piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 15

Na początku chciałabym Was przeprosić za swoją długą nieobecność. Wraz z początkiem roku szkolnego spłynęło na mnie wiele nowych obowiązków, szczerze mówiąc... 3 miesiące mojego milczenia tutaj minęły dla mnie niezrozumiale szybko. Czuję się, jakby ostatni post pojawił się co najwyżej miesiąc temu. Początek sezonu dał mi do zrozumienia, że muszę wziąć się w garść. Jak widać, wzięłam się w garść.
Cóż, nie będę już szukać wytłumaczeń. Jeszcze raz wszystkich bardzo przepraszam. 
A zarazem dziękuję, że ktoś tu jeszcze został. :)
Dziękuję również za nominację do Liebster Award od Skokonators :D W najbliższym czasie pojawi się na blogu zakładka, w której podejmę się odpowiedzi na 11 pytań.
Więc... Pozostaje mi już tylko życzyć miłego czytania! 

Raz, dwa... Raz, dwa...

 Deptałam ścieżkę po świeżym śniegu, który obficie spadł wczoraj wieczorem w Val di Fiemme. Oglądałam ślady swoich podeszw od butów. Zasypywałam je. Lepiłam kulki, które układałam pod dużym świerkiem. Zachowanie, na pierwszy rzut oka wydające się nieco dziecinne. Nie. Czuję się zelektryzowana faktem, że za mniej niż 2 godziny chłopcy będą walczyć o medale. Wokół zbierali się kibice, było ich już całkiem sporo. Wyszłam na chwilę poza teren obiektu skoczni, próbójąc odetchnąć. To pierwsze tak ważne zawody, podczas których jestem w polskiej drużynie. Oglądanie bezustannie trenujących skoczków podsyciło moje emocje. Znajduję się więc pomiędzy kilkoma świerkami, aby ochłonąć i nabrać wystarczającego opanowania aż do konkursu. Niespodziewanie zauważyłam Romana Koudelke.
-Romek, a co ty tu robisz?-spytałam zdziwiona.
-Jedną sprawę miałem do załatwienia-uśmiechnął się Czech-ale jak widzisz, jestem cały. I w dodatku zdrowy!
-I bardzo dobrze-odpowiedziałam-ja też wracam do swoich skoczków. Powodzenia w konkursie!
-Życzę twoim kolegom tego samego!
Po szybkiej zamianie zdań wróciłam do teamu. Od razu dostrzegł to Pietras:
-Gdzie się zapodziałaś?
-Nie bądź taki ciekawski, miała może swoje potrzeby...-zaśmiała się ironicznie Paulina.
-Ciekawe jakie-szepnął Kubacki.
-Nie wiem? Może rozmowa z kimś?-wzruszyła ramionami.
-Ciekawe z kim-znów szepnął Dawid.
-Hmm.. Słoweńcy?-zatrzymała się na chwilę rudowłosa-Austriacy?
-Tak się składa, że minęłam się jedynie z Czechem. I miałam inną potrzebę, ale nie chcę was zbyt rozbawiać...-zajmijmy się gimnastyką tych oto panów-wskazałam na skoczków.
-Odpowiednia już do tego pora-powiedział trener, który dopiero przyszedł-pamiętajcie jeszcze o kontrolach dopingowych, które niedawno się zaczęły.
-Jesteście tym razem na początku listy, więc miejcie się na baczności-dodał asystent trenera.
-Nie ma problemu-uśmiechnął się Kamil.
-Bardzo nas to cieszy-powiedział Maciek.
-A ty co, trener?-zabrał mu czapkę Żyła.
-A little bit!-stwierdziłam żartobliwie.
-Do roboty, panowie!-wydarł się brunet, który widocznie bardzo wczuł się w "swoją" rolę.
Racja w tym była. Czas płynie, a trzeba się rozciągać i rozgrzewać. Jest w nas optymizm, wierzymy, że chłopakom uda się zdobyć dobre lokaty. Elementem rozgrzewki był nieodzowny element naszych rekreacji- siatkówka. Oczywiście z dozwolonymi zagraniami nogą.  Nim się obróciliśmy, do początku konkursu pozostały około 3 minuty. Większość drużyn była już tam, gdzie powinna być. My również. Na zeskoku pojawili się już dwaj przedskoczkowie, panujące tutaj warunki wietrzne obecnie są korzystne. Nic, tylko zaczynać, zanosi się na emocjonujący konkurs i długie skoki! Ale do tego jeszcze kilka minut pozostało.
-Czeeeść-usłyszałam zza pleców znajomy głos.
-Czy mógłby mi pan pokazać drogę na wyciąg narciarski?-spytałam.
-Proszę za mną-wstał z krzesełka brunet-proszę się nie bać, to tylko 10 minut stąd!
-Myślę jednak, że zostanę obejrzeć konkurs skoczków...-przewróciłam oczami.
-Nie ma sprawy-odpowiedział-więc może pierniczek z pobliskiego bufetu?
-Chętnie, jeśli to oczywiście nie problem.
-Widzi pani tamten drewniany, podłużny domek?-wskazał na budowlę-tam może sobie pani pójść i kupić takie ciastko.
-Cene!-rzuciłam w chłopaka śnieżką, śmiejąc się-nie igraj z ogniem!
-Nic z tych rzeczy-odpowiedział młodszy Prevc.
-O, konkurs się rozpoczął-wskazałam na skoczka będącego na rozbiegu-przez te pogaduszki nawet nie zauważyłam.
-W takim razie nie przeszkadzam i idę do chłopaków. Do zobaczenia niebawem!-pożegnał się Cene.
-Do zobaczenia.
Po krótkiej, żartobliwej rozmowie ze Słoweńcem mogłam już w pełni oddać się konkursowi, w którym dojdzie do podziału medali Mistrzostw Świata.

 Po roztrzygniętych zawodach pozostaje gratulować nowemu mistrzowi świata na skoczni małej, Andersowi Bardalowi. Srebro zdobył Gregor Schlierenzauer, zaś brąz- Peter Prevc. Mało brakowało, aby cieszyć się z wielkiego sukcesu Kamila. Jego pierwszy skok był bardzo dobry i dał mu pozycję wicelidera. Jednak wiatr w drugiej serii był nieco kapryśny, Kamyk również zachwiał się przy lądowaniu, przez co sędziowie dali mu "siedemnastki". Czyli noty trochę gorsze. Ostatecznie zajął więc 8 miejsce. A jak wypadła reszta chłopaków? Maciek uplasował się na 11 miejscu, Piotrek 23, a Dawid- 31. Rokuje to dobrze na przyszłość! Atmosfera konkursu iście wspaniała, multum kibiców, głośny doping... Można powiedzieć, że zakochałam się w Mistrzostwach Świata! Nasi skoczkowie prezentują się bardzo dobrze, a może przecież być jeszcze lepiej. To okaże się niebawem.
 Całą drużyną szliśmy w stronę bufetu. Już po ceremonii, wywiadach, i innych ceregielach. Mieliśmy tam coś zjeść, podobnie jak inne zespoły. Przy okazji tego spaceru, wyjęłam z torby termos, w którym znajdowała się gorąca herbata z pomarańczą i goździkami. Potrzebowałam takiego rozgrzania, jest dość mroźno.
-Skrzatek, ja też chcę!-krzyknął Pieter.
-Masz-rzuciłam w niego śnieżką.
-Ty chyba za bardzo lubisz obrzucać innych śniegiem-zaśmiał się Kamil.
-Hmm... Z grzeczności nie zaprzeczę-odpowiedziałam.
-Tak się składa, że my też lubimy bombardować-zaczęli krzyczeć chłopcy-Ha!-właśnie oberwałam.
-Ała!-wrzasnęła natarta śniegiem Paula-a przy okazji, jesteście głodni?
-Ja to bym mógł zapełnić swój żołądek-powiedział Kamil.
-Ja też, zgłodniałem jakoś-przeciągnął się Kocur.
-Widocznie twój układ pokarmowy szybko przerobił mannery, które zjadłeś przed konkursem...-parsknął śmiechem Kubacki.
-Ale Skarb wykorzystał węglowodany zawarte w wafelkach, nie możecie się ze mną nie zgodzić!-dodał Łukasz Kruczek.
-Tak, węglowodany zawarte w wafelkach aka najszybsze źródło energii, które można wykorzystać chwilę po zjedzeniu-zaczęłam prowadzić swój wykład-a że wysiłek fizyczny ze strony Maćka był... Nie mogę się z tobą nie zgodzić, trenerze!
-Świetnie!-zaśmiał się polski szkoleniowiec-a wy chłopaki, co o tym sądzicie?
-My raczej nie zaserwujemy trenerowi zbyt dobrego wytłumaczenia, gdyż nie mamy aż takiej smykałki do medycyny... Ale oczywiście zgadzamy się ze Skrzatkiem-kiwnął głową Kot.
-Ja i Kamil również-dodał Dawid.
-Zapomniałeś o mnie, wieśniaku!-dał kuksańca w bok Kubackiego Pieter.
-Piotrze, to znak, abyś sam przekazał swoją opinię. Mówię to śmiertelnie poważnie-powiedział "śmiertelnie poważnie" Maciej.
-Zgadzam się trenerze z niniejszą wypowiedzią naszej fizjoterapeutki, Krzatkowskiej Klaudii, pochodzącej z...-zaczął zanudzać Żyła.
-Starczy!-powiedziałam.
-No właśnie. Sprawa wygląda tak, że trzeba coś zjeść!-krzyknęła do całej drużyny Paula.
Po mniej niż minucie weszliśmy do bufetu, nie obeszło się to oczywiście bez echa- wiadamo, Team Poland. Zawsze moi przyjacie zwracają na siebie uwagę, tym razem również. Ale o tym innym razem. Usiadłam przy stoliku, za śladem skoczków. Oni od razu sięgnęli po karty z propozycjami dań, mi zaś, osobiście nie chciało się jeść. Zamówiłam tylko herbatę z imbirem. Swoją już wypiłam, a ten napój dzisiaj wyjątkowo przypadł mi do gustu.
-Czemu takie lichutkie zamówienie? Rozumiem jeszcze grzaniec czy coś, ale herbatka?-zwrócił się do mnie Piotrek.
-Grzaniec, ach tak! Piwny!-burknęłam.
-Wiesz przecież, że sobie żartuję, Skrzatku...-odpowiedział Żyła.
-Ja też jestem jakaś najedzona-powiedziała rudowłosa-też wezmę herbatę, ale z czarnym bzem.
-Twój wybór!-zaśmiał się trener.
Wydaje się być zadowolonym z dzisiejszego obrotu sprawy na skoczni. Mimo, że i tak zawsze jest pogodny, nawet gdy w jego oczach widać zakłopotanie i zmartwienie, bez wyjątków obdarzy wszystkich serdecznym uśmiechem. A w dodatku taki profesjonalizm. Świetny trener. Trener Łukasz Kruczek.
-Dziewczyny się chyba odchudzają?-zaśmiał się Kamil.
-Niee-uśmiechnęła się Paulina-po prostu nasze posiłki w ciągu dnia były systematyczne, pożywne i zawierały dużo błonnika pokarmowego. Skutek jest taki, że do teraz nas trzymają! Prawda, Klaudia?
-Tak, tak-odpowiedziałam.
-Widzicie? Nasz dietetyk, fizjoterapeuta, kardiolog, psycholog i chirurg się ze mną zgadza. Czyli nie gadam głupot-obdarzyła mnie uśmiechem Paulina.
 Ciekawe. Od jakiegoś czasu miła dla mnie, jak nigdy dotąd. Zgadza się ze mną, wychwala mnie przed innymi, mówi, że jestem świetna w swoim zawodzie. Błaga mnie, aby znów mogła dzielić ze mną pokój hotelowy (Nad tym muszę się zastanowić, aczkolwiek jestem nastawiona do tego sceptycznie. Zbyt nadwrężyła moje zaufanie), opowiada, że żałuje tamtej sylwestrowej nocy i swojego zachowania. Kupuje mi cappucino podczas zawodów PŚ, dostarcza je prosto do ręki i nie chce żadnych pieniędzy. Bierze mnie na spacery z Kotem, spotkania z Niemcami, namawia mnie na basen i łyżwy. Interesujące, co wpłynęło na taką metamorfozę? Tak piękne, że aż dziwne.
-Haloo?-zaczął mi machać przed oczami Blondi-śpiąca chyba jakaś jesteś!
-C, co?-wróciłam na ziemię-nie, po prostu zamyśliłam się, nawet najlepszym się zdarza...
-Hmm... A może ty się w kimś zakochałaś?-wypalił Kot.
-Nie!-wrzasnęłam na cały lokal, aż wszyscy się obrócili w naszą stronę. Austriacy, Włosi, Niemcy, Norwegowie, Czesi, długo by tu wymieniać, Słoweńcy, a wraz z nimi Peter Prevc.
-Spokojnie, nikt tutaj nas nie rozumie!-uśmiechnęła się rudowłosa.
-Chyba wszyscy... Mam bynajmniej taką nadzieję-odparłam cicho, tak, jakbym chciała, aby nikt w całym lokalu nie zorientował się, że cokolwiek teraz wypowiedziałam.
-Ale się zarumieniłaś!-szepnął rozbawiony Stoch-chyba coś jest na rzeczy!
W tym momencie już zwątpiłam, czy mojej gadatliwej przyjaciółce Ewie nic przypadkiem nie "wyleciało" z ust podczas rozmowy z mężem. Jednak nie byłam zbytnio przekonana do takiej wersji wydarzeń, wolałam trzymać język za zębami.
-Może i mam czerwone policzki, ale tylko dlatego, że rozbawiają mnie wasze niektóre głupiutkie teorie!-zaniosłam się śmiechem. A wtórowała mi przy tym Dębicka. Po chwili już cała drużyna.
-Dobra Skrzacie, tym razem wygrałaś-puścił mi oczko Żyła.
W tym momencie wrócił do nas Kruczek, który przy barze, jak zauważyłam, zamienił kilka słów z Schusterem. Trenerskie pogaduszki.
-Co słychać?-uśmiechnął się polski szkoleniowiec.
-U nas? Wesoło!-odpowiedział Kamyk.
-Czemu nie jestem zdziwiony?-odparł trener-chyba nadciąga wasze jedzenie, chłopcy.
-Nareszcie. Jestem głodny jak wilk-szepnął cicho Maciek.
Chwilę później jadł już zupę szpinakową.
-Smacznego-powiedziałam zarówno do niego, jak i reszty chłopców.
Także i ja zanurzyłam swoje usta w ciepłej herbacie. Skoczkowie zaczęli rozmawiać o jakimś serialu, ja zaś poczułam w kieszeni, jak przyszła do mnie wiadomość. Dyskretnie ją odczytałam.

22:02, Jaka:

Hej, możesz zostać tutaj do ok. 22:30? :)

Byłam trochę zmęczona, w dodatku mój nastrój nie był wyjątkowo biesiadny. Cóż, nie zawsze musi tak być. Mimo wszystko chętnie porozmawiałabym z Hvalą. Odpisałam więc po chwili namysłu.

22:03, Ja:

Czemu nie. ;)

Przetarłam leniwie oczy. Spojrzałam na drużynę, po chwili powiedziałam:
-Wiecie, wyjdę na chwilę na dwór...
-Coś się stało?-spytał zaniepokojony Maciek.
-Nie, po prostu odrobina świeżego powietrza dobrze mi zrobi-odpowiedziałam-może i humor mi wróci.
-Pójść może z tobą?-ciągnął dalej brunet.
-Spokojnie, przecież nic mi nie dolega-uśmiechnęłam się lekko.
 Wstałam, po czym wyszłam z lokalu. Usiadłam na drewnianym schodku. Ciemna alpejska noc. W dodatku zaczął pruszyć śnieg, który mienił się dziesiątkami różnorodnych kolorów dzięki księżycowi, który dzisiaj w pełni oświetlał szafirowe, niemal czarne niebo, na którym w dodatku błyszczały gwiazdy, tak urokliwie, niczym diamenty.
 Czyste, mroźne powietrze bardzo dobrze wpłynęło na moją psychikę. Poczułam się znów rześko, jakby był dopiero wczesny ranek.
 Usłyszałam narastające, zbliżające się do mnie śmiechy. Głosy to były dla mnie znajome, już zdążyłam od początku tej pracy umieć bardzo dobrze rozpoznawać wielu skoczków. Odwróciłam głowę w stronę dzisiejszych medalistów.

C.D.N.


