niego wzięła... Wiesz, piernik był. I bułki cynamonowe.
-Prevc!-rzuciłam w Słoweńca śnieżką-to, że lubię wypieki z cynamonem, to nie znaczy, że jem je tonami!
-Mi nie chodziło o tony, tylko o 5 bułeczek-wytłumaczył mi Pero.
Po trochę więcej niż dwudziestu minutach, dotarliśmy na trasę narciarską.
-Ja chcę na tych krzesełkach na samej górze-powiedziałam.
-Panie przodem-uśmiechnął się Prevc.
-Taki uprzejmy, a jeszcze niedawno wredny-przewróciłam teatralnie oczami.
-Wredny to trochę przesadzone określenie... księżniczko-usiadł na krzesełku obok Peter.
-Księżniczko? Mi tam pasuje, rycerzu-parsknęłam.
-Ja jestem skoczkiem, mam narty zamiast szabli i miecza-odpowiedział dumny Pero.
-Nieźle to wymyśliłeś!-uśmiechnęłam się.
Akurat na trasie pojawiła się spora grupka norweskich biegaczy i jeden Białorusin. Chwilę później przejechali Rosjanie, Szwedzi...
-Patrz, to chyba Polak-wskazał palcem na zawodnika w polskim stroju.
-Polak, Polak-kiwnęłam twierdząco głową-Peter?
-Tak?
-Marzysz o jakimś konkretnym miejscu na mistrzostwach?-cicho spytałam.
-Każdy marzy o dobrej lokacie-odpowiedział-byłbym zadowolony z pierwszej dziesiątki.
Odwróciłam się do tyłu. Zobaczyłam miejsce, w którym jeszcze nie byłam, a chodzili tam ludzie.
-Pero, chodźmy tam!-wskazałam na (chyba) park za bramą-jeszcze tego nie widziałam.
-Ja też tam nie byłem, a chętnie zobaczę-od razu wstał z krzesełka. Chwilę później również to uczyniłam.
Przeszliśmy obiekt, po czym weszliśmy do parku przez jedną z bram.
-Nie jest to oświetlone zbyt dobrze. Trochę małych latarni i to wszystko-skomentowałam.
-W porównaniu z trybunami tak-zaśmiał się Prevc.
Minęliśmy kilku sportowców. Chyba kombinacja norweska, średnio ich znam. Odwróciłam wzrok na prawą stronę. Był tam zamarznięty strumyk, a prosta śnieżka zaprowadziła nas do małej fontanny.
-To chyba centrum tego parku-szepnęłam.
-Tak mi się wydaje...-odpowiedział Słoweniec-oczywiście, stąd rozchodzą się wszystkie dróżki.
-Masz rację-uśmiechnęłam się.
-Patrz, tam za bramą jest chodnik, który prowadzi do domków-pokazał mi szatyn.
-Ledwo to widzę, ciemno jest jak w...-wysilałam swój wzrok, aby cokolwiek dostrzec-ale to dobrze, już się dzisiaj nachodziłam!
-Chodź tam, ludzi tam bardzo mało albo wcale nie ma-wziął mnie za rękę Pero.
Poszliśmy w daleki zaułek parku, było ciemno i pusto. Peter wybrał ławkę w pobliżu lampy, chwilę potem tam usiedliśmy.
-Dobre miejsce na randki, albo nielegalny biznes-cicho zaśmiał się Prevc.
-Słyszałam, że Domen będzie na drugim indywidualnym-powiedziałam po chwili ciszy.
