wtorek, 29 lipca 2014

Rozdział 11

 Z każdym dniem jest coraz lepiej. To koniec początkowych wpadek, teraz już z szerokim uśmiechem patrzymy w niedaleką przyszłość.
Zaczynając od Obersdorfu a kończąc na Bischoshofen- tak, tak, mowa tu o 61 edycji Turnieju Czterech Skoczni. Czyli moim pierwszym w karierze fizjoterapeuty. Odbyły się cztery konkursy, z każdym polscy skoczkowie zajmowali coraz lepsze lokaty. Najlepiej z podopiecznych Łukasza Kruczka wypadł Kamil Stoch. Zabrakło mu zaledwie dwóch punktów w klasyfikacji końcowej turnieju, aby wyprzedzić trzeciego Toma Hilde i wskoczyć na podium. Maciej Kot zakończył na 20. miejscu, Piotrek Żyła 23, Stefan Hula 30, od razu za nim Dawid Kubacki. Trzydziesty siódmy Krzysiek Miętus, a 51- Klimek Murańka.
*
31 grudnia 2012 roku, Ga-Pa.
Siedziałam w swoim pokoju wraz z Pauliną, właśnie szykowałyśmy się na imprezę sylwestrową. Jeszcze sporo godzin przed, wszyscy zostaliśmy poinformowani przez szanowne władze PŚ (na czele z Hoferem), abyśmy bawili się z umiarem i zdrowym rozsądkiem, gdyż następnego dnia jest już konkurs. Z umiarem pod względem pewnych napoi, oczywiście.
-No to żegnamy się z rokiem 2012 dzisiaj!-powiedziała Dębicka, co chwilę zmieniająca buty, w których zamierza iść.
-I powitamy 2013-dokończyłam. Stałam przy oknie i obserwowałam, jak prószy śnieg. Niebo było całkiem ciemne, czarne, dzięki czemu biały puch był bardziej widoczny.
-Niestety będzie w nim pechowa trzynastka-jęknęła z zawodem dziewczyna-Klaudia, halo? Zamiast się ubierać to ty gapisz się w to okno. Przecież nic ciekawego tam nie ma!
-A dla mnie jest-odpowiedziałam gniewnie-odnoszę wrażenie, że niezbyt doceniasz to, co cię otacza. A przyrodę w szczególności.
-Nie chodzi o to, ale w sumie... Racja, takie rzeczy są mi obojętne-wzruszyła ramionami Paula, mierząc kolejną parę butów.
-Tylko co jest dla ciebie NIE obojętne...-burknęłam pod nosem tak cicho, że dziewczyna tego nie usłyszała-a jeśli chodzi o 2013, to może będzie szczęśliwy rok jak nigdy dotąd?
Dziewczyna już nie odpowiedziała. Pracuje mi się z nią normalnie, nawet ok, ale pod względem osobowości i upodobań kompletnie do siebie nie pasujemy. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście to ja poszłam otworzyć. Zastałam w nich Fettnera i Schlieriego.
-Pozwól, że i dzisiaj porwiemy cię w taniec!-powiedział Manuel.
-Dobrze, chłopaki, ale nie teraz i w tej chwili. Sami widzicie, mam na sobie jeszcze dres!-uśmiechnęłam się.
-No a ja w końcu muszę ci się jakoś odwdzięczyć za znalezienie mojej czapki w Turcji!-dodał Gregor-wstyd mi, że zrobię to dopiero po tylu miesiącach...
-Greg, ja o tym kompletnie zapomniałam!-zaśmiałam się-nie musisz się nie wiadomo jak odwdzięczać, ale pamiętliwi to wy jesteście!
-Cóż, to my lecimy na parkiet i czekamy na ciebie!-pożegnał się ze mną Fetti.
Chwilę później wróciłam do pokoju i usiadłam na swoim łóżku. Wzięłam głęboki oddech, po czym zaczęłam przeglądać swoje ubrania.
-Weź sukienkę najkrótszą, jaką tylko masz-doradziła mi rudowłosa.