Ciąg dalszy nastąpi :) Jeżeli czuć niedosyt o opis konkursu na skoczni, uprzedzam: cały swój (jeśli mogę tak to określić) talent zaplanowałam przelać na drugie zawody!
Następny rozdział pojawi się o wiele szybciej, obiecuję! Pozdrawiam i oczywiście czekam na Wasze opinie :)

Klaudia

czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 14

-Byliście wcześniej we Włoszech?-spytałam.
-No ba-odpowiedział Piotrek, wyglądając przez okno w kabinie samolotu-czy to w sprawach zawodowych, czy urlopu, Włochy zawsze spoko!
-Rzymem nikt nie pogardzi-zaśmiał się Kamil.
-Albo sycylijską mafią-dodał Kubacki.
-Hoho, za mafię to ja dziękuję!-wykrzyknęła Dębicka.
-Do Sycylii nam daleko, nasz kierunek to Alpy...-szepnął Maciek.
-Skarbie, ja żartowałam przecież-przewróciła oczami rudowłosa.
Zaczęłam trochę się zastanawiać, w jakim znaczeniu ona powiedziała ,,skarbie". Dla śmiechu, czy dla komplementu ukochanej osobie?
-Skrzatek! Skrzatek!-wrzasnął Dawid, który rzeczywiście mnie przestraszył-zejdź na ziemię!
Skrzatek to hit ostatnich dni w polskim obozie- moje nowe przezwisko, które powstało w taki sposób, że jeden z naszych serwisantów zamiast ,,Krzatkowska" wypowiedział moje nazwisko ,,Skrzatkowska". Nie umknęło to uwadze Wiewiórowi, który od razu ochrzcił mnie na Skrzatka. I tak zostałam ozdobą ogrodową. Bo chyba każdy przynajmniej raz w życiu zobaczył ozdobnego krasnala w czyimś ogrodzie? Albo lepiej: sam takiego ma? Po jakimś czasie zeszłam w końcu na ziemię, po rozmyślaniu nad kolegą i ,,koleżanką".
-Kubacki, nie strasz tak!-złapałam się za głowę.
-Luuz, to tylko w samolocie można tak się zamyślić-złagodził sytuację Żyła-masz szczęście Skrzacie, że we Włoszech innej strefy czasowej nie ma. Bo jak za rok do Soczi polecisz, to możesz zamulać!
-Piotrek, Piotrek...-pokręcił głową Kruczek-o teraźniejszości myśl, do igrzysk jeszcze masz sporo czasu!
-No właśnie, ty już w Rosji jedną nogą, a kto w Predazzo skakać będzie, jak narty nie ma?-powiedziała Paulina.
-Jak nie będzie jednej narty to Pietras pójdzie do Fettnera na lekcję, może dwie i będzie git!-odrzuciłam, podśmiechując.
Wszyscy wybuchli śmiechem, nawet trener podniósł swój wzrok znad stosów dokumentów, którymi właśnie się zajmował i patrzył na mnie z rozbawieniem.
-Pamiętam, Manu like a boss-kiwnął twierdząco głową głową Kot.
-Łołoło, od kiedy ty innych na bossów mianujesz?!-wydarł się Wiewiór.
-Od kiedy wraz z Mustafem wypchaliśmy mu buzię mannerami i powiedzieliśmy, że wygląda jak boss-tłumaczył Stoch, z trudem hamując swoje napady śmiechu.
-To logiczne, że teraz każdego skoczka manner teamu będzie nazywać bossem!-dodał Dawid z dumą w głosie.
-Naprawdę?-wytrzeszczyła oczy Dębicka-trzeba było mnie wziąć ze sobą, też bym dała wafle albo po prostu to nagrała...
-Uciekłabyś-odparł Pietras-wiesz co Kocur zrobił? Wypluł wszystko. Nawet dla mnie to było ble.
-Ciekawych rzeczy ja się dowiaduję tutaj, chłopcy-zaśmiał się Kruczek.
-Trenerze, jakoś trzeba odreagować-zaczął tłumaczyć się Dawid.
-A że to zakład był, to tymbardziej...-dodał Kamil.
-O co? O co zakład?-spytałam.
-Może kiedyś ci powiem, jak się razem z Ewką napijecie-puścił mi oczko Stoch.
-Ale to niemożliwe, żebym się napiła. To niesprawiedliwe!-tupnęłam nogą.
-Jeszcze zobaczysz, nie raz będziesz miała do tego okazję i wcześniej czy później ulegniesz. Nawet jak nie znami, to z Austriakami czy Norwegami-poklepał mnie pokrzepiająco po plecach polski szkoleniowiec.
-Trenerze?-zdziwiło mnie to, co usłyszałam.
-Albo Słoweńcami-dodał Maciek.
-Albo Niemcami!-rzuciłam w niego swoją czapką-a teraz mi to zwróć.
-Nie-uśmiechnął się brunet-nie trzeba było rzucać, Skrzatku.
-Co ja zrobię bez czapki?! Też mam umowę ze sponsorem!-zaczęłam żartować.
-Magiczne słowo-podpowiedział mi Stoch.
-Drogi Skarbie, świetny skoczku, dobry człowieku, utalentowany rajdowco i siatkarzu, wspaniały kolego, czy mógłbyś mi oddać moją czapkę? Prooszę?-zaczęłam swoje wywody.
-Masz, bo tak już słodzisz, że uwierzyć w to nie mogę-odrzucił mi czapę Kocur.
-Kochani, zaraz lądujemy-poinformował nas trener.
Kilkanaście minut później samolot wylądował na płycie lotniska. Wszyscy ustawiliśmy się gęsiego do wyjścia, gdy nadeszła moja kolej, szybciutko zeszłam po wysuwanych schodkach i... mój pierwszy krok po włoskiej ziemi.
-Ale rześkie powietrze!-krzyknęłam, głęboko oddychając.
-Ładnie tutaj. Nigdy nie byłam w Alpach, tylko nad morzem i w Wenecji. Italia jest zarąbista!-mówiła Paulina.
-Dziewczyny? Czas na podziwianie, zwiedzanie i spacerki będziecie miały po południu, teraz chodźmy wszyscy do autobusu, który zawiezie nas do hotelu-wskazał na pojazd Kruczek.
 Dotarliśmy na miejsce, można było pójść na razie do domków. Potem konferencje i sprawy organizacyjne. Chwilowa gorączka, po południu zaś odpoczynek. Rzuciłam się bezwładnie na łóżko, chciałam się na trochę, chociaż na trochę odprężyć... no ale nie. To nie byłoby moje życie. Ktoś zaczął nagminnie dzwonić dzwonkiem do drzwi. Leniwie wyczołgałam się spod pościeli, chwyciłam za klamkę jeszcze z zamkniętymi powiekami, ale już słyszałam wrzaski dobrze znanych mi głosów:
-Wjazd na chatę!!!-powitalny okrzyk Schlieriego, Morgiego i Manu.
-Co wy macie w tym kartonie?-spytałam, gdy po otworzeniu oczu ujrzałam ogromny tekturowy karton, który trzymali Gregor i Thomas.
-To jest prezent. Sponsor trochę zaszalał, trochę musimy teraz tym poobdarować innych-wytłumaczył mi Greg.
Otworzyłam pudło, a w nim... Chyba 20 puszek RedBulla. No, nieźle.
-Chciałam akurat was spytać, czy nie jesteście zmęczeni troszeczkę po locie, ale teraz już wszystko jasne-uśmiechnęłam się.
-Trochę się nażłopaliśmy-puścił mi oczko Morgi-poza tym, my wylecieliśmy z Austrii... To bliziutko, bliżej, niż dla was!
-Racja, Thomas!-puknęłam się w czoło-a co do tych napoi, to góra z 4 wypiję. Ale moja siostra byłaby z tego jak najbardziej zadowolona. Nie macie nic przeciwko?
-Jak dla Karolina, to śmiało jej daj!-kiwnął głową Morgenstern-raz w życiu z nią w Polsce piłem, ale już wiem, że lubię z nią pić! Noo, pozdrów Karolina też!
-Masz to jak w banku-odpowiedziałam.
-Klaudyna!-krzyknął niezauważalny dotąd Fetti-zapomniałem ci powiedzieć, że od kilku tygodni mam nowy tatuaż.
-Pokaż-skrzyżowałam ręce, uśmiechając się.
-Przy nich nie będę się przed tobą rozbierać-wybuchł śmiechem Manuel.
-Okeeeej!-też nie szczędziłam się od dzikiego śmiechu-nadrobimy to innym razem. Może w Niemczech, po mistrzostwach?
-Zgoda-podał mi rękę rozbawiony do łez Fettner-przynieś wino. Albo nie, przynieś whiskey.
-Bardziej chcesz ją upić?-zachichotał Schlieri.
-Pozostaw to już mi, Schlierenzauer-odparł z manierą Manu.
-Wiecie co? Ja chyba muszę otworzyć przy was i wypić jedną puszkę tego świństwa. Bez obrazy-sięgnęłam do pudełka. Coś musi mi w końcu dodać skrzydeł...
-Mogę jednego?-spytał nieśmiało Gregor-poczułem pragnienie.
-Oczywiście, przecież to twoje-podałam mu od razu napój energetyzujący-możesz przyjść do mnie i to wziąć nawet w środku nocy!
-Jaki hojny, kochany człowiek-skomentował Thomas.
-Żartujesz chyba.
-Nie, najszczerszą prawdę mówię-zaprzeczył blondyn.
-Oj, nie znasz mnie Morgi-po tym zdaniu wypowiedzianym poważnym tonem, wybuchłam śmiechem.
-Ooo, nasza druga miłość dodała ci już skrzydeł, widzę?-uśmiechnął się Manuel.
-Jeszcze mógłbyś mi ty kiedyś taki karton mannerów podrzucić-spojrzałam na niego.
-Masz-wyjął z kieszeni w spodniach opakowanie pysznych wafelków-akurat mi się jedne zawieruszyły.
-Manu, wiesz, że jesteś spoko?-spytałam.
-Myślałem, że powiesz, że najlepszy-parsknął śmiechem Gregor.
-Powiem tak, gdy da mi karton mannerów-odpowiedziałam.
-Trzymam cię za słowo-zakończył temat Fettner.
 Okazało się, że to szalone spotkanie z Austriakami, zwane ,,wjazdem na chatę" trwało w sumie godzinę. Gdy zostałam sama, wcale nie chciało mi się już spać ani odpoczywać. Postanowiłam ubrać się w okrycie zimowe na mini wycieczkę po terenie. Ale chwila... Przecież za kilka minut obiad na stołówce! O nie, muszę pędzić, żeby na styg pojawić się na stołówce. Na pierwszym obiedzie na moich pierwszych mistrzostwach! Gdy po żwawym biegu zatrzymałam się pod drzwiami wejściowymi, wzięłam głęboki oddech i trochę odetchnęłam. Żeby nie wparować trochę zasapana. Świetnie, że wogóle tutaj dotarłam, miałam tyle okazji do gleby i skręcenia sobie czegoś jak nigdy wcześniej. Śliski, zbity śnieg, szybki bieg... to nie było mądre, ale koniec z podsumowaniami, najwyższy czas, by wejść do środka. Od razu skierowałam się po jedzenie, gdy nałożyłam sobie na talerz jego odpowiednią ilość, dosiadłam się do Polaków. To miejsce przy stole chyba specjalnie na mnie czekało!
-Dobre?-spytałam, patrząc, jak skoczkowie wcinają.
-Lepsze niż w Egipcie-powiedział Piotrek.
-Taak, dzięki tobie cała Polska wie, że w Egipcie jest gówniane jedzenie...-zaczął cicho śmiać się Kruczek.
-Prawdę mówiłem, trenerze! Nawet trener nie zaprzeczy, że to było niedobre!-tłumaczył się Żyła.
-Nie zaprzeczę-uśmiechnął się szkoleniowiec.
-Czyli że mogę jeść bez obaw?-domagałam się trochę prostszej odpowiedzi.
-Jedz, jedz. Dobre jedzonko-zaśmiał się Kamil.
Czuć było, że to spaghetti zrobiono we Włoszech. Nawet bazylię dodali. W sumie, to mi smakowało. Gdy skończyłam, dopadła mnie ochota na coś zupełnie innego niż makaron.
-Co tak myślisz? Nad zupą się jeszcze zastanawiasz?-spytała Paulina.
-Niee, nie chce mi się brokułowej. Ale za to mam ochotę na... lody gałkowe. Takie oryginalne, włoskie, wielkie gellato-zaczęłam opowiadać.
-Zaraziłaś mnie tym całym gellato-jęknął Mustaf-śmietankowe i cytrynowe chcę!
-A ja czekoladowe i truskawkowe-powiedział Maciek.
-Karmelowe i biszkoptowe dla mnie-dodała Paula.
-Sorbet z mango i też śmietankowe-odparł Żyła.
-Waniliowe i kokosowe poproszę-jeszcze Stoch do tego.
-Co ja, mam wam wyczarować te lody?-spytałam bezradnie.
-O, dobry pomysł. Znasz czary?-odpowiedział Kruczek.
-Podejdź do automatu z batonikami i powiedz ,,sezamie, otwórz się!"-zaczął śmiać się Dawid-koniecznie po włosku.
-Nie umiem po włosku-złapałam się za głowę-a po drugie, tu są tylko batoniki...
-Jakbyś umiała czarować, to by się lody tam pojawiły-odrzucił Piotrek.
-Dobra chłopcy, ja stąd spadam, bo zaczynacie już fisiować-wstałam od stołu, kręcąc z niedowierzaniem głową.
-I dziewczęta!-krzyknęła Dębicka.
Kilka minut później prawie wszyscy opuścili stołówkę. Przy wyjściu spotkałam Jakę Hvalę.
-Cześć Jaka-rzuciłam w Słoweńca śnieżką.
-O, cześć! A to za co było?-odrzucił piłeczkę, a dokładniej to śnieg, Hvala.
-Tak na przywitanie-uśmiechnęłam się.
-Jak ci się podoba na mistrzostwach?-usłyszałam zza pleców głos Jurija Tepeša.
-O, hej. To dopiero kilka godzin, ale przyznam że jest świetnie!-odpowiedziała wesoło.
-Co będziesz teraz robić?-zapytał młodszy ze skoczków.
-Alpejskie spacerki...-zaśmiałam się-a wy?
-Konferencja-odpowiedzieli równocześnie Jaka i Jurij.
-Hahaha, takie rzeczy już są za mną!-zaczęłam skakać i cieszyć się jak małe dziecko (po prostu czasami tak mam).
-Czuję się gorszy!-krzyknął żartobliwie Hvala.
-A ja? Ja czuję się lepsza-odparłam dumnie.
Nagle do nas podszedł... Cene?
-Nie wiedziałam, że ty też jedziesz na mistrzostwa... tylko, że chyba was jest zbyt dużo?-powiedziałam.
-Chciałoby się skakać, ale ja tutaj jestem jako wolontariusz-odpowiedział z uśmiechem młodszy Prevc.
-Rozumiem. O, Cene!-złapałam chłopaka za ręce, szeroko się uśmiechając-zimowy festiwal młodzieży! Gratuluję, gratuluję, gratuluję! Złoto indywidualne, złoto w drużynówce, srebro w mieszanym? Chłopaku, jesteś geniuszem!
-Dziękuję! O Braszów ci chodzi, a ja już myślałem, że jesteś w...-rozpogodził się chłopak, bo na początku rzeczywiście niepokoiły go chyba moje zamiary-z resztą, nieważne. Jeszcze raz dziękuję!
-Miałam nawet wziąć numer od Petera i do ciebie zadzwonić-ciągnęłam dalej-ale życie tak mnie chyba lubi, że mogę cię spotkać.
-Noo... Fajnie tak stać na najwyższym stopniu podium i trzymać w ręku złoto-opowiadał Cene-tego samego życzę dla mojego brata i drużynie!
-No właśnie-przerwałam monolog chłopaka-gdzie się zapodział Pero?
-Z Robertem gdzieś poszedł, dokładnie to nie wiemy, gdzie-odpowiedział Jurij.
-Pewnie zastanawiałaś się czy gdzieś poszedł, bo niemożliwe, żeby się z tobą nie przywitał?-spytał Jaka.
-Nie, nie pomyślałam tak-wystawiłam język w stronę Słoweńca-po prostu spytałam, gdzie jest. Z ciekawości, że tak powiem.
-Hvala, takie zdania już wyplatasz, że może już lepiej przestań-złapał się za głowę Prevc-bo jeszcze trochę i na tą całą konferencję jakiejkolwiek logiki ci zabraknie...
-Łohooho, dobre, młody!-zaczął klaskać w ramach uznania Tepeš.
-To było tylko dla dobra kolegi-odpowiedział Cene, klepiąc Jakę po ramieniu.
-O kurde!-krzyknął Hvala, spoglądając na swój zegarek w telefonie-musimy już iść z Tepešem na konferencję!
-Rzeczywiście! Chętnie byśmy pogawędzili Klaudio, ale uciekać-dodał Jurij.
-Nie ma sprawy, idźcie i opowiadajcie-zaśmiałam się.
Chwilę później dwójka Słoweńców poszła w dal, a ja zostałam sama z Cene.
-Czy Domen też tutaj jest?-zapytałam po chwili ciszy.
-Teraz nie, ale przyjedzie kibicować na konkursie na dużej skoczni-odpowiedział.
-O, to fajnie-kiwnęłam głową w geście aprobaty.
Nagle podeszła do nas jakaś kobieta w wieku 20-23 lat i gdy zobaczyła na naszych kurtkach identyfikatory zwróciła się do Słoweńca:
-Przepraszam, czy mógłby pan pokazać mi drogę, którą dojdę na treningi biegaczek narciarskich?
-Oczywiście-odpowiedział, ja natomiast cicho się pożegnałam i wróciłam do swojego domku.
Miałam teraz spacerować, ale doszłam do wniosku, że trochę pogadałam z chłopakami na zewnątrz i warto będzie wrócić na trochę do ciepłego domu. Wstawiłam szybko wodę na herbatę, zawinęłam się w koc i sięgnęłam ręką po beatsy, które leżały na szafce nocnej. Tak, białe, nauszne, ukochane beatsy, bez których nie pojadę na żaden konkurs. Przeglądałam swoją playlistę, aż dotarłam do Beatlesów. O, chyba mam jak na razie wystarczająco wybuchowy nastrój, żeby wybrać ,,Helter Skelter". Jedno dotknięcie i dźwięk rozbrzmiał w moich słuchawkach.