-Tak. Mało co tutaj z siostrą nie przyleciałem, prawie cała rodzinka by była-odparł Pero.
-Co? Naobiecywałeś niewiadomo czego, a potem zaprzeczyłeś?-zaśmiałam się wesoło.
-Nika tak wiernie mnie odprowadzała na lotnisku, że później nie chciała mnie puścić-odpowiedział.
-Trzeba było ją wziąć, ciastka bym z nią podkradała, jeżeli oczywiście lubi...-cicho powiedziałam.
-A jednak dużo ciastek!-krzyknął Prevc-wiedziałem, wiedziaałem!
-Jak sobie z chłopakami gawędziłam, to tak troszkę czekałam na ciebie-odparłam-ale ponoć gdzieś z Robim byłeś?
-Noo... Ale gdybym wiedział, że cię spotkam, to bym poczekał...-spojrzał mi głęboko w oczy. Widać było w nich błysk. W ciszy zaczął zbliżać się do mojej twarzy, czułam, że ja też to robię. Byliśmy już bardzo blisko... Ale raptem ktoś krzyknął jego imię. Od razu oboje się zerwaliśmy.
-O kurde, przepraszam, że przeszkadzam. Ale szukałem cię, bo trener chce z tobą porozmawiać-złapał się za głowę Tepeš. Jurij Tepeš.
-Nie, no rozumiem-pokręcił głową Peter-a wiesz, w jakiej dokładnie sprawie?
-Nie wiem, nikt chyba poza samym Goranem nie wie. Sprawy zawodowe na pewno-uśmiechnął się Jurij.
-Na drinki i koniaki na pewno nie zapraszałby-powiedziałam pogodnie.
-Dokładnie-skomentował Pero.
-Ja jeszcze raz przepraszam, że trochę się wciąłem. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że to Klaudia z tobą siedzi... Eej, Peter! Rządzisz tutaj, widzę!-po chwili popatrzył na mnie-to znaczy jeżeli to tylko tak wyglądało, bo mogło tak tylko wyglądać...
-Boo, bo to tak wyglądało tylko-równocześnie powiedziałam to z Peterem. Nie wiem czemu, tak mi ślina na język przyniosła widocznie.
-To my ciebie odprowadzimy, mamy domek po drodze-powiedział Pero.
-Chodźmy-wstałam z ławki.
Słoweńcy odprowadzili mnie prosto pod mój domek.
-Pa Jurij-pożegnałam się z jednym ze skoczków.
-Pa, miłego wieczoru-odpowiedział, a w tym momencie zadzwonił jego telefon-o, przepraszam, to moja siostra.
Odszedł trochę, dzięki czemu zostałam prawie sama z Peterem.
-Dziękuję za miły wieczór, Pero-cicho powiedziałam, po czym dałam mu lekkiego buziaka w policzek.
-Dla mnie również był miły-lekko się uśmiechnął-pa, Klaudia.
Po tym ja poszłam do domku, a Peter z Jurijem w dalszą drogę. Ja lubię być na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym. Bynajmniej ten dzień był świetny, oby następne również takie były. Co najważniejsze tutaj, także pod względem sportowym.
Pojutrze konkurs na małej skoczni... Powoli zaczynam czuć to. Będzie szaleństwo!