Miałam do wyboru dwie, ostatecznie wybrałam pistacjową z rozkloszowanym dołem. Rozpuściłam swoje włosy. Gdy byłyśmy gotowe, postanowiłyśmy już pójść. Otworzyłam drzwi... niechcąco waląc nimi w twarz Maćka. Widziałam go leżącego na podłodze. Podałam mu po chwili rękę, aby pomóc mu wstać, bo myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem!
-Maciuś!!! Nic ci nie jest?!!-spytała Paula, która najwidoczniej spanikowała na widok lekko poszkodowanego, (chyba) ukochanego.
-Ała... Za co to było?-mówił surowo Kot, masując obolałe czoło.
-Skąd miałam wiedzieć, że będziesz koczować pod moimi drzwiami?-spytałam nadal rozbawiona całą sytuacją.
-Ja nigdzie nie koczowałem!-wrzasnął-Eh, przepraszam... Chciałem po prostu zajść po was...
-Może byś spytała czy nic mu nie jest, a nie się teraz bronisz i jeszcze śmiejesz!!!-krzyknęła na mnie Dębicka.
-Chyba sama widzę, że nic mu nie jest-odwróciłam głowę w drugą stronę-idźcie sobie, nie będę wam przeszkadzać przecież!
-To idziemy-wzięła Kota za rękę rudowłosa-nie jesteś nam potrzebna do szczęścia-i w ten sposób zostałam sama. To mnie, lekko mówiąc, zamurowało.
 Idioci. Idioci! Przez chwilę miałam ochotę nigdzie nie iść, ale... Dlaczego mam sprawiać im satysfakcję? Z jakiej racji nie mogę się bawić i korzystać z Sylwestra? Są jeszcze inni ludzie, jest reszta Polaków, są Austriacy, są Słoweńcy, są jeszcze inne drużyny. Zdenerwowałam się i stwierdziłam, że nie będę robić z Paulinki gwiazdy całego show. Zmieniłam sukienkę na czarną mini. Dopiero po tym zjawiłam się na sali, w której odbędzie się Sylwester. Bardzo, bardzo dużo ludzi. Po jakimś czasie, przepychając się w tłoku, dotarłam do polskiego stolika. Usiadłam, a Stefan od razu podsunął mi pod nos whiskey.
-Żeby tak na samym początku mnie rozpijać?-pogroziłam mu palcem z uśmiechem.
-Oj, zapomniałem!-zaśmiał się Hula-muszę niestety zabajerować kogoś innego tym trunkiem!
-Stefan! Na pewno Pietrasa!-krzyknął Kubacki, po czym cały stolik zaniósł się śmiechem.
-A no ja chętnie! Dawaj mi tu szkocką na rozkręcenie zabawy!-wrzasnął Żyła, po czym z naszego stolika dobiegła kolejna salwa głośnego śmiechu.
Nagle podszedł do nas Morgi, przybijając z każdym po kolei piątki. Gdy podszedł do mnie, wesoło powiedział:
-Klaudia! Nadszedł czas na taniec z Austriakami!
-Tylko nie trzymajcie jej za długo, szybko nam oddajcie!-odparł Kamil.
-Obiecuję, Klaudia wróci cała i zdrowa!-dodał przesympatyczny Austriak.
Wziął mnie po chwili za rękę, skierowaliśmy się do Fettiego, Koflera i Gregora czekających na nas na parkiecie. Thomas od razu rzekł:
-Zabierać mi te łapy! Najpierw ja!
Zaczęła się skoczna piosenka. Tańczyłam razem z Morgim do momentu, w którym trójka pozostałych wariatów wcięła się. Zrobili oni wraz z nami pięcioosobowe kółeczko, to znaczy... tańczyliśmy jak dzieci w przedszkolu. Ale nie powiem, bawiłam się świetnie! Kiedy po kilku razem spędzonych z Autami piosenkach w głośnikach na sali rozbrzmiała już wolna muzyka, ci kulturalnie odprowadzili mnie do polskiego stolika. Zmierzając w tamtą stronę zauważyłam, jak Maciej wraz z moją pomocnicą idą  zatańczyć wolnego. Co wzbudziło we mnie same negatywne emocje. Nie dałam tego jednak po sobie poznać... Zauważyłam także (dopiero teraz?), że z naszym stołem sąsiadują Słoweńcy i Czesi. SloSki? Czesi? Świetnie! Jaka Hvala skinął do mnie głową w geście powitania, gdy dostrzegł, że spoglądam w jego stronę. Wkrótce usiadłam na swoim krześle, po czym skierowałam się do całej polskiej drużyny:
-Słuchajcie, czy jest ktoś chętny do kupienia mi jakiegoś napoju bezalkoholowego?