When I get to the bottom I go back to the top of the slide 
Where I stop and I turn and I go for a ride 
Till I get to the bottom and I see you again 
Yeah yeah yeah

Kilka minut później, gdy już leciała inna piosenka, zauważyłam, że woda się już zagotowała. Odłożyłam wsszystko i poszłam zaparzyć, a później wypić herbatę. Zagryzając ciastkiem. Bo Skrzatek lubi ciastka!
Wysarczająco się rozgrzałam, aby móc wyjść na dwór. Na sto, może nawet tysiąc procent będę się zachwycać tutejszymi widokami. Cóż, góry zawsze tak ze mną robią. Jest w nich stanowczo zbyt dużo majestatu, żeby przejść obok obojętnie.
NZałożyłam kurtkę, czapkę i tym podobne, po czym wyskoczyłam na ścieżkę. Wyskoczyłam, dzięki czemu zaliczyłam pierwszy upadek tutaj. Pobolało trochę, ale co najważniejsze, przestało. Można iść dalej. W sumie to pora na samotne przechadzki aż tak wspaniała nie była, już zachodziło powoli słońce. Ale mapę całej okolicy mam, latarkę mam, ciepłe ciuchy i nieprzemakające śniegowce mam, naładowany telefon mam... Wszystko co potrzeba, a po drugie: to niemożliwe, żeby tak rozgarnięta osoba jak ja mogła się tutaj zgubić! Oczywiście nie przechwalając się nadmiernie, mówi się ,,nigdy nic nie wiadomo". Obrałam sobie dróżkę oznaczoną, co prawda włoskimi tabliczkami które bardzo kiepsko rozumiem, ale później wszystko będzie jak najbardziej jasne. Roślinność jest dosyć podobna do naszych Karpat, jest też dużo, bardzo dużo śniegu, a góry są oczywiście sporo wyższe od polskich. Malownicze tereny, niżej piękne łąki. Niedaleko jeszcze skocznia, na której w najbliższych dniach dojdzie do podziału medali przygotowanych dla najlepszych skoczków naszego globu. Oj, będą emocje. Niezależnie jak się to potoczy, dla kogo pozytywnie, a dla kogo nie... Emocje zawsze były przy mistrzostwach świata, zawsze są i zawsze będą.
Akurat dorwałam wolną ławkę. Świetnie, bo rozkopywanie się wśród dość grubej warstwy śniegu trochę energii zużywa. Oczyściłam drewno z puchu, po czym usiadłam. Cisza, spokój... Na chwilę się przyda. Kilka metrów naprzód był łagodny stok z górki, na której się znajduję. Dało mi to niezły widok na dolinkę i... Potężne, wielkie Alpy z oddali.
 Zaraz będzie kompletnie ciemno, nie wiem, czy już powoli nie żałuję swojej decyzji, żeby tak się oddalać. Nie czułam już się w pełni bezpiecznie. Nagle coś na mnie zleciało. Pisnęłam przestraszona, jednak kilka sekund później sama zauważyłam, że był to tylko śnieg z obciążonej gałęzi sosny, pod którą siedziałam. Może lepiej już stąd iść? Poczekaj, jeszcze trochę chcę się napatrzeć. Ale jest ciemno już, jest noc! Chwila, tylko chwila... Tą chwilą było kolejne 5 minut, był w mojej głowie już poukładany spokój, ale niespodziewanie zburzył to nieznany strumień światła zza moich pleców. Bałam się na początku odwracać, ale gdy to już zrobiłam...
-Co ty robisz? Co ty tutaj robisz?!-wytrzeszczył oczy Prevc, gdy mnie poznał.
-Siedzę-odpowiedziałam-a ty mnie śledzisz, czy co?
-Nikogo nie śledzę, nie jestem przecież taki wścibski-podszedł do mnie, zgasił swoją latarkę, po czym też usiadł na ławeczce.
-Dlaczego zachciało ci się przyjść akurat tutaj? Sorki, wiem jak to brzmi, ale nie pojmuję, że ktokolwiek mógł mnie tu znaleźć-skrzyżowałam ręce, oczekując wyjaśnień.
-Każdy tutaj może dotrzeć, zapomniałaś o tabliczkach?-uniósł do góry brwi Peter-ja się tutaj szwędam od prawie półtorej godziny. A ty?
-Od niecałej godziny-bąknęłam-dobra, wygrałeś.
-Cieszę się-wystawił rząd swoich ząbków-a poza tym, to cześć.
-Cześć, trochę zapomniałam o bardziej kulturalnych powitaniach niż ,,co ty tutaj robisz"-uśmiechnęłam się.
-Może już stąd idziemy?-spytał Słoweniec.
-Czemu? Jak ty już tu jesteś to mogę siedzieć, ile mi się spodoba-oznajmiłam.
-Nie zimno cii?-przysunął się bliżej.
-Nie, dzisiaj odbiegam od tradycji, mam najcieplejsze ubranka na świecie-odpowiedziałam.
-Cud!-zaśmiał się Pero.
-Hahaha, twoja radość powinna być szczera, a nie dla beki-puknęłam szatyna w czoło-wracając to tematu... Dlaczego chcesz już wracać?
-Boję się niedźwiedzi polarnych-odparł.
-Tu ich nie ma!-krzyknęłam-gadasz takie głupoty, a ja mam przez to tylko schizy.
-Schizy, powiadasz?-nabijał się ze mnie Prevc-w takim razie stąd uciekamy!
-Nie chcę biegać już dzisiaj po śniegu, jak coś-uprzedziłam-gdzie idziemy?
-Usiądziemy sobie na krzesełkach i pooglądamy treningi biegaczy narciarskich-odpowiedział.
-Wcześniej chyba biegaczki trenowały, bo jakaś dziewczyna pytała się Cene o drogę tam-szepnęłam.
-Widziałaś już go?-zdziwił się Peter.
-Tak, po obiedzie-oznajmiłam z dumą w głosie-rozmawiałam wtedy z nim, Jurijem i Jaką. Jest wolontariuszem!
-Ciasto ci podarował?-zaczął chichotać szatyn.
-My na dworze byliśmy...-pokręciłam głową-nie nabijaj się ze swojego brata! Złoto zdobył!
-Ale ja nie z niego-dalej śmiał się-tak się zastanawiałem, ile kawałków ciasta byś od niego wzięła... Wiesz, piernik był. I bułki cynamonowe.
-Prevc!-rzuciłam w Słoweńca śnieżką-to, że lubię wypieki z cynamonem, to nie znaczy, że jem je tonami!
-Mi nie chodziło o tony, tylko o 5 bułeczek-wytłumaczył mi Pero.
Po trochę więcej niż dwudziestu minutach, dotarliśmy na trasę narciarską.
-Ja chcę na tych krzesełkach na samej górze-powiedziałam.
-Panie przodem-uśmiechnął się Prevc.
-Taki uprzejmy, a jeszcze niedawno wredny-przewróciłam teatralnie oczami.
-Wredny to trochę przesadzone określenie... księżniczko-usiadł na krzesełku obok Peter.
-Księżniczko? Mi tam pasuje, rycerzu-parsknęłam.
-Ja jestem skoczkiem, mam narty zamiast szabli i miecza-odpowiedział dumny Pero.
-Nieźle to wymyśliłeś!-uśmiechnęłam się.
Akurat na trasie pojawiła się spora grupka norweskich biegaczy i jeden Białorusin. Chwilę później przejechali Rosjanie, Szwedzi...
-Patrz, to chyba Polak-wskazał palcem na zawodnika w polskim stroju.
-Polak, Polak-kiwnęłam twierdząco głową-Peter?
-Tak?
-Marzysz o jakimś konkretnym miejscu na mistrzostwach?-cicho spytałam.
-Każdy marzy o dobrej lokacie-odpowiedział-byłbym zadowolony z pierwszej dziesiątki.
Odwróciłam się do tyłu. Zobaczyłam miejsce, w którym jeszcze nie byłam, a chodzili tam ludzie.
-Pero, chodźmy tam!-wskazałam na (chyba) park za bramą-jeszcze tego nie widziałam.
-Ja też tam nie byłem, a chętnie zobaczę-od razu wstał z krzesełka. Chwilę później również to uczyniłam.
Przeszliśmy obiekt, po czym weszliśmy do parku przez jedną z bram.
-Nie jest to oświetlone zbyt dobrze. Trochę małych latarni i to wszystko-skomentowałam.
-W porównaniu z trybunami tak-zaśmiał się Prevc.
Minęliśmy kilku sportowców. Chyba kombinacja norweska, średnio ich znam. Odwróciłam wzrok na prawą stronę. Był tam zamarznięty strumyk, a prosta śnieżka zaprowadziła nas do małej fontanny.
-To chyba centrum tego parku-szepnęłam.
-Tak mi się wydaje...-odpowiedział Słoweniec-oczywiście, stąd rozchodzą się wszystkie dróżki.
-Masz rację-uśmiechnęłam się.
-Patrz, tam za bramą jest chodnik, który prowadzi do domków-pokazał mi szatyn.
-Ledwo to widzę, ciemno jest jak w...-wysilałam swój wzrok, aby cokolwiek dostrzec-ale to dobrze, już się dzisiaj nachodziłam!
-Chodź tam, ludzi tam bardzo mało albo wcale nie ma-wziął mnie za rękę Pero.
Poszliśmy w daleki zaułek parku, było ciemno i pusto. Peter wybrał ławkę w pobliżu lampy, chwilę potem tam usiedliśmy.
-Dobre miejsce na randki, albo nielegalny biznes-cicho zaśmiał się Prevc.
-Słyszałam, że Domen będzie na drugim indywidualnym-powiedziałam po chwili ciszy.
-Tak. Mało co tutaj z siostrą nie przyleciałem, prawie cała rodzinka by była-odparł Pero.
-Co? Naobiecywałeś niewiadomo czego, a potem zaprzeczyłeś?-zaśmiałam się wesoło.
-Nika tak wiernie mnie odprowadzała na lotnisku, że później nie chciała mnie puścić-odpowiedział.
-Trzeba było ją wziąć, ciastka bym z nią podkradała, jeżeli oczywiście lubi...-cicho powiedziałam.
-A jednak dużo ciastek!-krzyknął Prevc-wiedziałem, wiedziaałem!
-Jak sobie z chłopakami gawędziłam, to tak troszkę czekałam na ciebie-odparłam-ale ponoć gdzieś z Robim byłeś?
-Noo... Ale gdybym wiedział, że cię spotkam, to bym poczekał...-spojrzał mi głęboko w oczy. Widać było w nich błysk. W ciszy zaczął zbliżać się do mojej twarzy, czułam, że ja też to robię. Byliśmy już bardzo blisko... Ale raptem ktoś krzyknął jego imię. Od razu oboje się zerwaliśmy.
-O kurde, przepraszam, że przeszkadzam. Ale szukałem cię, bo trener chce z tobą porozmawiać-złapał się za głowę Tepeš. Jurij Tepeš.
-Nie, no rozumiem-pokręcił głową Peter-a wiesz, w jakiej dokładnie sprawie?
-Nie wiem, nikt chyba poza samym Goranem nie wie. Sprawy zawodowe na pewno-uśmiechnął się Jurij.
-Na drinki i koniaki na pewno nie zapraszałby-powiedziałam pogodnie.
-Dokładnie-skomentował Pero.
-Ja jeszcze raz przepraszam, że trochę się wciąłem. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, że to Klaudia z tobą siedzi... Eej, Peter! Rządzisz tutaj, widzę!-po chwili popatrzył na mnie-to znaczy jeżeli to tylko tak wyglądało, bo mogło tak tylko wyglądać...
-Boo, bo to tak wyglądało tylko-równocześnie powiedziałam to z Peterem. Nie wiem czemu, tak mi ślina na język przyniosła widocznie.
-To my ciebie odprowadzimy, mamy domek po drodze-powiedział Pero.
-Chodźmy-wstałam z ławki.
Słoweńcy odprowadzili mnie prosto pod mój domek.
-Pa Jurij-pożegnałam się z jednym ze skoczków.
-Pa, miłego wieczoru-odpowiedział, a w tym momencie zadzwonił jego telefon-o, przepraszam, to moja siostra.
Odszedł trochę, dzięki czemu zostałam prawie sama z Peterem.
-Dziękuję za miły wieczór, Pero-cicho powiedziałam, po czym dałam mu lekkiego buziaka w policzek.
-Dla mnie również był miły-lekko się uśmiechnął-pa, Klaudia.
Po tym ja poszłam do domku, a Peter z Jurijem w dalszą drogę. Ja lubię być na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym. Bynajmniej ten dzień był świetny, oby następne również takie były. Co najważniejsze tutaj, także pod względem sportowym.
Pojutrze konkurs na małej skoczni... Powoli zaczynam czuć to. Będzie szaleństwo!


Jesteśmy już w Val di Fiemme! Wypoczynek za mną, w głowie już gości #BackToSchool D: Zebrałam się nareszcie i publikuję 14 rozdział. Po tej urlopowej przerwie stwierdziłam, że przydałby się rozdział nieco dłuższy. Trochę wynagrodzić czekanie... Wyobraźnia się posłuchała :) Dużo dialogów z wieloma bohaterami, pierwszy raz wstawiłam tekst piosenki w tym opowiadaniu. Peter znowu na końcu, jako wisienka na torcie ;d
Naoglądałam się w ostatnim czasie Ice Bucket Challenge, Splashów... i tak się właśnie zastanawiam, czy trochę w czasie nie namieszać i uwzględnić ten wątek w niedalekiej przyszłości :D Co o tym sądzicie? Co sądzicie o rozdziale? :)