Jesteśmy już w Val di Fiemme! Wypoczynek za mną, w głowie już gości #BackToSchool D: Zebrałam się nareszcie i publikuję 14 rozdział. Po tej urlopowej przerwie stwierdziłam, że przydałby się rozdział nieco dłuższy. Trochę wynagrodzić czekanie... Wyobraźnia się posłuchała :) Dużo dialogów z wieloma bohaterami, pierwszy raz wstawiłam tekst piosenki w tym opowiadaniu. Peter znowu na końcu, jako wisienka na torcie ;d
Naoglądałam się w ostatnim czasie Ice Bucket Challenge, Splashów... i tak się właśnie zastanawiam, czy trochę w czasie nie namieszać i uwzględnić ten wątek w niedalekiej przyszłości :D Co o tym sądzicie? Co sądzicie o rozdziale? :)

Klaudia

12 komentarzy:

  1. Świetny rozdział ;) Kiedy następny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję ;) Następny? Hmm.. myślę że niedługo, pierwszy tydzień u mnie w szkole będzie bardziej organizacyjny, postaram się to wykorzystać na szybkie napisanie nexta :)

      Usuń
  2. Świetny rozdział. Fettner xD
    No już 3 raz i nic! Najpierw pocałunek na parkiecie (który nie miał żadnych poważniejszych skutków), potem ta noc (doskonała okazja haha) i teraz! Kiedy oni będą w końcu razem :P pozdrawiam!
    PS. Co przyszło dla Cene na myśl, jak Klaudia mu gratulowała? :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Żarty z Austriakami na poziomie :D
      Kiedy będą w końcu razem? To się okaże w następnych rozdziałach. Dla Cene przyszło na myśl, że jest z jego bratem w ciąży :o pomyślał sobie chłopak nie wiadomo co jak zobaczył ich wspólne śniadanie...
      Pozdrawiam c:

      Usuń
  3. Hahaha- te wcześniejsze komentarze ^^
    Cene, oj Cene... :P Lubie tego faceta, będzie z niego człowiek, ale żeby od razu takie rzeczy njuż myśleć? :D Do tego ten prawie pocałunek ;3 Ale oczywiście ktoś musi przeszkodzić xD No ale to chyba oczywiste, że kiedyś musi się to stać. I raczej nie będzie to w jakimś prywatnym miejscu ;) Pewnie gdzieś w publicznym, typu skocznia, ale się zobaczy... :)) Nika- jaka wierna kibicka :> Dogadają się na pewno, ale wiem że też coś wykombinują razem z Domenem ;) "szybciutko zeszłam po wysuwanych schodkach i..."- myślałam, że napiszesz że się wywaliła :D Niezawodni koledzy z Austrii :D I ten Greg <3 No i ta rozmowa w samolocie i to przezwisko, i ah, och mogę wymieniać w nieskończoność :D
    Niestety się nie rozpiszę, bo muszę zmykać ;p
    I mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdzial, szybciej niż to możliwe :)) Weny i buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami się zdarza, że coś nieodpowiedniego na myśl przychodzi.. dla Cene też się to przytrafiło :') Tak, było bardzo blisko, no ale niechcący pojawił się Jurij :o
      Hahah, niee, obyło się bez upadków :D
      Dziękuję, buziaki :*

      Usuń
  4. Manu, Gregor i Thomas rozwalili! Tak jak Polacy na początku ;)
    Fajnie, że jest więcej Petera :)
    Oby tak było w kolejnym :P
    A rozdział jest cudny! Dużo w nim humoru ;)
    Do następnego!
    Życzę weny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trochę humoru rzeczywiście było :) W następnym rozdziale Peter na pewno się pojawi.
      Dziękuję, do następnego i pozdrawiam :*

      Usuń
  5. Wieczór minął , rozdziały nadrobione , więc przydałoby się skomentować...
    Hm... ten rozdział rozbawił mnie chyba najbardziej , bo wręcz uwielbiam Austriacki Team .
    W każdym z rozdziałów da się odczuć , że wiesz o czym piszesz , jak dopierać odpowiednie wyrażenie , żeby tekst nie był monotonny , a to bardzo ważne.
    Czekam na kolejny i proszę o informację o nim.
    --------
    Jeżeli będziesz miała czas i ochotę zapraszam na wiaze-z-toba-codziennosc.blogspot.com/ gdzie pojawiła się nowa odsłona , bądź na http://gib-nicht-auf-austria.blogspot.com/ gdzie ukazał się prolog nowej historii.
    Ann.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja sama również myślę, że to jeden ze śmieszniejszych rozdziałów. Chciałam w nim od początku umieścić scenkę z Austriakami- tak się stało :)
      Dziękuję za miłe słowa, staram się pisać jak najciekawiej i najsensowniej.
      Chętnie przeczytam :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  6. Kiedy następny rozdział? :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za kilka minut. (dosłownie)
      Już gorąco zapraszam.

      Usuń

Śmiało komentujcie, przedstawiajcie swoje opinie! ;)