-Dobra, ja to zrobię, ale masz z nami śpiewać!-wstał Kubacki i poszedł do baru.
-Śpiewać?-powiedziałam do siebie.
-Tak, zaraz powinien rozbrzmieć Enej, na specjalną prośbę Wiewióra-zaśmiała się siedząca obok Ewa Stoch-i wszyscy mamy śpiewać.
-Ooo, najpierw to ja muszę orzeźwić swoje wysuszone gardło!-odpowiedziałam wesoło.
 Akurat z dancefloor'u wrócił Kamil, zaopatrzony już w malibu dla siebie i dla żony. Niedługo po tym na horyzoncie pojawił się Dawid z moim napojem- trafnie wybrał lemomiadę. Wypiłam ją duszkiem, od razu lepiej. Teraz możemy śpiewać! Przy stoliku był prawie cały komplet Team Poland, prawie, bo na parkiecie cały czas razem tańczyli Kot z Dębicką. Niech sobie tańczą dalej, my śpiewamy ,,Lili", której pierwsze nuty właśnie rozbrzmiały na ogromnej sali. Świetnie się bawiliśmy! Kiedy piosenka zespołu Enej dobiegła końca, inne drużyny zaczęły bić nam brawa za ten ,,niesamowity", jak określili to Roman Koudelka i Jakub Janda, popis wokalny. Polscy skoczkowie lubią płatać sztabowi (a szczególnie mi) różne dowcipy i figle, ale nie zmienia to faktu, że i tak ich bardzo, bardzo lubię!
 Nowy rok zbliżał się wielkimi krokami. Wstałam z miejsca, zaczęłam spacerować po sali, co jakiś czas zamieniając kilka zdań z przechodzącymi obok imprezowiczami. Nagle podszedł do mnie Peter.
-Pięknie wyglądasz, panno Krzatkowska-uśmiechnął się Słoweniec.
-Przestań, paniczu Prevc-pokręciłam głową.
-Co powiesz na to, żebyśmy zatańczyli?-spytał szatyn.
-Prowadź na parkiet!-podałam mu rękę.
Akurat zaczęło się ,,Back In Time" Pitbulla. Podskakiwaliśmy, zwalnialiśmy, wygłupywaliśmy się. Ogółem doskonale się bawiliśmy! Niespodziewanie Peter uniósł mnie na chwilę w powietrze swoimi silnymi rękoma.
-Wowowow, a co to za efekty specjalne?-spytałam wesoło, a Pero w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Dobiegała końca druga zwrotka piosenki, Prevc właśnie zaczął wykonywać kolejną sztuczkę- szybko obniżyć mnie do wysokości niemal kilku centymetrów nad ziemią. Zawisłam w powietrzu, aż... poczułam na swoich ustach usta Pero. Przywrócił mnie do pionu, mogłam już swobodnie stać na nogach, jednak cały czas składał mi pocałunek. Zrobiło mi się gorąco. Doszło do tego, nie oszukujmy się, przypadkowo, my tylko zetknęliśmy się, gdy Peter za bardzo się schylił przy tańcu... Ale on nie przestał robić tej jednej rzeczy. Dopiero po jakimś czasie chłopak oderwał się nerwowo.
-Przepraszam... Bardzo przepraszam-cicho powiedział.
-Nic się nie stało, to był tylko przypadek...-nieśmiało się uśmiechnęłam.
-Przypadki chodzą po ludziach-szatyn odwzajemnił mi uśmiech, również nieśmiało-a przynajmniej przypadek, że dzisiaj nie umiem tańczyć i spowodowałem taką sytuację!
-Dokładnie...-odpowiedziałam, drapiąc się po policzku.