Klaudia

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 13

8 stycznia 2013 roku, Wisła.
Niebawem kwalifikacje do jutrzejszego konkursu. Stałam na parkingu pod hotelem w oczekiwaniu na moją rodzinę. Patrzyłam co chwilę na zegarek na moim nadgarstku, bardzo niecierpliwiłam się. Zauważyłam, jak w moją stronę idzie Maciek.
-Na którą mieliśmy się zebrać?-spytał.
-Kwadrans przed szesnastą. Znowu zapomniałeś?-spojrzałam uważnie na bruneta.
-Nie, jakoś się nie mogłem skupić, jak trener o tym mówił-odpowiedział Kot-a ty, co tutaj tak czekasz?
-Twoja rodzina już jest na miejscu, a moja, jak widzisz... jeszcze nie-powiedziałam.
-Zaraz pewnie będą, nie stresuj się-zaczął śmiać się Maciej-to ja idę!
-Idź, idź...-szepnęłam pod nosem.
Padał akurat śnieg. Musiałam zakryć kominem praktycznie całą swoją twarz, odkrywając tylko oczy, bo płatki bardzo zacinały w moją stronę. Jak już wiele razy powtarzałam, zima w tym roku jest sroga. Tak bardzo, że utrudnia to życie wielu europejczykom i amerykanom. Nareszcie są! Gdy tata zajął odpowiednie miejsce na parkingu, wyszedł wraz z mamą i moją siostrą, aby się przywitać.
-Czekałam chyba wieczność, już myślałam, że na kwalifikacje się spóźnię!-zaśmiałam się.
-Nic nie słyszę przez ten szalik na twojej twarzy-odparła Karola.
-Może wejdziemy do środka, bo w porównaniu z ogrzewanym samochodem jest tutaj troszkę chłodniej?-zaproponował tata.
-Troszkę? Chyba dużo zimniej!-uśmiechnęła się mama.
-To my może na serio wejdziemy do hotelu-kiwnęłam głową.
Okazało się, że będą mieszkać prawie na drugim końcu hotelu. To dobrze, będę mogła poczuć się u siebie swobodniej i mniej pilnowana. Co jak co, ale w Ga-Pa Peter miał rację w tej kwestii. Mimo, że w detektywa na pewno zabawi się i Karolina. Nie będzie odchodzić ode mnie na krok, obserwując zachowanie wszystkich skoczków, których napotkam na drodze. Dla niej odległość to żadna bariera, by znaleźć jakąś intrygę z moją osobą w roli głównej. I znając życie na pewno złapie dobry kontakt z Ewą... Samo to oczywiście by mnie ucieszyło, to przecież dobrze, ale boję się o blondynkę. Żeby tylko nie wygadała mojej siostrze czegoś niewłaściwego, Bilan Stoch pod wpływem emocji czasami się zapomina i w ciągu sekundy sekundy chlap! Sekret wydostał się na wolność. Niechcący...
*Dzień później* Karola siedziała w fotelu w moim pokoju hotelowym. Tak! Moim i tylko moim, od Turnieju Czterech Skoczni to w sumie jeszcze taka nowość. Był późny poranek, ja myślami siedziałam na Malince, a dokładniej to na wieczornych zawodach.
-Wiesz, co?-odezwała się po chwili grobowej ciszy siostra.
-Mów-lekko się uśmiechnęłam.
-To takie fajne uczucie, jak spaceruję po Wiśle i mijają mnie biegający skoczkowie-powiedziała z dumą w głosie.
-A kogo to mijałaś, że zachowujesz się jak paw?-spytałam.
-Bardala, Morgensterna, Schlierenzauera, Hilde, jeszcze innych sporo, Freitaga, Prevca-zaczęła wymieniać-ej, Klaudia! Czemu się tak uśmiechnęłaś gdy powiedziałam nazwisko Prevc?
-Ja wcale się nie uśmiechnęłam!-zaprzeczyłam.
-Jesteś dla mnie podejrzana od chwili waszego poznania w Turcji. Muszę was sprawdzić-zaczęła patrzeć na mnie podejrzliwie Karolina.
-Nie śledź mnie tylko, dobrze?-skrzyżowałam ręce.
-Prosisz mnie o to, bo zamierzasz się z kimś spotkać-uśmiechnęła się podstępnie czarnowłosa.
-Wiem, że jesteś doskonałą swatką, przykład bynajmniej twoich kilku przyjaciółek, ale mnie już sobie odpuść!-pogroziłam siostrze palcem-sama potrafię zadbać o swoje zranione przez skejcika serduszko.
-Michał Janek... Ta, nigdy nie zapomnę, jak ciągnęłyśmy go nawalonego po ulicy w środku nocy. Jak dla mnie ten chłopak był strasznym dupkiem-powiedziała z pogardą w głosie.
-Przestań. To wszystko przez Arka-syknęłam.
-Gdyby Michałek był mądry, to by olał jego. Poza tym, kręciło się przy nim dużo podejrzanych dziewczyn. Nie sądzisz?
Ktoś raptem zapukał do drzwi, na co ja krzyknęłam ,,proszę!". W pokoju pojawiła się Ewa Stoch. Ubrana na wyjście na dwór.
-Chodźcie się przejść ze mną-zaproponowała blondynka.
-W sumie to czemu nie!-szybciutko pobiegła po swoją kurtkę wiszącą na wieszaku Karola-Klaudia, już, wstajesz!
Na polecenie posłusznie, aczkolwiek trochę leniwie poszłam przyodziać się w nakrycie wierzchnie.
Poszłyśmy do pobliskiego lasu. Wcześniej mnie tutaj nie było, dlatego z zaciekawieniem obserwowałam co prawda śpiącą, ale obecną przyrodę. Strumyk pokrywał lód, był prawie całkiem zamarznięty. Ze świerków co jakiś czas z hukiem spadał śnieg, którego znalazło się zbyt dużo na ich gałęziach. Cudowne miejsce, pełne swojego oryginalnego uroku. Tak, lubię się zachwycać takimi rzeczami, ale wspaniałe widoki to przecież jeden z elementów który umila nam życie, prawda? Inni tego nie doceniają, a nawet niszczą przez swoją głupotę. Gdy ja tak biegałam od jednego drzewa do drugiego, skakałam jak małe dziecko... Za ten czas, Ewa i Karolina, które usiadły na powalonym drzewie, zdążyły się już dobrze poznać. Zostawiłam je praktycznie same, a te, mimo leśnego echa, tak cicho rozmawiały, że nic nie mogłam zrozumieć. Po pewnym czasie podeszłam do dziewczyn.
-O czym tak namiętnie gadacie?-spytałam, obsypując jedną i drugą śniegiem.
-Namiętnie to się ty całow...-zaczęła blondynka, ale ja tak się zestresowałam, byle nie dokończyła, że musiałam rzucić w nią rzucić wielką śnieżką, dokładnie to w okolice jej twarzy. Iż śnieg był zbyt świeży to nie udało mi się uformować śnieżki, więc zasypałam panią Stoch śniegiem. Z efektem, nie dokończyła! I nawet zleciała z konara drzewa!
-Cooo?-szeroko uśmiechnęła się czarnowłosa.
-Bo Ewa znalazła gdzieś jakieś stare zdjęcie, jak ja z Misiem Jankiem buzi buzi, i ją to tak bardzo za serce chwyciło, że teraz ciągle się tym zachwyca-momentalnie wymyśliłam historyjkę, dzięki której mogłam skłamać i wyjść z twarzą z całej sytuacji-czyli jak widzisz, nic ciekawego.
Siostra popatrzyła na mnie jeszcze przez chwilę podejrzliwie, po czym powiedziała z grymasem:
-Niech ci będzie...
-,,Ewa, zabiję cię!''-powiedziałam sobie w myślach, równocześnie patrząc z gniewem na blondynkę.
-Klaudia mówi prawdę-nareszcie zaczęła popierać moje argumenty Bilan Stoch-to zdjęcie jest takie słodkie!
-Powracając do twojego pierwszego pytania-zwróciła się do mnie Karola-rozmawiałyśmy o przebiegu obiadu rodzin drużyny polskiej wraz z dziećmi. W Zakopanem, w dzień konkursu indywidualnego.
-Czyli w dzień ostatniego polskiego konkursu, zgadza się-kiwnęłam twierdząco głową.
-A wcześniej rozmawiałyśmy o przebiegu konkursów skoków na różnych skoczniach świata-dokończyła Ewka-a Paula omawiała z tobą sprawę kostki jednego z naszych juniorów?
-Tak, obie doszłyśmy do wniosku, że uraz nie jest groźny. Czułości nie było, ale obie zgodnie ułożyłyśmy ćwiczenia dla skoczka-odpowiedziałam.
Nagle zaczął dzwonić telefon Karoliny.
-Wybaczcie dziewczyny, ale muszę odebrać, to ważne-powiedziała moja siostra, po czym odeszła trochę od nas. Gdy była na bezpiecznej odległości, od razu odwróciłam się z pretensjami w stronę pani Stoch.
-Znowu byś się wygadała! Ewa, opanuj się, jeszcze biedy mi narobisz!-zaczęłam szeptem dawać reprymendę.
-Wybacz. Ale było to tylko efektem tego, że nie mogłam się doczekać, kiedy tobie coś ważnego powiem-uśmiechnęła się blondynka.
-Ważnego? Brzmi interesująco, mów, póki masz czas-uniosłam brwi pełna ciekawości.
-Wiem, że nie powinnam tego mówić, Maciek też jest w końcu moim przyjacielem, powinno to zostać tylko między mną a nim... ale doszłam do wniosku, że ty też masz prawo wiedzieć, co on wyrabia-zaczęła smętnie Ewa.
-Konkrety, konkrety, proszę-pośpieszałam dziewczynę.
-On obecnie jest z Paulą. Ale tak jakby nie jest-wypaliła Stoch.
-To w końcu jest czy nie jest, mów z sensem!-znowu zaczęłam grymasić.
-No więc on jest z nią tylko po to, żebyś ty była zazdrosna i się nim zainteresowała. Lubi Dębicką, ale użył ją w sumie tylko do swojego planu-powiedziała.
-No tak, układanka gotowa... Dlatego jak byliśmy sami to on był dla mnie przemiły-rozmyślałam-ale to przecież jest podłe wobec samej Pauliny!
-Maciek wyjawił mi również, że rudowłosa zapewniła go o jej samodzielnym odsunięciu Prevca od ciebie, ma ponoć swój plan-kontynuowała Ewka.
-Coś mi się wydawało, jakby cały czas kombinowała w zeszyciku... Pisała i pisała tylko w nim, co chwilę sprawdzając coś na laptopie-kiwnęłam głową-aż dwa plany przeciwko mnie? Okropnie się czuję w tej roli!
-Ogółem dla Kota nie podobają się twoje kontakty ze Słoweńcami. Do nich nic nie ma, ale ponoć odnosi wrażenie, że jesteś razem z nimi zbyt często. A w szczególności z Prevcem.
-Ja lubię Słoweńców i nie będę z nimi zrywać kontaktu tylko dlatego, że Skarbowi się to nie podoba!-trochę głośno powiedziałam.
-Peter go denerwuje, Kocur nawet zrelacjonował mi całą jego sprzeczkę z nim... o ciebie!-uśmiechnęła się szeroko Ewa.
-Co? Jaka sprzeczka?-spytałam, kompletnie nie wiedziałam, o czym dziewczyna mówi.
-W Lillehammer. Opowiedzieć ci?
-Tak!-krzyknęłam. Stoch opowiedziała mi całe zdarzenie co do słowa każdego ze skoczków.
-Zarumieniłaś się!-zaczęła śmiać się blondynka-widzisz? Faceci walczą o twoje względy!
Rzeczywiście czułam, jak moje policzki robią się różowe. Nie wiedziałam, że taka sprzeczka wogóle miała miejsce. Nawet nigdy nie wyobrażałam sobie całej sytuacji... Oboje zaimponowali mi poszczególnymi tekstami, jednak Kot był nieco zbyt agresywny. Idioto? Takie coś nie przechodzi.
-Słyszysz? Klaudia, Pero o ciebie walczy! I Skarb też!-zaczęła machać mi ręką przed oczami Ewka, oczekiwała ode mnie odpowiedzi, a ja tylko się przecież zamyśliłam.
-Wiesz, jakie jest moje zdanie?-odezwałam się-Maciek to fajny chłopak, w dodatku przystojny, ja go lubię. Ale on zbyt miesza, zbyt oszukuje, żeby mogło to być coś więcej. Nie wiem, czy miałabym do niego pełne zaufanie. Raczej nie. Więc...
-Więc ślub z Peterem!-zaśmiała się Bilan Stoch.
-Ciiszej-zatkałam jej buzię, znów nerwowo rzucając śniegiem-jaki ślub? Najpierw to trzeba być razem! A my nie jesteśmy razem-zakończyłam temat, gdy zauważyłam, jak w naszą stronę wraca już Karolina.
-Słuchajcie, może już wracamy? Późno trochę, chyba jakieś treningi niebawem się rozpoczną-powiedziała moja siostra.
-Jesteśmy tutaj już ponad dwie godziny, a treningi rzeczywiście niedługo... Wracajmy-wstałam z konara leżącego na glebie. To samo zrobiła Ewa, po czym we trójkę wróciłyśmy do hotelu.
Wieczorem odbyły się zawody, które zwyciężył Anders Bardal.

11 stycznia 2013 roku, Zakopane.
Za pięć minut powinien rozpocząć się wieczorny konkurs drużynowy. Powinien, bo nigdy nie wiadomo, co będzie dla nas szykować pogoda. Szkłam z plastikowym kubkiem, w którym była gorąca herbata z cytryną. Nie było to łatwe, musiałam przeciskać się przez tłumy kibiców i uważać, żeby nie wylać wrzątku... Mało co nie doszłoby do takiej sytuacji, jakiś facet na mnie niechcąco wpadł. Obyło się jednak bez pokolorowania śniegu na herbaciany kolor. Nie czułam się tego dnia najlepiej, bolała mnie głowa i dosłownie wszystko na treningach wypadało mi z rąk. Teczki, narty, kubki, długopisy, klucze... to tylko namiastka długiej listy rzeczy, które dzięki mnie doznały upadku na ziemię.
Przyszłam na swoje stanowisko, usiadłam na przeznaczonym dla mnie krzesełku. Wypiłam swój napój, gdy spojrzałam na skocznię zauważyłam, że dopiero testuje ją przedskoczek. Przymknęłam mimowolnie oczy. Gdy je otworzyłam, skok wykonywał Loitzl. Czyli, że jest  końcówka pierwszego zestawu skoczków i czyli, że przegapiłam z Polaków tylko Żyłę. Rozprostowałam się, po czym podeszłam do kolegów ze sztabu. Po zamianie kilku, może kilkunastu słów, przeszłam do mojej rodziny i Ewy.
-Gdzie byłaś przez tyle czasu?-spytała Karolina.
-Cały czas siedziałam na swoim miejscu-skrzywiłam się.
-W takim razie musiałaś być bardzo cicha, skoro nikt cię nie zauważył-uśmiechnęła się Stoch.
-Mhm-bąknęłam, przecierając oczy.
Przyszła kolej na Maćka Kota, który siedział już na belce. Warunki wietrzne były dosyć dobre, jest więc szansa na długi skok. Rozległy się dopingujące okrzyki kibiców, pisk wielu zebranych tutaj jego fanek i trąbki zarazem. Zielone światełko od Mirana Tepeša, sygnał od trenera i odjazd! Wybił się z progu... Skok był dobry, co spotkało się z aplauzem polskich fanów, jednak za słaby dla samego Kota. Na jego twarzy widać było oznaki niezadowolenia.
-Klaudia, czy on zawsze taki jest?-powiedziała mi na ucho siostra.
-Nie, nie zawsze. Ale w sporcie zawsze potrzebny jest jakiś niedosyt, aby dążyć do doskonałości, chcieć być jeszcze lepszym zawodnikiem...-odpowiedziałam.
-Rozumiem-uniosła swój prawy kącik do góry Karolina.
Mamy nawet dobrą lokatę po skokach dwóch naszych zawodników, bowiem trzecie miejsce. A czy będzie lepiej lub gorzej? Tego dowiemy się niebawem. Informacja o wirtualnym podium spędziła mi sen z powiek i wyeliminowała ból w okolicach głowy. Wszystko zamieniło się na rosnące z każdym skokiem czołówki emocje. Chwilowo ucichły dopiero, gdy zakończyła się pierwsza seria konkursu. Cały nasz sztab zebrał się za ten czas wraz ze skoczkami oraz trenerem Kruczkiem, aby omówić parę kwestii. Jest dobrze, mamy podium. Ale później trzeba też skakać na tym samym wysokim poziomie, skoro tak zaczęliśmy.
Ostatni skoczkowie będą wykonywać już swoje skoki! Dla niektórych teraz będzie gra o wszystko, dla innych i tak nic już się nie zmieni. Teraz ważą się losy kolejności poszczególnych drużyn w końcowej klasyfikacji konkursu na Wielkiej Krokwi. I na belce startowej siedzi już Kamil Stoch! Kibice zaczęli głośno dopingować swojego ulubieńca, który chwilę potem- był już w locie. Daleko.. Daleko! I w świetnym stylu! Polacy obecnymi liderami, tak więc dzisiaj podium na pewno będzie dla nas! Pozostaje już tylko czekać, jak skoczą dwaj ostatni zawodnicy. Stefan Kraft... dosyć dobrze, ale... Tak, ale niewystarczająco, aby być lepszym od Kamila, a zarazem Polski! Świetnie, conajmniej druga lokata dla nas! W stawce pozostaje ostatni Peter Prevc. Drużynę polską i słoweńską dzieliła mała różnica punktowa, ciążyła więc na nim duża odpowiedzialność, a może i presja? Wszystkie oczy były zwrócone teraz na jego osobę i niecierpliwie czekały, jak skoczy. Jest w locie. Wylądował w nienagannej pozycji, a zarazem niebywale daleko, pieczętując zwycięstwo swojej drużyny. A Polacy? Tuż za nimi, dokładnie drudzy. Świetny konkurs, który spowodował u większości kibiców orzełków z pewnością szeroki uśmiech. O to nam przecież chodziło: sprawić radość ludziom, którzy kibicują chłopakom, a w szczególności na własnej ziemi. Wkrótce odbyła się huczna dekoracja podium... W głębi Tatr, u stóp Zakopanego. Pięknie to brzmi.
*
Nazajutrz, zgodnie z planem, członkowie Team Poland wraz ze swoimi rodzinami zjedli obiad. Było naprawdę miło.
Później konkurs indywidualny, który Kamil Stoch zakończył na trzecim miejscu!
Na uwieńczenie dnia impreza... szaleństwo jak zawsze, szkoda gadać o jakiejkolwiek normalności.
Tak, Morgi pił polską wódkę. Wraz z Fettim, który głośno doceniał nasze narodowe trunki i polskie kobiety!