-Tylko błagam-złapał mnie za ręce i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego twarz znów była bardzo blisko mojej, przez co znów serce zaczęło mi bić szybciej-z powodu tej sytuacji... Nie oddal się ode mnie. Niech wszystko pozostanie tak, jak było. Proszę... Nasza przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna.
-Nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby zerwać z tobą kontakt. Obiecuję, że tego nie zrobię-odpowiedziałam.
 Po kilku minutach wróciłam do swojego stolika. Z nadzieją, że nikomu scena między mną a Pero za bardzo w oczy się nie rzuciła. Była tam tylko Ewka. Sięgnęłam po dzbanek z sokiem limonkowo-truskawkowym, jednak zza ramienia usłyszałam to, czego usłyszeć nie chciałam...
-Widziałam wszystko-powiedziała pani Bilan Stoch-chcesz o tym rozmawiać? Mogę ci coś szczerego powiedzieć na temat waszej znajomości...
-Nie chcę o tym rozmawiać, gdyż wszystko pozostało takie, jakie było. Ten pocałunek jest sprawą zamkniętą-odpowiedziałam najciszej, jak tylko mogłam.
-Chodźcie, dziewczyny! Za trzy minuty Nowy Rok!-przyszedł Anders Bardal, aby zaprosić nas na wspólne odliczanie. Tak więc poszłyśmy z Norwegiem we wskazane miejsce.
Nagle Dawid Kubacki podał mi kieliszek z szampanem i powiedział z chichotem:
-Masz, załatwiłem ci Picolo, i to jeszcze poziomkowe!
Spróbowałam napój, aby się upewnić, czy Blondi mnie nie wkręca. Na jego szczęście, to był szampan dla dzieci.
-Dziękuję, przyda mi się na pewno!-odrzuciłam, po czym wraz z resztą Polaków wybuchliśmy śmiechem. Nie zdążyłam się do końca wyśmiać, a tu już zaczyna się odliczanie! Szybko się dołączyłam do chóru:
10.. 9.. 8..7.. 6.. 5.. 4.. 3.. 2.. 1.. 
Szczęśliwego Nowego Roku!
Zaczęłam składać życzenia noworoczne wszystkim osobom w pobliżu. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, dobrej formy, wielu zwycięstw i wszystkiego, co najlepsze!
 A później impreza na dobre. Dopiero co skończyłam szalony taniec z Żyłą, potem Fettim. Chciałam pójść i chwilkę odpocząć, jednak na drodze stanął mi Anders Bardal. Już po jego minie widać było, że coś knuje.
-Wiesz, że nauczyłem się tańczyć wasz taniec, poloneza?
-I niby chcesz go tańczyć tu i teraz?-wytrzeszczyłam szeroko swoje zielone oczy. Norweg natomiast się tylko zaśmiał i podał mi rękę, układając się do tańca. Poszłam za jego przykładem... i tak zaczęliśmy kroczyć dostojnie po parkiecie. Wszyscy wybuchli dzikim śmiechem. Szczerze? Ja i Bardal także rechotaliśmy jak żaby! Najlepsze, że za drugą rękę wziął mnie jego reprezentacyjny kolega, Anders Jacobsen, który nie umiał tego tańca i łaził jak łamaga! Oj, zapamiętam to sobie na długo! Dawno tak się nie uśmiałam z samej siebie oraz innych osób, które robiły coś razem ze mną...
Po kilkunastu minutach poszłam do baru po butelkę soku ananasowego. Spotkałam tam ponownie Morgernsterna.
-Pamiętaj, że w Zakopanem pijemy polską wódkę!-zaśmiał się Austriak.
-Tylko że ja nie piję, Thomas...
-Szkoda, ale i tak to zrobię z twoimi skoczkami. Wypiję polską wódkę!-odpowiedział radośnie.
-Będzie na stołach na pewno, więc o ile nadal będziesz chciał skosztować naszego narodowego trunku, to na pewno to zrobisz-puściłam oczko, po czym opuściłam bar i poszłam pogadać trochę z Andi Wellingerem i Richi Freitagiem. Gdy zamierzałam wrócić do Polaków, ktoś krzyknął za mną głośno ,,Bu!". Odwróciłam się trochę zaskoczona, po czym ze śmiechem powiedziałam:
-Gregor, muszę przyznać, że do twarzy ci w tej peruce Pippi Langstrumpf!