Obiecywałam na dużo wcześniej, ale plany skomplikował mi... Ach, co ja będę smęcić. Dzisiaj po zabieganym dniu, w sam raz na wieczór, zebrałam wystarczającą ilość sił aby dokończyć ten rozdział. Postarałam się i jest :) Publikowanie tego posta umilał mi mecz Superpucharu Europy w piłce nożnej- więc zaszaleję z dedykiem dla piłkarzy Realu i Sevilli za chwilowo przyjemniejsze życie hihi :D 
Akcja chwilowo się uspokoiła, ale szybko wróci- mam pomysły, i zapowiadam dreszczyk emocji po mistrzowskiej sielance! Miłego wieczoru,

Klaudia

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 12

1 stycznia 2013 roku, Ga-Pa.
Poczułam, jak coś grzeje moje policzki. Obudziłam się, po czym otworzyłam leniwie oczy. To promyki wschodzącego słońca wdzierały się przez okno. Pierwszy ranek nowego roku. Rozejrzałam się dookoła, jednak nigdzie nie było Petera. Gdzie on się podział? Może to i dobrze, dopóki go nie zobaczę, mój mózg będzie normalnie pracować, podobnie jak serce... Zerknęłam na godzinę, która widniała na tarczy zegara wiszącego na ścianie. 6:46, nie jest tak źle. Wstałam, rozciągając swoje mięśnie wyruszyłam w drogę do łazienki. A w sumie dróżkę, bo to przecież zaledwie kilka kroków.
 Gdy wyszłam z prysznica jednak okazało się, że nie mam się w co ubrać. Przecież nie wyjdę w słoweńskiej koszulce na korytarz, a sukienki po imprezie nie chcę już nakładać zwłaszcza, że oblał mi ją szampanem Jurij Tepeš (nie mam mu za złe, czysty przypadek). Nie pozstaje więc mi nic innego, jak telefon do przyjaciela, to znaczy przyjaciółki! Owinęłam się w ręcznik, poszłam do sypialni i wybrałam numer do Ewy w telefonie. Podeszłam do okna.
-Halo, Klaudia?-po chwili usłyszałam głos dziewczyny.
-Hej, chyba cię nie obudziłam?-spytałam asekuracyjnie.
-Właśnie piję kawę po zjedzonym śniadaniu. Jakoś dzisiaj wcześnie się obudziłam. A ty co, kaca masz jak zwykle?-zażartowała Stoch.
-Dobrze się składa, bo mam małą prośbę. Czy mogłabyś pójść do mojego pokoju i wziąć z mojej torby jakieś ubrania dla mnie? I zanieść je pod 219?-odpowiedziałam.
-Jakim cudem jesteś w 219?-zdziwiła się Ewka.
-To dłuższa historia, później wszystko ci opowiem-wytłumaczyłam-jak coś, to powiedz Dębickiej, że spałam u ciebie.
-Okej, dla ciebie wszystko!-zaśmiała się przyjaciółka.
-Dziękuję, w takim razie ja czekam!-pożegnałam się.
 Odłożyłam Iphone'a. Popatrzyłam w stronę szafy Pero. Coś mnie podkusiło, żeby podczas jego nieobecności popatrzeć, co ciekawego tam kryje. Otworzyłam drzwiczki, pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to jego kombinezony. Jeden lepszy na konkursy, drugi w sam raz na treningi, oraz jeszcze inny. Potem zaczęłam przeglądać i mierzyć jego czapki, następnie kurtki.. nawet jakiś plastron z treningów się znalazł. Na półeczkach obok leżały rękawice (które oczywiście również przymierzyłam), kask i gogle (to samo, co rękawice). Fajnie tak zajrzeć do szafy skoczka narciarskiego! Tyle nieużywanych przez wielu ludzi rzeczy, dobra atrakcja dla turystów... Ale dlaczego, pomimo że pracuję w drużynie polskiej, pierwszy raz zaglądam do szafy słoweńskiego skoczka? Z którym nie pracuję w jednym teamie? Hmm. Gdy dalej przeglądałam garderobę Prevca, natrafiłam na leżący na dnie szafy tajemniczy zeszycik. Sięgnęłam po niego, po czym zaczęłam go przeglądać. Na pierwszej stronie wypisane były godziny rozpoczęcia i zakończenia treningów jego braci w poszczególne dni tygodnia. Peter wozi swoich braci na treningi? To naprawdę miły gest z jego strony, że tak chce odciążać swoich rodziców... Kilka kartek dalej, po jakiś zapiskach po słoweńsku, chyba związanych z jego studiami, były zapisane po angielsku jakieś cytaty. Zaczęłam je z zaciekawieniem czytać. ,,Nigdy nie jest tak dobrze, żeby nie mogło być lepiej"... ,,Ludzie, którzy walczą mogą przegrać. Ludzie, którzy nie walczą, już przegrali"... Czy to są jego motta życiowe? To, co przeczytałam, sprawiło, że jeszcze bardziej opętał mnie jakiś miłosny amok. Ten chłopak wydawał mi się taki mądry, mimo, że jest bardzo młody. Przęglądałam dalej, były tam jakieś adresy, numery, aż natrafiłam na jego bazgroły. Kłębki, narty, kwiatki, góry, jakieś psy, medal... przecież to medal, który będzie dla medalistów z Val di Fiemme, z mistrzostw globu, które odbędą się za niecałe 2 miesiące! Ambitny ten Prevc. Marzy, jak każdy skoczek o byciu najlepszym i zdobywaniu upragnionych trofeów. Chwilę później kartki zawinięte w rożek, czyli złote myśli, o ile się nie mylę. Były tylko dotyczące Cene i Domena, jednak i tak średnio wszystko rozumiałam, gdyż tekst był napisany po słoweńsku. Znowu przekartkowałam mazaje, ale natrafiłam na coś, co bardzo przykuło moją uwagę. Pełno małych serduszek, i dwa ludziki-patyczaki trzymające się za ręce. Jeden miał słoweńską czapeczkę i był trochę dłuższy, zaś drugi był w polskiej czapeczce od 4F, był trochę krótszy (w sensie, że niższy) i miał jednego warkoczyka. I te dwa ludziki były narysowane w dużym sercu... To oznacza, że... on też? Ja jestem od niego niższa, najczęściej zaplatam włosy w warkocz, nawet sam kiedyś mówił, że uwielbia się nim bawić... polska czapka to akurat już logiczne. Zaczęłam znów patrzeć dalej, na końcu zeszytu znalazłam swoje imię i nazwisko też otoczone sercem. Ojej. Czułam, jak rumienią mi się policzki. Odłożyłam notes i inne jego rzeczy na miejsce, zamknęłam szafę i podeszłam po raz kolejny do okna. Zaczęłam rozmyślać. Jednak nie trwało to zbyt długo, gdyż usłyszałam trzask drzwi. Obróciłam się, a pod drzwiami stał nieco zaskoczony widokiem, jaki zobaczył, Peter. Kurde, no tak! Przecież mam tylko ręcznik na sobie, kompletnie zapomniałam!
-Zaraz tu przyjdzie Ewa Stoch z moimi ciuchami, przepraszam-zaczęłam się tłumaczyć.
-Ale nic się w sumie nie stało, tylko się w polskiej urodzie troszkę zauroczyłem...-uśmiechnął się Pero.
-Tak samo jak w słoweńskiej ja, tyle że w nocy?-odpowiedziałam wesoło.
-No zobacz, jesteśmy kwita. Ja wcześniej bez koszulki, teraz ty w samym ręczniku-powiedział szatyn. Rację akurat miał...
Rozległo się niespodziewanie pukanie do drzwi. Wiedziałam, byłam pewna że to Ewka. Poszłam otworzyć, a ta mnie przywitała:
-Cześć, jeszcze buty ci wzięłam. Proszę, już nie będziesz latać w ręczniczku!-podała moje rzeczy.
-I jak? Ruda coś mówiła?-spytałam.
-Paula była w łazience, więc nawet nie wie, że przyszłam. Były też otwarte drzwi od pokoju, więc ułatwiła mi zadanie bardzo twoja kochana pomocnica-odpowiedziała blondynka.
-A Kocur był?-dalej dopytywałam.
-Nie wiem, wydaje mi się, że nie-odparła, po czym spojrzała za mnie-o, hej Peter!
-Cześć!-uśmiechnął się chłopak.
-Klaudia, o co tu chodzi?-spytała szeptem pani Stoch, która najwidoczniej zaintrygowała się sytuacją, jaką miała przed oczami.
-Później wszystko ci powiem-bąknęłam, bo domyślałam się, co Ewa może teraz myśleć.
-Dobra, to ja wam nie przeszkadzam. Pa, gołąbeczki!-krzyknęła, a ostatnie zdanie po angielsku w dodatku. Czyli że nie tylko ja to zrozumiałam. Chwilę po tym zostałam sama z Pero. Szybko poszłam się przebrać, po czym wróciłam do Słoweńca.
-Ach, ta Ewa!-zaśmiałam się.
-Gołąbeczki... Ja tam zawsze lubiłem je karmić, u nas, w Kranju jest taki duży plac na starówce, gdzie jest bardzo dużo gołębi. Jako mali chłopcy, karmiliśmy je z Cene i jeszcze z tatą. To sprawiało dla nas zawsze ogromną przyjemność-zaczął opowiadać Pero.
-Ja zawsze byłam taką młodszą siostrzyczką, którą wszędzie oprowadzała trochę starsza Karolinka-uśmiechnęłam się szeroko-a tak właściwie, to zaczęłam już wątpić, czy przyjdziesz!
-Ale już jestem-powiedział pogodnie Prevc.
-Tak właściwie, to bardzo dziękuję po raz kolejny, że mogłam tu spędzić noc-podeszłam bliżej do szatyna-nie wiem, jak ci się odwdzięczyć!
-Tak? Otóż proszę-podał mi reklamówkę z zakupami-odwdzięczysz mi się. Zrobisz mi dobre śniadanie!
-Śniadanie?-wytrzeszczyłam oczy.
-Jajko w koszulce poproszę-rozłożył się na krześle jak w jakiejś swojej rezydencji-wszystko, czego potrzebujesz do tego jest w torbie.
-Może jeszcze frytki do tego?-przewróciłam teatralnie oczami.
-Frytki to może nie, ale mam ochotę na herbatkę. Zrobisz, prawda?-spytał słodko Pero.
-Zrobię, ale masz mnie nie denerwować!-zarządziłam.
Podeszłam do malutkiej kuchenki, zagotowałam wodę, przygotowałam jajko. Zamieszałam wodę w garnuszku, tworząc wirek, do którego wlałam szybko jajko. Mieszałam jeszcze płyn z 2 minuty, po czym wyjęłam gotowe jajko w koszulce i podałam je Słoweńcowi wraz z kanapką.
-Och, dzięku...-zaczął mówić Peter, jednak w tym momencie wszedł jego brat.
-Słodka scenka-kiwnął pogodnie głową Cene-bracie, czy mógłbyś mi pożyczyć twój kubek w kropki? Ja swój przed chwilą zbiłem...
-Który?!-krzyknął nagle Pero.
-Ten z Pragi...-obniżył wzrok chłopak.
-Uff, myślałem że od dziadka. Klaudio, czy mogłabyś podać kubek w kropki dla Cene?-uspokoił się po chwili szatyn.
-Proszę-podałam z uśmiechem kubek dla młodszego Prevca.
-Dzięki! To ja wracam do siebie-pożegnał się chłopak.
Poszłam szybko zrobić sobie kanapkę z serkiem śmietankowym o smaku rzodkiewki i zaniosłam talerz z nią na stolik, a potem jeszcze herbatę dla nas obojga.
-Pyszne, nie jadłem tak dobrego śniadania, od kiedy nie byłem w domu-pochwalił mnie Słoweniec.
-I pomyśleć, że nie przepadam za gotowaniem-zaśmiałam się.
-Będziesz wracać do siebie, jak zjesz?-zapytał chłopak.
-Nie na długo. Zażyczę sobie osobnego pokoju albo żebym do końca Turnieju Czterech Skoczni była razem z Ewką. Za to, co mi zrobiła Paulina, po prostu nie chcę z nią mieszkać!-odpowiedziałam.
-No, to było głupie. Ja bym tak nigdy nie zrobił, nawet jakbym nie lubił swojego współlokatora. Ja mam sumienie, a poza tym to było strasznie świńskie-trochę wkurzył się, jak zaczął opowiadać, Peter.
-Dla mnie podobało się, jak byłam sama, mogłam robić to, czego tylko mi się zachciało-dodałam.
-Wyjątek to chyba taka osoba jak Ewa-uśmiechnął się szatyn.
-Dokładnie! Albo moja siostra...-rozmarzyłam się-ale ona niestety w innej branży siedzi.
-Przyjedzie na jakiś konkurs?
-Na pewno przyjedzie na konkursy w Polsce wraz z naszymi rodzicami-odparłam.
-Mnie rodzice będą na pewno w Planicy pilnować-zaśmiał się Peter.
-Nie wiem jak ty, ale mnie nie mają przed czym pilnować!-odparłam wesoło, po przełknięciu herbaty.
-Przed skoczkami będą cię pilnować!-wybuchł śmiechem Prevc.
-Tobą też?-uniosłam brwi.
-Ja nie jestem zły ani szalony... Mnie wręcz polubią-zapewnił mnie Pero.
-Jak się dowiedzą, że rozkazujesz mi robić tobie śniadanie, to nie jestem tego pewna-powiedziałam.
-Jakby dowiedzieli się, że razem spaliśmy, to bym się bardziej obawiał-wypalił Słoweniec.
-Peter...-czułam, jak policzki robią mi się różowe-ale to nie polegało na tym, że my... no wiesz.
-Ale ja tylko żartowałem, nie złość się-rzucił we mnie pomidorkiem koktajlowym, który leżał u niego na talerzu.
-Domyślam się, ale na samą myśl, jakby ktoś to im wygadał w wiadomo jakim sensie, ciarki mnie przeszły. I nie rzucaj we mnie pomidorami!-wytłumaczyłam.
-To kubkiem mam rzucić?-wzruszył ramionami Prevc.
-Tylko spróbuj, to pożałujesz-powiedziałam, po czym wzięłam ostatniego gryza swojej kanapki-no, ja skończyłam!
-Nie zostawiaj mnie samego...-jęknął z zawodem szatyn.
-Żebym ci zrobiła jeszcze obiad, podwieczorek i kolację? Tak dobrze to nie ma, panie Prevc!
-Szkoooda-powiedział.
-Muszę iść już, Pero-wstałam z miejsca-do zobaczenia na konkursie-dałam Słoweńcowi jeszcze buziaka w policzek i poszłam. Od razu w stronę odpowiednich osób, z którymi uzgodniłam ostatecznie zmianę pokoju. Trener też się dowiedział. Nie dopytywał się, o co dokładnie poszło (i bardzo dobrze), uszanował i zrozumiał moją decyzję. Potem zabrałam swoje rzeczy, akurat wtedy nie było w pokoju Dębickiej, więc poszło mi to zwinnie i bez żadnych komplikacji. A na koniec najlepsze- przeprowadzka do Ewki! Zapukałam do drzwi, po czym weszłam.
-Nareszcie jesteś! Co trwało dłużej? Pakowanie rzeczy czy całuśny poranek z Peterem?-od razu na mój widok spytała blondynka.
-Jeszcze raz ci dziękuję za ubrania, ale za gołąbeczki mam ochotę, nie wiem, co ci zrobić!-pogroziłam palcem.
-Ale ty skromna jesteś... Przecież trafiłam! No a w nocy co się działo, to tylko między wami już zostanie...-dalej trochę niedoinformowana pani Stoch ciągnęła teorię romantycznej nocy i poranka.
-Ewo, może wyglądało to tak, jak wyglądało, ale do niczego między mną a Pero nie doszło-zaczęłam cierpliwie tłumaczyć-on mnie spotkał samą na korytarzu i zaproponował, abym przespała u niego te kilka godzin. On był na łóżku, a ja na kanapie-co do ostatniego zdania, to skłamałam dla świętego spokoju, ale na początku w sumie tak było...
-Aaa... To już muszę trochę spoważnieć-odpowiedziała-ale nie złość się, bo co mogło mi przecież do głowy przyjść po tym, jak kilka godzin wcześniej całowaliście się?
-Ja wcale nie jestem zła-zaśmiałam się-dobrze po prostu, żebyś znała prawdę. A resztę akcji to opowiem ci na konkursie, dobra?
-Obiecałaś w końcu-odpowiedziała pogodnie Ewa.
*Kilka godzin później* Drugi konkurs Turnieju Czterech Skoczni w Garmisch-Partenkirchen, krócej nazywanym po prostu Ga-Pa, zaraz się rozpocznie. Skocznia gotowa, warunki pogodowe jak na razie nie planują psuć nam szyków. Jak wszyscy wiemy, pierwsza seria każdych zawodów w T4S rozgrywana jest systemem KO, polegającym na rywalizacji skoczków w parach. Maciej Kot rywalizować będzie Michaelem Hayböckiem, Krzysiek Miętus z Dawidem Kubackim (cóż, tak wyszło po kwalifikacjach), Stefan Hula z Lauri Asikainenem, Piotrek Żyła z Martinem Kochem, zaś Kamil Stoch- z Simmonem Ammanem. Stałam w wyznaczonym dla nas miejscu wraz z teamem. Jest też ze mną Ewa, która będzie mocno dmuchać pod narty dla swojego męża. Chyba jak zawsze?  Zielone światełko od Mirana dla Severina Freunda (szał na trybunach, jesteśmy przecież w Niemczech) i zaczynamy! 129,5 metra, punkt konstrukcyjny osiągnięty (125 m). Po nim Sebastian Colloredo...
-Klaudia, Klaudia, Klaudia! Opowiesz, co się stało?-zaczęła szturchać mnie za ramię Stoch.
Cóż, nic innego mi nie pozostało, jak wytłumaczyć przyjaciółce cały cyrk z Dębicką, która była daleko od nas. A bynajmniej chodziło jej o to, by być daleko ode mnie. Odnoszę wrażenie, jakby coś knuła, jakiś skomplikowany plan... Z każdym dniem jest to coraz bardziej męczące. Wkurza mnie to, że od kiedy się ona pojawiła, to sprawy zawodowe zbyt mieszane są z prywatnymi. Nienawidzę, gdy dochodzi do takich sytuacji szczególnie, że wszyscy pracujemy w poważnym, światowym sporcie.
-...i wtedy na korytarzu Prevc spytał, co tu robię. Chwilę pogadaliśmy, a on zaproponował mi zaśnąć u niego. Spałam na kanapie, potem poprosiłam ciebie o pomoc rano, a na koniec razem zjedliśmy śniadanie. I tyle na ten temat-skończyłam opowiadać ,,legendę", szeptem, żeby nikt nieodpowiedni nie usłyszał pewnych rzeczy.
-Przesadziła. Mocno przesadziła-pokręciła głową Ewka.
Spojrzałam w stronę belki startowej, na telebimie wyczytałam, że siedzi na niej Karl Geiger. No tak, trybuny niemieckie znów trzy razy głośniej. Hm, Karl jest chyba w parze Prevcem. Niemiec wybił się z progu... i szybował, aby wylądować na 126-stym metrze. Tak, nie myliłam się, teraz będzie skakać Prevc, który będzie chciał powalczyć o zwycięstwo z Karlem.
-Ja będę dmuchać pod narty dla swojego męża, to ty teraz dmuchaj pod narty dla swojego kochanka!-zaczęła śmiać się blondynka. W połowie słowa ,,kochanek" zatkałam nerwowo buzię dla dziewczyny, mówiła to stanowczo za głośno. Na szczęście chyba nikt tego nie usłyszał...
-Ewka! Nienormalna jesteś?!!-syknęłam, waląc ją palcem w czoło.
-Kurcze, zapomniałam się-zaczęła masować nieco obolałe przeze mnie miejsce na czole.
-Ale po zakończeniu pierwszej serii powiem ci coś ważnego-uśmiechnęłam się podstępnie.
-Ty to jesteś mistrzynią pobudzania mojej ciekawości!-zaczęła narzekać dziewczyna-teraz nie będę o niczym innym myśleć, jak o tym, kiedy zakończy się pierwsza seria...
-Spokojnie, patrz, jak zaraz Pero z progu się wybije-objęłam Ewę, aby dodać jej otuchy.
No i odleciał dużo dalej niż Niemiec, zakwalifikował się do serii finałowej, co osobiście spowodowało, że zrobiło mi się trochę cieplej na sercu.
Gdy cała stawka zawodników oddała swoje skoki, wiedzieliśmy, kogo zobaczymy w finale konkursu, także z Lucky Loser'ów (szczęśliwych przegranych). Z Polaków nie zakwalifikowali się Krzysztof Miętus i Stefan Hula. Rozeszliśmy się wszyscy trochę po obiekcie, ja wraz z Ewą, której musiałam się z czegoś zwierzyć.
-Odeszłyśmy na bezpieczną odległość od tłoku i zgiełku, więc możesz już mówić-skrzyżowała ręce blondynka.
-Więc wygląda to tak... Bo ja, wczoraj jak tak myślałam, to... Coś takiego poczułam... No i ja chyba... To znaczy na pewno, ja się... noo się w nim...-zaczęłam się plątać w tym, co mówię.
-Dziewczyno, ale ty jesteś! Więcej śmiałości! Trzeba było prosto z mostu, że się zakochałaś!-krzyknęła Ewka.
-Ciszej, błagam-złapałam się za głowę, gdy ujrzałam przechodzącego obok Stöckla, który nie rozumiał naszej rozmowy, ale mój ton wypowiedzi a ton wypowiedzi dziewczyny wprawił go w cichy śmiech.
-Trener Norwegów nie umie polskiego, nie musisz się tak gorączkować-dała mi kuksańca w bok Ewa.
-Ałć! A co, jeśli oprócz słowa dziękuję i witaj zna akurat słowo zakochać się?-wystawiłam język w stronę blondynki.
-Ja tam nie wiem, jakie słowa on zna-odpowiedziała-wiesz, co? Wydaje mi się, że powinnyśmy wracać na drugą serię.
Ona miała rację. W pośpiechu poszłyśmy w drogę powrotną, akurat na początek serii finałowej. Może nie sam początek, bo ominęły nas skoki dwóch zawodników. Ta seria jest rozgrywana już jak w Pucharze Świata, do systemu KO musimy poczekać aż do zawodów w Innsbrucku, na skoczni Bergisel.
Konkurs zakończył się zwycięstwem Andersa Jacobsena (brawo, tancerzu poloneza). Maciej Kot piąty, tuż za nim Kamil Stoch. Kubacki 28 miejsce, Żyła 30.