-Ty też musisz nałożyć coś na głowę-podał mi coś miękkiego do ręki-prezent, to znaczy podziękowanie za czapkę w Antalyi!
Rzeczywiście, Schlierenzauer dał mi czapkę z napisem ,,GS", takie noszą jego fani, podobnie jak sam Greg.
Dziękuję, jest świetna!-uśmiechnęłam się, nakładając białą czapeczkę z pomponem na górze.
 O godzinie 1.30 wszyscy wrócili do pokoi. Ja wyszłam z sali jako ostatnia, gdyż na końcu imprezy zaczęłam rozmawiać z barmanem o samochodach (planuję kupić). On zaczął coś podgadywać, że musi dać do naprawy swoją Alfę Romeo i tak rozpoczęliśmy rozmowę, jaki pojazd najlepiej kupić. Jestem śpiąca, o niczym innym nie marzę teraz, niż o śnie. Jednak będzie to ciężkie, bo nie każdy nazywa się Klaudia Krzatkowska. Wszyscy będą chcieli robić swoje małe after-party w pokojach. A na pewno będzie chciała zrobić to moja współlokatorka... Niechętnie przywlokłam się do pokoju, gdyż zastanę tam na pewno Paulinę, możliwe że wraz z Maciejem. Podeszłam do drzwi. Usłyszałam jakieś śmiechy, co mnie trochę poddenerwowało. Wsadziłam klucze do zamka, ale w połowie się zacięły. To oznacza jedno: Dębicka wsadziła swoje klucze od środka, abym nie mogła wejść. Idealnie! Zaczęłam walić w nie głośno, jednak oni mieli wszystko gdzieś. Super, mogę zapomnieć o odpoczynku w łóżku przeznaczonym dla mnie. Poszłam zdesperowana na hol główny. Usiadłam na postawionej tam kanapie, chciałam wybuchnąć płaczem. Słyszałam czyjeś kroki, potem i ziewy, ale nie musiałam wiedzieć, kto to jest, nie interesowało mnie to.
-Klaudia? Co tutaj robisz?-jednak dowiedziałam się, kim jest ta osoba. Był to Peter.
-Siedzę i mam zamiar tu płakać, a potem zasnąć-odpowiedziałam.
-Ale dlaczego? Co się stało?-zmarszczył brwi Prevc.
-Moja współlokatorka z którą jestem obecnie skłócona nie chce mnie wpuścić do naszego pokoju-odparłam ze smutkiem w głosie-a więc idź stąd, bo nie będę mogła zasnąć przy twojej obecności.
-Nie zostawię ciebie tutaj samej, to nie jest najbezpieczniejsze miejsce...
-Ale wszyscy nadal imprezują, a ja chcę spać i nie pójdę do nikogo!-krzyknęłam.
-Poczekaj... ja mam taki luksus, że zamieszkuję sam pokój-zaczął mówić Pero-a ja też chcę już się położyć, bo zależy mi na jutrzejszym konkursie. Jak każdym, z resztą.
-Jakim cudem masz sam pokój?-spytałam zdziwiona.
-Takie nam się trafiły-odpowiedział Słoweniec-no i kontynuuję, możesz dzisiaj położyć się u mnie, bo mam i łóżko, i sofę.
-No nie wiem... Ale jeżeli tutaj ma mnie ktoś zabić, a u ciebie nie, to muszę się zgodzić na takie rozwiązanie-uśmiechnęłam się, jednak cały czas będąc w smutku.
Po chwili poszliśmy do Petera. Rozejrzałam się dookoła, ten to ma apartament. Właściciel tegoż pomieszczenia jako pierwszy odwiedził łazienkę. Gdy wyszedł, ja wstałam i oznajmiłam:
-Pero... Bo ja nie mam w czym spać, a nie chcę paradować tutaj w samej bieliźnie...
-No tak, wszystkie ubrania masz u siebie-kiwnął głową twierdząco szatyn. Po chwili namysłu skierował się do swojej szafy i wyjął z niej swoją reprezentacyjną koszulkę SloSki. Podał mi ją, przy czym powiedział ze śmiechem:
-Świeżo wyprana. I nie uznaj założenia tego na siebie jako zdradę, to wyjątkowa sytuacja!