6 stycznia 2013 roku, Bischofshofen.
Turniej Czterech Skoczni dobiega końca. Rozpoczynamy serię finałową! Ostatnie trzydzieści skoków, zobaczymy jak potoczą się losy skoczków. Przywitanie T4S w Austrii okazało się szczęśliwe, szczególnie dla Kamila, który uplasował się na drugim miejscu w Innsbrucku. Miejmy nadzieję, że i w Bischofshofen będzie podobnie, albo jeszcze lepiej! Warto wspomnieć, że Stoch ma szansę wskoczyć na podium klasyfikacji końcowej turnieju. Więc dmuchamy pod narty, na pewno będzie to robić żona Kamila, obecna tutaj, a tak właściwie siedząca obok mnie na ławeczce. Ja również, od dzieciństwa byłam tak właściwie kibicem skoków, a później piłki nożnej i jeszcze innych sportów, dzisiaj to z powodzeniem kontynuuję. I polscy kibice... Najlepsi pod słońcem! Są dosłownie wszędzie, na każdej skoczni świata, zawsze jest ich dużo i zawsze tak wspaniale wspierają naszych skoczków!
Wygrał, jak to u siebie przystało, Gregor Schlierenzauer. I w ten sposób zapieczętował swój triumf w całym turnieju.
-Będzie trzeci, czy nie? Będzie trzeci? Będzie? Czy nie?-czekała na wyniki niecierpliwie Ewa w nadziei, że Kamil będzie trzeci w klasyfikacji końcowej. Bo ogółem dzisiaj zajął czwarte miejsce, a Tom Hilde- dziewiąte.
-Emocje...-szepnęłam.
-Niech oni szybciej liczą!-usłyszałam głos Dębickiej, która była trochę za nami i Gębalą.
Okazało się, że zabrakło tylko dwóch punktów Kamilowi do wskoczenia na podium. Cóż, taki jest sport, nie pozostaje nic innego, jak serdecznie pogratulować dla zwycięzcy i czekać na dekorację!
Poszliśmy do chłopaków i trenera.
-Nic się nie stało, Kamil, mówię ci, jeszcze złoto w Predazzo rąbniesz!-klepnął wesoło Stocha po plecach Pieter, który dzisiaj znów był trzydziesty.
-Hohoho, pożyjemy, zobaczymy!-zaśmiał się lider naszej drużyny.
-Chodźcie na dekorację, szybko, szybko!-pośpieszał wszystkich Titus.
-Dobra, idziemy, bo zawału zaraz dostaniesz-zażartował Kot.
Tak więc po tych słowach Maćka wszyscy poszliśmy na ceremonię. Szybko to zleciało, nie obejrzałam się, a tu już drugi raz rozbrzmiał hymn Austrii dla Schlierenzauera za zwycięstwo w całym Turnieju Czterech Skoczni, co było absolutnie ogromną przyjemnością dla tutejszych kibiców.

Jeżeli ja mam określić nastrój tego rozdziału, to jest jeszcze więcej humoru, niż zwykle. Przynajmniej tak mi się zdaje ;) Następny rozdział to będą konkursy w Polsce, wracamy na trochę do siebie!
Czy Piotrek przypadkiem czegoś Kamilowi nie wykracze? :)