Chwilę później dał mi nową szczoteczkę do zębów, bo kupił 2pack i wyprany ręcznik, bo wziął ze sobą aż 4.
-Dziękuję bardzo, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła!-podziękowałam kulturalnie, po czym poszłam do łazienki.
Po pół godzinie wyszłam z niej, a w salonie zastałam Petera, tyle że bez koszulki. Gdy ten zauważył, że trochę zapatrzyłam się w jego mięśnie (każdemu może się zdarzyć!), wytłumaczył się:
-Wybacz, że mam na sobie tylko dół od dresu, ale gorąco mi bardzo jest!
-Nie ma problemu-podrapałam się po głowie-spójrz, twoja koszulka jest troszeczkę na mnie za duża.
-Rzeczywiście-zaśmiał się Pero-słuchaj, chcesz spać na łóżku?
-Nie, ja prześpię się na sofie-uśmiechnęłam się-łóżko jest twoje, i tak niepotrzebnie się tutaj znalazłam...
-Weź, przestań! Na korytarzu byś się co chwilę oglądała, czy nie ma tam nikogo nieodpowiedniego. I uprzedzam, że to jest bardzo niewygodne do spania, ja bym to może lepiej wytrzymał...
-A co ja, panna z porcelany?-odrzuciłam-ale tego tutaj jaśka to mógłbyś mi dać pod głowę-wskazałam na poduszeczkę leżącą na łóżku.
-Masz-rzucił jaśka, tylko że trafił mi niechcąco w twarz! Oddałam mu jego czapką SloSki, a ten niespodziewanie wypalił-pluszaka ci nie dam, bo ja z zabawkowymi kotkami nie śpię!
-Skąd wiesz, że śpię z pluszowym kotem?!-uniosłam wysoko brwi zdziwiona.
-Nie wiem czy pamiętasz, ale zasnęłaś mi na środku drogi w Lillehammer-złożył usta w zabawny dzióbek Słoweniec-ja musiałem cię nieść do hotelu, a w pokoju zobaczyłem u ciebie pluszowego kota!
-Ach, no tak, jestem ci wdzięczna do dziś, że nie zostawiłeś mnie tam samej!-zaczęłam się śmiać-a o Fantasi ani słówka! Fantasia to imię mojego nocnego kotka.
-Ja też nazywam swoje pluszaki, jakie dostaję od organizatorów konkursów! Ale ty również nic nie mów-powiedział Prevc.
-Wybacz że poganiam, ale czy możemy już spać? -spytałam niepewnie.
-Jasne, też półżywy jestem-odparł-jesteś pewna, że nie chcesz spać na łóżku?
-Jestem pewna, dobranoc!-krzyknęłam, po czym położyłam się na kanapie. Peter zgasił nocną lampkę. Eh. Racja, ten mebel nie należał do wygodnych. Było twardo, dziwnie i okropnie. Ale dasz radę, Krzatkowska. Wytrzymasz, przecież i tak będziesz krótko spała, jutro zawody.
 Minęło dwadzieścia minut. Przewracałam się z jednego boku na drugi. Cały czas się wierciłam. Zaczęłam się denerwować, nie mogłam zasnąć. I nie dam rady tego zrobić, jeżeli będę leżeć na tej durnej kanapie! W dodatku jest mi zimno bez normalnej kołdry, jestem przecież w samej koszulce. Grubej, ale niewystarczającej, jest sam środek zimy! Zimy, która w tym sezonie jest wyjątkowo sroga. Nie wiem, co mi odwaliło w tym momencie, to było coś kompletnie spontanicznego. Wstałam wkurzona i przeszłam do łóżka, położyłam się obok Petera. Od razu gdy się tam znalazłam, chłopak (myślałam, że śpi!) odezwał się:
-A ty miejsc przypadkiem nie pomyliłaś?
-Nie mogę zasnąć! I jest mi zimno! I było niewygodnie! A teraz... okej.
-Zimno ci? Znowu?!-zaczął śmiać się Prevc.