Klaudia

wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 11

 Z każdym dniem jest coraz lepiej. To koniec początkowych wpadek, teraz już z szerokim uśmiechem patrzymy w niedaleką przyszłość.
Zaczynając od Obersdorfu a kończąc na Bischoshofen- tak, tak, mowa tu o 61 edycji Turnieju Czterech Skoczni. Czyli moim pierwszym w karierze fizjoterapeuty. Odbyły się cztery konkursy, z każdym polscy skoczkowie zajmowali coraz lepsze lokaty. Najlepiej z podopiecznych Łukasza Kruczka wypadł Kamil Stoch. Zabrakło mu zaledwie dwóch punktów w klasyfikacji końcowej turnieju, aby wyprzedzić trzeciego Toma Hilde i wskoczyć na podium. Maciej Kot zakończył na 20. miejscu, Piotrek Żyła 23, Stefan Hula 30, od razu za nim Dawid Kubacki. Trzydziesty siódmy Krzysiek Miętus, a 51- Klimek Murańka.
*
31 grudnia 2012 roku, Ga-Pa.
Siedziałam w swoim pokoju wraz z Pauliną, właśnie szykowałyśmy się na imprezę sylwestrową. Jeszcze sporo godzin przed, wszyscy zostaliśmy poinformowani przez szanowne władze PŚ (na czele z Hoferem), abyśmy bawili się z umiarem i zdrowym rozsądkiem, gdyż następnego dnia jest już konkurs. Z umiarem pod względem pewnych napoi, oczywiście.
-No to żegnamy się z rokiem 2012 dzisiaj!-powiedziała Dębicka, co chwilę zmieniająca buty, w których zamierza iść.
-I powitamy 2013-dokończyłam. Stałam przy oknie i obserwowałam, jak prószy śnieg. Niebo było całkiem ciemne, czarne, dzięki czemu biały puch był bardziej widoczny.
-Niestety będzie w nim pechowa trzynastka-jęknęła z zawodem dziewczyna-Klaudia, halo? Zamiast się ubierać to ty gapisz się w to okno. Przecież nic ciekawego tam nie ma!
-A dla mnie jest-odpowiedziałam gniewnie-odnoszę wrażenie, że niezbyt doceniasz to, co cię otacza. A przyrodę w szczególności.
-Nie chodzi o to, ale w sumie... Racja, takie rzeczy są mi obojętne-wzruszyła ramionami Paula, mierząc kolejną parę butów.
-Tylko co jest dla ciebie NIE obojętne...-burknęłam pod nosem tak cicho, że dziewczyna tego nie usłyszała-a jeśli chodzi o 2013, to może będzie szczęśliwy rok jak nigdy dotąd?
Dziewczyna już nie odpowiedziała. Pracuje mi się z nią normalnie, nawet ok, ale pod względem osobowości i upodobań kompletnie do siebie nie pasujemy. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście to ja poszłam otworzyć. Zastałam w nich Fettnera i Schlieriego.
-Pozwól, że i dzisiaj porwiemy cię w taniec!-powiedział Manuel.
-Dobrze, chłopaki, ale nie teraz i w tej chwili. Sami widzicie, mam na sobie jeszcze dres!-uśmiechnęłam się.
-No a ja w końcu muszę ci się jakoś odwdzięczyć za znalezienie mojej czapki w Turcji!-dodał Gregor-wstyd mi, że zrobię to dopiero po tylu miesiącach...
-Greg, ja o tym kompletnie zapomniałam!-zaśmiałam się-nie musisz się nie wiadomo jak odwdzięczać, ale pamiętliwi to wy jesteście!
-Cóż, to my lecimy na parkiet i czekamy na ciebie!-pożegnał się ze mną Fetti.
Chwilę później wróciłam do pokoju i usiadłam na swoim łóżku. Wzięłam głęboki oddech, po czym zaczęłam przeglądać swoje ubrania.
-Weź sukienkę najkrótszą, jaką tylko masz-doradziła mi rudowłosa.
Miałam do wyboru dwie, ostatecznie wybrałam pistacjową z rozkloszowanym dołem. Rozpuściłam swoje włosy. Gdy byłyśmy gotowe, postanowiłyśmy już pójść. Otworzyłam drzwi... niechcąco waląc nimi w twarz Maćka. Widziałam go leżącego na podłodze. Podałam mu po chwili rękę, aby pomóc mu wstać, bo myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem!
-Maciuś!!! Nic ci nie jest?!!-spytała Paula, która najwidoczniej spanikowała na widok lekko poszkodowanego, (chyba) ukochanego.
-Ała... Za co to było?-mówił surowo Kot, masując obolałe czoło.
-Skąd miałam wiedzieć, że będziesz koczować pod moimi drzwiami?-spytałam nadal rozbawiona całą sytuacją.
-Ja nigdzie nie koczowałem!-wrzasnął-Eh, przepraszam... Chciałem po prostu zajść po was...
-Może byś spytała czy nic mu nie jest, a nie się teraz bronisz i jeszcze śmiejesz!!!-krzyknęła na mnie Dębicka.
-Chyba sama widzę, że nic mu nie jest-odwróciłam głowę w drugą stronę-idźcie sobie, nie będę wam przeszkadzać przecież!
-To idziemy-wzięła Kota za rękę rudowłosa-nie jesteś nam potrzebna do szczęścia-i w ten sposób zostałam sama. To mnie, lekko mówiąc, zamurowało.
 Idioci. Idioci! Przez chwilę miałam ochotę nigdzie nie iść, ale... Dlaczego mam sprawiać im satysfakcję? Z jakiej racji nie mogę się bawić i korzystać z Sylwestra? Są jeszcze inni ludzie, jest reszta Polaków, są Austriacy, są Słoweńcy, są jeszcze inne drużyny. Zdenerwowałam się i stwierdziłam, że nie będę robić z Paulinki gwiazdy całego show. Zmieniłam sukienkę na czarną mini. Dopiero po tym zjawiłam się na sali, w której odbędzie się Sylwester. Bardzo, bardzo dużo ludzi. Po jakimś czasie, przepychając się w tłoku, dotarłam do polskiego stolika. Usiadłam, a Stefan od razu podsunął mi pod nos whiskey.
-Żeby tak na samym początku mnie rozpijać?-pogroziłam mu palcem z uśmiechem.
-Oj, zapomniałem!-zaśmiał się Hula-muszę niestety zabajerować kogoś innego tym trunkiem!
-Stefan! Na pewno Pietrasa!-krzyknął Kubacki, po czym cały stolik zaniósł się śmiechem.
-A no ja chętnie! Dawaj mi tu szkocką na rozkręcenie zabawy!-wrzasnął Żyła, po czym z naszego stolika dobiegła kolejna salwa głośnego śmiechu.
Nagle podszedł do nas Morgi, przybijając z każdym po kolei piątki. Gdy podszedł do mnie, wesoło powiedział:
-Klaudia! Nadszedł czas na taniec z Austriakami!
-Tylko nie trzymajcie jej za długo, szybko nam oddajcie!-odparł Kamil.
-Obiecuję, Klaudia wróci cała i zdrowa!-dodał przesympatyczny Austriak.
Wziął mnie po chwili za rękę, skierowaliśmy się do Fettiego, Koflera i Gregora czekających na nas na parkiecie. Thomas od razu rzekł:
-Zabierać mi te łapy! Najpierw ja!
Zaczęła się skoczna piosenka. Tańczyłam razem z Morgim do momentu, w którym trójka pozostałych wariatów wcięła się. Zrobili oni wraz z nami pięcioosobowe kółeczko, to znaczy... tańczyliśmy jak dzieci w przedszkolu. Ale nie powiem, bawiłam się świetnie! Kiedy po kilku razem spędzonych z Autami piosenkach w głośnikach na sali rozbrzmiała już wolna muzyka, ci kulturalnie odprowadzili mnie do polskiego stolika. Zmierzając w tamtą stronę zauważyłam, jak Maciej wraz z moją pomocnicą idą  zatańczyć wolnego. Co wzbudziło we mnie same negatywne emocje. Nie dałam tego jednak po sobie poznać... Zauważyłam także (dopiero teraz?), że z naszym stołem sąsiadują Słoweńcy i Czesi. SloSki? Czesi? Świetnie! Jaka Hvala skinął do mnie głową w geście powitania, gdy dostrzegł, że spoglądam w jego stronę. Wkrótce usiadłam na swoim krześle, po czym skierowałam się do całej polskiej drużyny:
-Słuchajcie, czy jest ktoś chętny do kupienia mi jakiegoś napoju bezalkoholowego?
-Dobra, ja to zrobię, ale masz z nami śpiewać!-wstał Kubacki i poszedł do baru.
-Śpiewać?-powiedziałam do siebie.
-Tak, zaraz powinien rozbrzmieć Enej, na specjalną prośbę Wiewióra-zaśmiała się siedząca obok Ewa Stoch-i wszyscy mamy śpiewać.
-Ooo, najpierw to ja muszę orzeźwić swoje wysuszone gardło!-odpowiedziałam wesoło.
 Akurat z dancefloor'u wrócił Kamil, zaopatrzony już w malibu dla siebie i dla żony. Niedługo po tym na horyzoncie pojawił się Dawid z moim napojem- trafnie wybrał lemomiadę. Wypiłam ją duszkiem, od razu lepiej. Teraz możemy śpiewać! Przy stoliku był prawie cały komplet Team Poland, prawie, bo na parkiecie cały czas razem tańczyli Kot z Dębicką. Niech sobie tańczą dalej, my śpiewamy ,,Lili", której pierwsze nuty właśnie rozbrzmiały na ogromnej sali. Świetnie się bawiliśmy! Kiedy piosenka zespołu Enej dobiegła końca, inne drużyny zaczęły bić nam brawa za ten ,,niesamowity", jak określili to Roman Koudelka i Jakub Janda, popis wokalny. Polscy skoczkowie lubią płatać sztabowi (a szczególnie mi) różne dowcipy i figle, ale nie zmienia to faktu, że i tak ich bardzo, bardzo lubię!
 Nowy rok zbliżał się wielkimi krokami. Wstałam z miejsca, zaczęłam spacerować po sali, co jakiś czas zamieniając kilka zdań z przechodzącymi obok imprezowiczami. Nagle podszedł do mnie Peter.
-Pięknie wyglądasz, panno Krzatkowska-uśmiechnął się Słoweniec.
-Przestań, paniczu Prevc-pokręciłam głową.
-Co powiesz na to, żebyśmy zatańczyli?-spytał szatyn.
-Prowadź na parkiet!-podałam mu rękę.
Akurat zaczęło się ,,Back In Time" Pitbulla. Podskakiwaliśmy, zwalnialiśmy, wygłupywaliśmy się. Ogółem doskonale się bawiliśmy! Niespodziewanie Peter uniósł mnie na chwilę w powietrze swoimi silnymi rękoma.
-Wowowow, a co to za efekty specjalne?-spytałam wesoło, a Pero w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Dobiegała końca druga zwrotka piosenki, Prevc właśnie zaczął wykonywać kolejną sztuczkę- szybko obniżyć mnie do wysokości niemal kilku centymetrów nad ziemią. Zawisłam w powietrzu, aż... poczułam na swoich ustach usta Pero. Przywrócił mnie do pionu, mogłam już swobodnie stać na nogach, jednak cały czas składał mi pocałunek. Zrobiło mi się gorąco. Doszło do tego, nie oszukujmy się, przypadkowo, my tylko zetknęliśmy się, gdy Peter za bardzo się schylił przy tańcu... Ale on nie przestał robić tej jednej rzeczy. Dopiero po jakimś czasie chłopak oderwał się nerwowo.
-Przepraszam... Bardzo przepraszam-cicho powiedział.
-Nic się nie stało, to był tylko przypadek...-nieśmiało się uśmiechnęłam.
-Przypadki chodzą po ludziach-szatyn odwzajemnił mi uśmiech, również nieśmiało-a przynajmniej przypadek, że dzisiaj nie umiem tańczyć i spowodowałem taką sytuację!
-Dokładnie...-odpowiedziałam, drapiąc się po policzku.
-Tylko błagam-złapał mnie za ręce i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego twarz znów była bardzo blisko mojej, przez co znów serce zaczęło mi bić szybciej-z powodu tej sytuacji... Nie oddal się ode mnie. Niech wszystko pozostanie tak, jak było. Proszę... Nasza przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna.
-Nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby zerwać z tobą kontakt. Obiecuję, że tego nie zrobię-odpowiedziałam.
 Po kilku minutach wróciłam do swojego stolika. Z nadzieją, że nikomu scena między mną a Pero za bardzo w oczy się nie rzuciła. Była tam tylko Ewka. Sięgnęłam po dzbanek z sokiem limonkowo-truskawkowym, jednak zza ramienia usłyszałam to, czego usłyszeć nie chciałam...
-Widziałam wszystko-powiedziała pani Bilan Stoch-chcesz o tym rozmawiać? Mogę ci coś szczerego powiedzieć na temat waszej znajomości...
-Nie chcę o tym rozmawiać, gdyż wszystko pozostało takie, jakie było. Ten pocałunek jest sprawą zamkniętą-odpowiedziałam najciszej, jak tylko mogłam.
-Chodźcie, dziewczyny! Za trzy minuty Nowy Rok!-przyszedł Anders Bardal, aby zaprosić nas na wspólne odliczanie. Tak więc poszłyśmy z Norwegiem we wskazane miejsce.
Nagle Dawid Kubacki podał mi kieliszek z szampanem i powiedział z chichotem:
-Masz, załatwiłem ci Picolo, i to jeszcze poziomkowe!
Spróbowałam napój, aby się upewnić, czy Blondi mnie nie wkręca. Na jego szczęście, to był szampan dla dzieci.
-Dziękuję, przyda mi się na pewno!-odrzuciłam, po czym wraz z resztą Polaków wybuchliśmy śmiechem. Nie zdążyłam się do końca wyśmiać, a tu już zaczyna się odliczanie! Szybko się dołączyłam do chóru:
10.. 9.. 8..7.. 6.. 5.. 4.. 3.. 2.. 1.. 
Szczęśliwego Nowego Roku!
Zaczęłam składać życzenia noworoczne wszystkim osobom w pobliżu. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, dobrej formy, wielu zwycięstw i wszystkiego, co najlepsze!
 A później impreza na dobre. Dopiero co skończyłam szalony taniec z Żyłą, potem Fettim. Chciałam pójść i chwilkę odpocząć, jednak na drodze stanął mi Anders Bardal. Już po jego minie widać było, że coś knuje.
-Wiesz, że nauczyłem się tańczyć wasz taniec, poloneza?
-I niby chcesz go tańczyć tu i teraz?-wytrzeszczyłam szeroko swoje zielone oczy. Norweg natomiast się tylko zaśmiał i podał mi rękę, układając się do tańca. Poszłam za jego przykładem... i tak zaczęliśmy kroczyć dostojnie po parkiecie. Wszyscy wybuchli dzikim śmiechem. Szczerze? Ja i Bardal także rechotaliśmy jak żaby! Najlepsze, że za drugą rękę wziął mnie jego reprezentacyjny kolega, Anders Jacobsen, który nie umiał tego tańca i łaził jak łamaga! Oj, zapamiętam to sobie na długo! Dawno tak się nie uśmiałam z samej siebie oraz innych osób, które robiły coś razem ze mną...
Po kilkunastu minutach poszłam do baru po butelkę soku ananasowego. Spotkałam tam ponownie Morgernsterna.
-Pamiętaj, że w Zakopanem pijemy polską wódkę!-zaśmiał się Austriak.
-Tylko że ja nie piję, Thomas...
-Szkoda, ale i tak to zrobię z twoimi skoczkami. Wypiję polską wódkę!-odpowiedział radośnie.
-Będzie na stołach na pewno, więc o ile nadal będziesz chciał skosztować naszego narodowego trunku, to na pewno to zrobisz-puściłam oczko, po czym opuściłam bar i poszłam pogadać trochę z Andi Wellingerem i Richi Freitagiem. Gdy zamierzałam wrócić do Polaków, ktoś krzyknął za mną głośno ,,Bu!". Odwróciłam się trochę zaskoczona, po czym ze śmiechem powiedziałam:
-Gregor, muszę przyznać, że do twarzy ci w tej peruce Pippi Langstrumpf!
-Ty też musisz nałożyć coś na głowę-podał mi coś miękkiego do ręki-prezent, to znaczy podziękowanie za czapkę w Antalyi!
Rzeczywiście, Schlierenzauer dał mi czapkę z napisem ,,GS", takie noszą jego fani, podobnie jak sam Greg.
Dziękuję, jest świetna!-uśmiechnęłam się, nakładając białą czapeczkę z pomponem na górze.
 O godzinie 1.30 wszyscy wrócili do pokoi. Ja wyszłam z sali jako ostatnia, gdyż na końcu imprezy zaczęłam rozmawiać z barmanem o samochodach (planuję kupić). On zaczął coś podgadywać, że musi dać do naprawy swoją Alfę Romeo i tak rozpoczęliśmy rozmowę, jaki pojazd najlepiej kupić. Jestem śpiąca, o niczym innym nie marzę teraz, niż o śnie. Jednak będzie to ciężkie, bo nie każdy nazywa się Klaudia Krzatkowska. Wszyscy będą chcieli robić swoje małe after-party w pokojach. A na pewno będzie chciała zrobić to moja współlokatorka... Niechętnie przywlokłam się do pokoju, gdyż zastanę tam na pewno Paulinę, możliwe że wraz z Maciejem. Podeszłam do drzwi. Usłyszałam jakieś śmiechy, co mnie trochę poddenerwowało. Wsadziłam klucze do zamka, ale w połowie się zacięły. To oznacza jedno: Dębicka wsadziła swoje klucze od środka, abym nie mogła wejść. Idealnie! Zaczęłam walić w nie głośno, jednak oni mieli wszystko gdzieś. Super, mogę zapomnieć o odpoczynku w łóżku przeznaczonym dla mnie. Poszłam zdesperowana na hol główny. Usiadłam na postawionej tam kanapie, chciałam wybuchnąć płaczem. Słyszałam czyjeś kroki, potem i ziewy, ale nie musiałam wiedzieć, kto to jest, nie interesowało mnie to.
-Klaudia? Co tutaj robisz?-jednak dowiedziałam się, kim jest ta osoba. Był to Peter.
-Siedzę i mam zamiar tu płakać, a potem zasnąć-odpowiedziałam.
-Ale dlaczego? Co się stało?-zmarszczył brwi Prevc.
-Moja współlokatorka z którą jestem obecnie skłócona nie chce mnie wpuścić do naszego pokoju-odparłam ze smutkiem w głosie-a więc idź stąd, bo nie będę mogła zasnąć przy twojej obecności.
-Nie zostawię ciebie tutaj samej, to nie jest najbezpieczniejsze miejsce...
-Ale wszyscy nadal imprezują, a ja chcę spać i nie pójdę do nikogo!-krzyknęłam.
-Poczekaj... ja mam taki luksus, że zamieszkuję sam pokój-zaczął mówić Pero-a ja też chcę już się położyć, bo zależy mi na jutrzejszym konkursie. Jak każdym, z resztą.
-Jakim cudem masz sam pokój?-spytałam zdziwiona.
-Takie nam się trafiły-odpowiedział Słoweniec-no i kontynuuję, możesz dzisiaj położyć się u mnie, bo mam i łóżko, i sofę.
-No nie wiem... Ale jeżeli tutaj ma mnie ktoś zabić, a u ciebie nie, to muszę się zgodzić na takie rozwiązanie-uśmiechnęłam się, jednak cały czas będąc w smutku.
Po chwili poszliśmy do Petera. Rozejrzałam się dookoła, ten to ma apartament. Właściciel tegoż pomieszczenia jako pierwszy odwiedził łazienkę. Gdy wyszedł, ja wstałam i oznajmiłam:
-Pero... Bo ja nie mam w czym spać, a nie chcę paradować tutaj w samej bieliźnie...
-No tak, wszystkie ubrania masz u siebie-kiwnął głową twierdząco szatyn. Po chwili namysłu skierował się do swojej szafy i wyjął z niej swoją reprezentacyjną koszulkę SloSki. Podał mi ją, przy czym powiedział ze śmiechem:
-Świeżo wyprana. I nie uznaj założenia tego na siebie jako zdradę, to wyjątkowa sytuacja!
Chwilę później dał mi nową szczoteczkę do zębów, bo kupił 2pack i wyprany ręcznik, bo wziął ze sobą aż 4.
-Dziękuję bardzo, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła!-podziękowałam kulturalnie, po czym poszłam do łazienki.
Po pół godzinie wyszłam z niej, a w salonie zastałam Petera, tyle że bez koszulki. Gdy ten zauważył, że trochę zapatrzyłam się w jego mięśnie (każdemu może się zdarzyć!), wytłumaczył się:
-Wybacz, że mam na sobie tylko dół od dresu, ale gorąco mi bardzo jest!
-Nie ma problemu-podrapałam się po głowie-spójrz, twoja koszulka jest troszeczkę na mnie za duża.
-Rzeczywiście-zaśmiał się Pero-słuchaj, chcesz spać na łóżku?
-Nie, ja prześpię się na sofie-uśmiechnęłam się-łóżko jest twoje, i tak niepotrzebnie się tutaj znalazłam...
-Weź, przestań! Na korytarzu byś się co chwilę oglądała, czy nie ma tam nikogo nieodpowiedniego. I uprzedzam, że to jest bardzo niewygodne do spania, ja bym to może lepiej wytrzymał...
-A co ja, panna z porcelany?-odrzuciłam-ale tego tutaj jaśka to mógłbyś mi dać pod głowę-wskazałam na poduszeczkę leżącą na łóżku.
-Masz-rzucił jaśka, tylko że trafił mi niechcąco w twarz! Oddałam mu jego czapką SloSki, a ten niespodziewanie wypalił-pluszaka ci nie dam, bo ja z zabawkowymi kotkami nie śpię!
-Skąd wiesz, że śpię z pluszowym kotem?!-uniosłam wysoko brwi zdziwiona.
-Nie wiem czy pamiętasz, ale zasnęłaś mi na środku drogi w Lillehammer-złożył usta w zabawny dzióbek Słoweniec-ja musiałem cię nieść do hotelu, a w pokoju zobaczyłem u ciebie pluszowego kota!
-Ach, no tak, jestem ci wdzięczna do dziś, że nie zostawiłeś mnie tam samej!-zaczęłam się śmiać-a o Fantasi ani słówka! Fantasia to imię mojego nocnego kotka.
-Ja też nazywam swoje pluszaki, jakie dostaję od organizatorów konkursów! Ale ty również nic nie mów-powiedział Prevc.
-Wybacz że poganiam, ale czy możemy już spać? -spytałam niepewnie.
-Jasne, też półżywy jestem-odparł-jesteś pewna, że nie chcesz spać na łóżku?
-Jestem pewna, dobranoc!-krzyknęłam, po czym położyłam się na kanapie. Peter zgasił nocną lampkę. Eh. Racja, ten mebel nie należał do wygodnych. Było twardo, dziwnie i okropnie. Ale dasz radę, Krzatkowska. Wytrzymasz, przecież i tak będziesz krótko spała, jutro zawody.
 Minęło dwadzieścia minut. Przewracałam się z jednego boku na drugi. Cały czas się wierciłam. Zaczęłam się denerwować, nie mogłam zasnąć. I nie dam rady tego zrobić, jeżeli będę leżeć na tej durnej kanapie! W dodatku jest mi zimno bez normalnej kołdry, jestem przecież w samej koszulce. Grubej, ale niewystarczającej, jest sam środek zimy! Zimy, która w tym sezonie jest wyjątkowo sroga. Nie wiem, co mi odwaliło w tym momencie, to było coś kompletnie spontanicznego. Wstałam wkurzona i przeszłam do łóżka, położyłam się obok Petera. Od razu gdy się tam znalazłam, chłopak (myślałam, że śpi!) odezwał się:
-A ty miejsc przypadkiem nie pomyliłaś?
-Nie mogę zasnąć! I jest mi zimno! I było niewygodnie! A teraz... okej.
-Zimno ci? Znowu?!-zaczął śmiać się Prevc.
-Tak, jestem strasznym zmarzluchem, nie musisz się ze mnie nabijać-bąknęłam.
-Ja się wcale nie nabijam!-odpowiedział-ej, nie zabieraj mi tej kołdry!
-Tobie niepotrzebna-wymamrotałam, owijając pościel wokół siebie.
-Potrzebna, oddaj mi trochę-powiedział Pero.
-To masz całą i sobie ją zjedz-rzuciłam mu kołdrę, po czym wybuchłam śmiechem.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie spożywam takich dziwnych rzeczy...
-Też nie jem takich rzeczy, no weź!
-Dobrze, dobrze. Zdrowo się odżywiamy-odpowiedział Prevc.
-A tutaj jest Cene, prawda?-spytałam.
-Tutaj? A czy widzisz go pod pościelą?-zaśmiał się Słoweniec-a tak na poważnie, to jest w pokoju naprzeciwko.
Zamknęłam oczy, w nadziei, że teraz uda mi się odpłynąć do krainy Morfeusza... Było blisko, ale znowu poczułam chłód. Chyba przesadziłam z oddaniem mu tej kołdry. W ciągu chwili wsunęłam się pod ciepły, gruby materiał.
-A jednak?-zaśmiał się Prevc.
-Zimno mi cały czas!-jęknęłam bezradnie.
-To mnie przytul-odpowiedział pewnie szatyn.
Po chwili namysłu zrobiłam to. Mocno wtuliłam się w Pero, kładąc lekko głowę na jego klatce piersiowej. Było ciepło i tak jakoś bezpiecznie... Czułam, jak bije jego serce. Nagle złapało mnie dziwne uczucie. Takie, które towarzyszyło mi tak bardzo dawno, że teraz było mi prawie nieznane. Czy to... czy to są motylki w brzuchu?

Ja... ja się zakochałam? Tak, to jest to! Zakochałam się.
Tylko że ja mogę sobie go kochać, a skąd mam wiedzieć, czy jest na odwrót?
Może widzi we mnie tylko przyjaciółkę i nic więcej? 
Rany, co mnie opętało... 
...l'amour, l'amour, mademoiselle Klaudia.

No więc coś takiego dziwnego trochę mi wyszło. L'amour! :D Spokojnie, po drodze jeszcze sporo się wydarzy, a warto wspomnieć, że to opowiadanie będzie także obejmowało sezon olimpijski 13/14 (przynajmniej takie są plany) Przepraszam, przepraszam, przepraszam za niektóre sytuacje zawarte w tym rozdziale.. xd Pozdrawiam czytających,