-Tak, jestem strasznym zmarzluchem, nie musisz się ze mnie nabijać-bąknęłam.
-Ja się wcale nie nabijam!-odpowiedział-ej, nie zabieraj mi tej kołdry!
-Tobie niepotrzebna-wymamrotałam, owijając pościel wokół siebie.
-Potrzebna, oddaj mi trochę-powiedział Pero.
-To masz całą i sobie ją zjedz-rzuciłam mu kołdrę, po czym wybuchłam śmiechem.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie spożywam takich dziwnych rzeczy...
-Też nie jem takich rzeczy, no weź!
-Dobrze, dobrze. Zdrowo się odżywiamy-odpowiedział Prevc.
-A tutaj jest Cene, prawda?-spytałam.
-Tutaj? A czy widzisz go pod pościelą?-zaśmiał się Słoweniec-a tak na poważnie, to jest w pokoju naprzeciwko.
Zamknęłam oczy, w nadziei, że teraz uda mi się odpłynąć do krainy Morfeusza... Było blisko, ale znowu poczułam chłód. Chyba przesadziłam z oddaniem mu tej kołdry. W ciągu chwili wsunęłam się pod ciepły, gruby materiał.
-A jednak?-zaśmiał się Prevc.
-Zimno mi cały czas!-jęknęłam bezradnie.
-To mnie przytul-odpowiedział pewnie szatyn.
Po chwili namysłu zrobiłam to. Mocno wtuliłam się w Pero, kładąc lekko głowę na jego klatce piersiowej. Było ciepło i tak jakoś bezpiecznie... Czułam, jak bije jego serce. Nagle złapało mnie dziwne uczucie. Takie, które towarzyszyło mi tak bardzo dawno, że teraz było mi prawie nieznane. Czy to... czy to są motylki w brzuchu?

Ja... ja się zakochałam? Tak, to jest to! Zakochałam się.
Tylko że ja mogę sobie go kochać, a skąd mam wiedzieć, czy jest na odwrót?
Może widzi we mnie tylko przyjaciółkę i nic więcej? 
Rany, co mnie opętało... 
...l'amour, l'amour, mademoiselle Klaudia.

No więc coś takiego dziwnego trochę mi wyszło. L'amour! :D Spokojnie, po drodze jeszcze sporo się wydarzy, a warto wspomnieć, że to opowiadanie będzie także obejmowało sezon olimpijski 13/14 (przynajmniej takie są plany) Przepraszam, przepraszam, przepraszam za niektóre sytuacje zawarte w tym rozdziale.. xd Pozdrawiam czytających,

Klaudia ;)
PS. Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! ♥♥

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 10

 24 listopada, 2012 rok, Lillehammer. Tego dnia i w tej miejscowości rozpoczął się nowy sezon Pucharu Świata. A równo dwie godziny temu zakończył się drugi konkurs na skoczni Lysgårdsbakken. Spacerowałam teraz po małym lasku znajdującym się przy obiekcie. Kopałam nogą kulki śniegu z całej swojej siły. To oznaka kiepskiego nastroju. W naszym teamie wykruszył się niestety humor. Dwa pierwsze konkursy sezonu okazały się, jak to telewizja ujęła "katastrofą, tragedią". Im to nie umknęło. My też nie chcemy nikogo oszukiwać, nie wyszło nam. Na Letnim Grand Prix poszło Polakom bardzo dobrze i jednak mimo tej początkowej chandry, wiemy, że jeszcze wygramy. Będziemy o to walczyć i trenować, dopóki zabraknie nie nam tchu. A nawet jakby go zabrakło to i tak będziemy skakać, skakać, skakać. Jeszcze wszyscy się przekonają! Mamy świetnych skoczków. Sukcesy są tylko kwestią czasu.. Trzeba być optymistą i nie wolno się poddawać czy jeszcze gorzej, załamywać. Jest wokół dużo śniegu, a od kilkunastu minut znów zaczął pruszyć ten biały puch, najlepiej charakteryzujący porę roku, którą jest zima. Według naszego kalendarza jest jeszcze jesień, ale w Norwegii, gdzie jest znacznie bliżej do koła podbiegunowego, wygląda to trochę inaczej.