Klaudia ;)
PS. Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! ♥♥

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 10

 24 listopada, 2012 rok, Lillehammer. Tego dnia i w tej miejscowości rozpoczął się nowy sezon Pucharu Świata. A równo dwie godziny temu zakończył się drugi konkurs na skoczni Lysgårdsbakken. Spacerowałam teraz po małym lasku znajdującym się przy obiekcie. Kopałam nogą kulki śniegu z całej swojej siły. To oznaka kiepskiego nastroju. W naszym teamie wykruszył się niestety humor. Dwa pierwsze konkursy sezonu okazały się, jak to telewizja ujęła "katastrofą, tragedią". Im to nie umknęło. My też nie chcemy nikogo oszukiwać, nie wyszło nam. Na Letnim Grand Prix poszło Polakom bardzo dobrze i jednak mimo tej początkowej chandry, wiemy, że jeszcze wygramy. Będziemy o to walczyć i trenować, dopóki zabraknie nie nam tchu. A nawet jakby go zabrakło to i tak będziemy skakać, skakać, skakać. Jeszcze wszyscy się przekonają! Mamy świetnych skoczków. Sukcesy są tylko kwestią czasu.. Trzeba być optymistą i nie wolno się poddawać czy jeszcze gorzej, załamywać. Jest wokół dużo śniegu, a od kilkunastu minut znów zaczął pruszyć ten biały puch, najlepiej charakteryzujący porę roku, którą jest zima. Według naszego kalendarza jest jeszcze jesień, ale w Norwegii, gdzie jest znacznie bliżej do koła podbiegunowego, wygląda to trochę inaczej.
-Buu!-ktoś na mnie naskoczył od tyłu. Obróciłam się nieco przerażona. Super, to tylko był Piotrek. Z towarzystwem Maćka.
-Weź mnie nie strasz, bo zawału dostanę-powiedziałam.
-Idziesz na dzisiejszą imprezę?-zapytał Kot. Intryga związana z rzekomą ,,zazdrością" o Paulę dawno poszła w niepamięć polskich skoczków. Co mnie z resztą bardzo cieszy.
-Nie wiem, czy mam do tego humor-burknęłam, znów kopiąc małą kulkę śniegu, jaka napatoczyła mi się pod nogi.
-Racja, że jesteśmy ostatnimi, którym wypada balować... Ale może warto trochę odsapnąć na te kilka godzin?-popatrzył na mnie i na Macieja Żyła.
-Przecież nie możemy cały czas się stresować!-dodał Kot.
-A bez ciebie nigdzie nie pójdziemy-zakończył Wiewiór.
-To szantaż!-skrzyżowałam ręce i tupnęłam nogą jak małe dziecko.
-To jak?-oczekiwał mojej natychmiastowej odpowiedzi Maciek.
-Dobrze, dobrze. Pójdę na tę imprezę-przewróciłam teatralnie oczami-ale nie oczekujcie tam ode mnie nie wiadomo czego!
-Hurra, piątka Macieju!-wrzasnął Żyła, przybijając piąteczkę z Kocurem.
-Cicho bądźcie... Nie widzicie, że próbuję się tutaj zrelaksować?-szepnęłam.
-Nie wiem, czy znęcanie się nad tymi biednymi śnieżkami to relaks. W piłkarza się bawisz, czy co?-zaczął chichotać Kot.
-Tak, w bramkarza-odburknęłam.
 Popatrzyłam na zegarek w swoim telefonie. W sumie to można już iść. Miałam na sobie pistacjową sukienkę z rękawem 3/4. Z fryzurą też nie zaszalałam. Po prostu kłos, którego zaplotłam dziś rano. Prawda jest taka, że wcale nie chce mi się tańczyć. Ale z drugiej strony to pierwszy przystanek PŚ w moim życiu, nie każdy mnie jeszcze zna... No pomyśleliby, że gbur. Więc iść raczej wypada. Pauliny już nie było, chciała szybko wyjść pół godziny temu, już gotowa. Co do dziewczyny- chyba przesadziłam ze swoją nieufnością. Okazało się po niecałych dwóch miesiącach, że nie jest ona taka zła. Owszem nadal zdarza jej się coś powiedzieć, co chwilowo mnie wyprowadza z równowagi i rzeczywiście mam wrażenie, jakby była z Kotem i często pojawia się wtedy, kiedy rozmawiam ze Słoweńcami, szczególnie często trafia akurat na Petera, dziwne... ale za to nie wchodzi mi w pracy w drogę, jest posłusznym pomagierem. Co prawda nie jest to moja siostra czy Ewa Stoch, ale też czasem da się z nią porozmawiać. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na tej dziewczynie...
 Wstałam z łóżka, po czym udałam się na imprezę. 3 minuty później weszłam do klubu. Spory, nieźle. Na samym początku podszedł do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Anders Bardal. Norweg, czyli tak jakby gospodarz całej tej balangi.
-Cześć, jestem Anders! Może od razu zaproszę cię na parkiet? Oczywiście, jeśli się zgodzisz-podał mi rękę norweski skoczek narciarski.
-W takim razie prowadź!-lekko się uśmiechnęłam-gospodarz chyba odpowiedzialny za rozkręcenie zabawy?
-Mniej więcej-odpowiedział wesoło Bardal.
Akurat leciała szybka muzyka. Po trzech piosenkach przemiły chłopak odprowadził mnie jak gentleman do polskiego stolika.
-Witajcie, przepraszam za mini spóźnienie-powiedziałam, zajmując swoje miejsce. Hula przysunął mi pod nos whiskey z colą.
-Na rozluźnienie atmosfery...-westchnął trener, popijając swój trunek.
-Słuchajcie, ja nie piję alkoholu. Wogóle-odparłam z poważną miną.
-Serio?!!-Pietras mało co przed tymi słowami nie wypluł tego, co miał w buzi na siedzącego naprzeciw Janka Ziobro. Moje słowa wywołały pospolite poruszenie wśród Polaków. Wstałam od stołu i poszłam do baru zamówić coś do picia, ale bez procentów. Po drodze spotkałam Toma Hilde. Następny z gospodarzy. Poznałam się z nim, a potem z przymusu, po jego kilkuminutowych błaganiach wzięłam malutkiego łyka norweskiego piwa. Ehh, wysokoprocentowe. Zrobiłam to pierwszy i ostatni raz. Wróciłam do stolika ze szklanką soku pomarańczowego. Moi przyjaciele rozluźnili atmosferę z tego, co dostrzegłam. Chociaż nasz stolik był i tak najcichszy ze wszystkich. Żartowali, co jakiś czas wychodzili na parkiet, ale najczęściej rozmawiali o wszystkim.
 Zaczęło mi się wkrótce nudzić. Poszłam do baru na dłużej, czyli po prostu przy nim usiąść. Obok od razu dosiadł się Manuel Fettner.
-Hej śliczna!-krzyknął głośno.
-Nie podrywaj mnie, Blondi-wystawiłam język w stronę Austriaka.
-Ciężko chyba ci w głowie zawrócić...-westchnął Fetti, za co oberwał ode mnie kuksańca w bok-ale zatańczysz?
-Odpowiedź na te dwa stwierdzenia brzmi tak-zeszłam z podwyższonego krzesła. W tym samym momencie podszedli, że tak ujmę, Morgenzauer. Od razu zapytali mnie o taniec.
-Spadówa, ja byłem pierwszy!-objął mnie Fettner, tym samym izolując mnie od dwójki swoich kolegów.
-Ludzie z tunelami nie mają pierwszeństwa, możesz co najwyżej popatrzeć, jak ja tańczę z tą oto Polką!-chwycił mnie za rękę Gregor i to z nim tańcowałam jako pierwszym. Potem odbił mnie Morgi, następnie Fetti i tak właśnie zaczął się odbijaniec. Zatańczyłam z każdym z Austriaków, Polaków, Norwegów i Niemców. Wyjątkowo wspominać będę sobie taniec z Alexandrem Pointnerem! Szalony odbijaniec miał już dobiegać końca, ale właśnie trafiłam w ramiona Prevca. Zaczęły lecieć już spokojniejsze piosenki. Całe szczęście, bo zaczęło mi kręcić się w głowie od szybkich rytmów.
-Witaj, panie Prevc-uśmiechnęłam się.
-To co? Tańczymy razem do północy?-puścił mi oczko Słoweniec.
-Mhm, na siedząco chyba-burknęłam.
-Nastrój coś nie dopisuje mojej przyjaciółce...-spojrzał mi głęboko w oczy Peter. Ale on ma spojrzenie, te duże, błyszczące, zielonobrązowe tęczówki były niemalże hipnotyzujące...
-Niestety nie-spuściłam nisko wzrok-najchętniej bym stąd wyszła.
-Tak się składa, że mi też coś imprezowanie nie wychodzi-złożył usta w dziubek Pero, myśląc nad czymś-czy lubisz gorącą czekoladę?
-Nie rób mi smaka! Tak teraz wypiłabym taką, w dodatku posypaną cynamonem... Ale na nic lepszego od Jacka Daniel'sa, którego z resztą nie piję, nie mogę tu liczyć-rozmarzyłam się.
-Chcesz czekoladę do picia z cynamonem? Chodź-pociągnął mnie za rękę, wyprowadzając nas z parkietu, a zarazem klubu. Wróciliśmy oboje do hotelu, żeby założyć cieplejsze i wygodniejsze ciuchy (wszędzie pełno śniegu), a potem wyszliśmy na miasteczko. Gdzie on chce znowu iść?
-Idziemy do kawiarenki, gdzie robią wspaniałą czekoladę. Osobiście też ją uwielbiam pić-opowiadał Prevc.
-Rozumiem... Ale o godzinie 21? Czy to nie za późno?-skrzywiłam się, także ze względu, jak siarczysty mróz panował w Lillehammer. Tak szczypało w policzki, że masakra.
-Otwarte do 23. Wiem, późno, ale jeszcze bardziej cię zdziwi, ile osób tam jest. O tej porze właśnie-powiedział szatyn.
-W takim razie jestem ciekawa, jak będzie to wyglądać-odparłam.
Mimo mojej woli, zaczęła szczebiotać mi szczęka, a ja trzęsłam się. To wszystko było efektem dokuczającego mi niemiłosiernie zimna, co nie uszło uwadze dla Petera. Mocno wtulił mnie w siebie, szliśmy tak przez całą pozostałą drogę. O niebo lepiej.
-Jaki ty ciepły jesteś, chyba musisz mi posłużyć jako piecyk przez cały sezon zimowy!-zaśmiałam się.
-Haha, ja dziękuję za taką kostkę lodu!-odpowiedział wesoło-to za duże obciążenie dla mnie!
-O ty!-dźgnęłam Słoweńca w brzuch-zapamiętam to sobie, wredny Słoweńcu!
-Wredna Polko, chciałbym cię poinformować, że na miejscu jesteśmy-wskazał na piękny, wybudowany w góralskim stylu lokal. Zapierał dech w piersiach. Weszliśmy do kawiarenki. Wow, tylko jeden stolik był wolny. Akurat dla nas. Ciekawy był fakt, jak dużo tu jest osób, a jak tutaj jest cicho. To w sumie dobrze, mam dość hałasu na dzisiaj.
 Niedługo czekaliśmy, aż dotrą nasze czekolady do picia posypane cynamonem. A jeszcze gratis dostaliśmy po kawałku pysznego, aromatycznego piernika.
-Mmm... Takiego rozgrzania potrzebowałam-przymknęłam oczy z  rozkoszy-i jeszcze piernik. W prezencie!
-Super jest ta kawiarnia, często ją odwiedzam, jak jestem tutaj-kiwnął głową twierdząco Pero.
-Lepiej niż na imprezie. Wiesz, że wypiłam tam malutki łyczek piwa?-powiedziałam.
-Ty? Ktoś chyba musiał cię namówić!-ułożył zabawnie brwi Prevc. Zaczęłam się śmiać. Gdy się uspokoiłam, odpowiedziałam:
-Tom Hilde nalegał, więc nie miałam sumienia mu odmówić. Ale tamta chwila była okropna.
-Norweskie piwa są wysokoprocentowe, dobrze, żebyś wiedziała na przyszłość-zaczął chichrać się szatyn.
-Mogłeś mnie wcześniej uprzedzić...-bąknęłam, równocześnie przeżuwając pierwszy kawałek ciasta.
-Wiesz, co-zaczął Prevc-dziwne, jakbym na konkursie skoków myślał o piwie i mówił ci, ile ma procent!
-Ha, bardzo śmieszne-wystawiłam język-ale rację przyznać ci muszę. Nie należy myśleć o alkoholu podczas skakania, gdyż zagraża to twojemu życiu lub zdrowiu.
-Dokładnie tak-zaśmiał się szatyn.
Po jakimś czasie skończyłam swoją drobną, a jakże słodką kolację w postaci płynnej czekolady z cynamonem oraz kawałka piernika. Podobnie jak mój przyjaciel.
-I co, rozgrzało cię, zmarzluchu?-uśmiechnął się Peter.
-Tak bardzo, że chce mi się spaaaaaać...-przy ostatnim słowie zaczęłam ziewać.
-W takim razie muszę cię stąd ewakuować-pokręcił teatralnie głową Prevc.
-Koniecznie!-odpowiedziałam.
Słoweniec zapłacił za nas oboje, zostawił napiwek. Tak, znowu musiałam się z nim wykłócać, że to ja zapłacę, ale ten się uparł. Gdy wyszliśmy na uliczkę Lillehammer, Peter od razu mnie objął. Był już przygotowany, że mogę mi narzekać na chłód, szczególnie że było jeszcze później i po wypiciu rozgrzewającego napoju.
-Teraz już nie dopuszczę do sytuacji, żeby ci było zimno! W końcu jestem twoim piecykiem-parsknął śmiechem.
-A jednaaaag?-zaczęłam znów ziewać, ale już tak ostro odpłynęłam, że zachwiałam się. Gdyby nie szybka reakcja Pero, zapewne spadłabym na twardy, ubity śnieg. Pupa by mnie bolała przez cały kolejny tydzień.
-No weź mi tu bez takich!-jęknął Prevc-dobra, trzeba cię na barana wziąć, bo sama nie dojdziesz do pokoju.
 Szatyn mnie podrzucił, a ja po chwili byłam przez niego niesiona na barana. Sen ze mną wygrał, od razu oparłam głowę o głowę Petera i odpłynęłam. Nie miałam już zielonego pojęcia, co się ze mną dzieje i co się dzieje wokół mnie.
                       
***

 Wszedł do hotelu. Wszedł, bo ona była na jego plecach. Spała. Peter doskonale wiedział, jak to wyglądało. Wcale się tego nie wstydził, tą dziewczyną była urocza Polka, dla której stracił głowę. Nagle oczy zasłonił mu jej warkoczyk, poczuł kwiatową perfumę. Mógłby ją wdychać godzinami. Strasznie ją polubił, uwielbiał spędzać z nią czas, z czasem przerodziło się to w głębsze uczucia. Tylko czy w jej przypadku jest tak samo? Młody Prevc, wędrując po hotelowym korytarzu, spotkał swoich przyjaciół z drużyny. Jurija, Jerneja i Jakę. Oni oczywiście zaczęli cwaniacko się uśmiechać na ten widok.
-Coś czuję, że nie mam szans na Klaudusię-zaśmiał się Hvala, puszczając oczko do przyjaciela. Lubił z nim żartować na wszystkie tematy świata.
-Jak słodko!-wrzasnął Jernej na cały hol.
-Ciiiii, obudzisz ją jeszcze!-walnął Damjana w łeb Tepes.
-Jak do łóżeczka ją zaniesiesz, to w czółko na dobranoc ucałuj-zaczął rozmarzać się trochę wstawiony po imprezie, aczkolwiek tylko 18-nastoletni Jaka.
-W czółko to ty lepiej sam się puknij-odpowiedział Prevc.
Po krótkiej rozmowie wyjął klucze z jej reprezentacyjnej kurtki 4F i wszedł do jej pokoju. Nie było tam Pauliny Dębickiej, szczerze mówiąc nie był zdziwiony, była dopiero 22, a wydawała mu się ona jako dusza imprezowicza. Przeniósł zatem Klaudię na jej łóżko (zgadł po stąjacych pod nim dwóch parach air maxów, które uwielbiała nosić), zdjął jej okrycie na zimę. Gdy obrócił się, zauważył na szafce nocnej pluszowego, rudego kotka. Uśmiechnął się pod nosem. Nie znał jej od tej strony! To przecież prawie taka jeszcze dziewczynka, a sobie doskonale radzi w życiu. Przynajmniej tak mu się zdaje. Wsunął jej pluszaka pod rękę. Wyglądała, jakby twardo już spała. A jednak, gdy wychodził, to usłyszał z jej ust ciche "Dziękuję" i to jeszcze specjalnie w jego ojczystym języku! "Hvala"!
 Wyszedł w dobrym nastroju na korytarz, spędził wspaniały, miły wieczór. Spotkał tam jednak Macieja Kota. Polak słabo dzisiaj się bawił. Wypił tylko jednego drinka, a zatańczył zaledwie dwa razy. Nastrój jeszcze bardziej popsuł mu fakt, że Klaudia zwiała z imprezy. Gdy zobaczył Słoweńca na korytarzu, w którym są pokoje dla drużyn polskiej i czeskiej, od razu wiedział, co to oznacza. Nie wytrzymał, syknął do młodszego od siebie Prevca:
-Lepiej nie wpychaj się tam, gdzie cię nie proszą...
-A mogę wiedzieć, o czym ty mówisz?-skrzywił się Peter.
-Myślisz, że nie widzę, jak na nią patrzysz, jak się przy niej zachowujesz?!-krzyknął Maciej.
-Nie wydzieraj się, dobrze cię słyszę-odpowiedział Słoweniec.
-Powiem ci tak-zaczął Kot-odwal się od niej, skoro dobrze mnie słyszysz, to ja ci dobrze radzę.
-Bo niby co?-wyśmiał go Prevc-wyślesz mi listy z pogróżkami, zepchniesz mnie z belki startowej? Będę robił to, co będę chciał. Niczego mi nie zabronisz.
-Zgrywaj sobie niezależnego. Ale ona będzie moja i to ja z tobą wygram-twardo powiedział.
-Co, na dwa fronty działasz?-odparł szatyn.
-Jakie dwa fronty idioto?!-wrzasnął gniewnie Maciej.
-Słyszałem, że i rudowłosą fizjoterapeutkę bardzo polubiłeś. Idioto-odpowiedział pewnie Peter.
-Nie twój interes-syknął Kot.
-Nie chce mi się już ciebie chłopie słuchać, żegnam-odszedł szatyn.
-Idź sobie i nie wracaj-powiedział Polak.
Prevc szedł spokojnie w kierunku schodów prowadzących na górę, ale zanim to uczunił, zatrzymał się i powiedział przez ramię:
-Musisz zacząć przyzwyczajać się do porażek, kolego, bo ze mną przegrasz-uśmiechnął się, po czym ruszył dalej i zniknął w cieniu. Kot już nie odpowiedział. Nagle na korytarzu pojawiła się Paula, pytając:
-Co to były za krzyki?
-Nie ważne-uśmiechnął się Maciej.
-Szukam ciebie od kilkunastu minut. Nie chcesz wrócić na imprezę?-spytała rudowłosa fizjoterapeutka.
-A w sumie... Co mi tam, chodźmy-objął dziewczynę brunet, po czym udali się na ciąg dalszy zabawy.

Nawet cała doba nie minęła, a ja z nowym rozdziałem wkraczam :D Rany, już okrągła dziesiąteczka! 
Wydaje mi się jakiś krótki, ale jest słodko :3 (nie tylko w sensie zajadania się pierniczkami) Jest i nawet czasem zabawnie. Za końcówkę przepraszam, w szczególności za ,,rozmowę" Pero i Maćka ;) Pozdrawiam gorąco!

Klaudia