-Buu!-ktoś na mnie naskoczył od tyłu. Obróciłam się nieco przerażona. Super, to tylko był Piotrek. Z towarzystwem Maćka.
-Weź mnie nie strasz, bo zawału dostanę-powiedziałam.
-Idziesz na dzisiejszą imprezę?-zapytał Kot. Intryga związana z rzekomą ,,zazdrością" o Paulę dawno poszła w niepamięć polskich skoczków. Co mnie z resztą bardzo cieszy.
-Nie wiem, czy mam do tego humor-burknęłam, znów kopiąc małą kulkę śniegu, jaka napatoczyła mi się pod nogi.
-Racja, że jesteśmy ostatnimi, którym wypada balować... Ale może warto trochę odsapnąć na te kilka godzin?-popatrzył na mnie i na Macieja Żyła.
-Przecież nie możemy cały czas się stresować!-dodał Kot.
-A bez ciebie nigdzie nie pójdziemy-zakończył Wiewiór.
-To szantaż!-skrzyżowałam ręce i tupnęłam nogą jak małe dziecko.
-To jak?-oczekiwał mojej natychmiastowej odpowiedzi Maciek.
-Dobrze, dobrze. Pójdę na tę imprezę-przewróciłam teatralnie oczami-ale nie oczekujcie tam ode mnie nie wiadomo czego!
-Hurra, piątka Macieju!-wrzasnął Żyła, przybijając piąteczkę z Kocurem.
-Cicho bądźcie... Nie widzicie, że próbuję się tutaj zrelaksować?-szepnęłam.
-Nie wiem, czy znęcanie się nad tymi biednymi śnieżkami to relaks. W piłkarza się bawisz, czy co?-zaczął chichotać Kot.
-Tak, w bramkarza-odburknęłam.
 Popatrzyłam na zegarek w swoim telefonie. W sumie to można już iść. Miałam na sobie pistacjową sukienkę z rękawem 3/4. Z fryzurą też nie zaszalałam. Po prostu kłos, którego zaplotłam dziś rano. Prawda jest taka, że wcale nie chce mi się tańczyć. Ale z drugiej strony to pierwszy przystanek PŚ w moim życiu, nie każdy mnie jeszcze zna... No pomyśleliby, że gbur. Więc iść raczej wypada. Pauliny już nie było, chciała szybko wyjść pół godziny temu, już gotowa. Co do dziewczyny- chyba przesadziłam ze swoją nieufnością. Okazało się po niecałych dwóch miesiącach, że nie jest ona taka zła. Owszem nadal zdarza jej się coś powiedzieć, co chwilowo mnie wyprowadza z równowagi i rzeczywiście mam wrażenie, jakby była z Kotem i często pojawia się wtedy, kiedy rozmawiam ze Słoweńcami, szczególnie często trafia akurat na Petera, dziwne... ale za to nie wchodzi mi w pracy w drogę, jest posłusznym pomagierem. Co prawda nie jest to moja siostra czy Ewa Stoch, ale też czasem da się z nią porozmawiać. Mam nadzieję, że nie zawiodę się na tej dziewczynie...
 Wstałam z łóżka, po czym udałam się na imprezę. 3 minuty później weszłam do klubu. Spory, nieźle. Na samym początku podszedł do mnie uśmiechnięty od ucha do ucha Anders Bardal. Norweg, czyli tak jakby gospodarz całej tej balangi.
-Cześć, jestem Anders! Może od razu zaproszę cię na parkiet? Oczywiście, jeśli się zgodzisz-podał mi rękę norweski skoczek narciarski.
-W takim razie prowadź!-lekko się uśmiechnęłam-gospodarz chyba odpowiedzialny za rozkręcenie zabawy?
-Mniej więcej-odpowiedział wesoło Bardal.
Akurat leciała szybka muzyka. Po trzech piosenkach przemiły chłopak odprowadził mnie jak gentleman do polskiego stolika.
-Witajcie, przepraszam za mini spóźnienie-powiedziałam, zajmując swoje miejsce. Hula przysunął mi pod nos whiskey z colą.
-Na rozluźnienie atmosfery...-westchnął trener, popijając swój trunek.
-Słuchajcie, ja nie piję alkoholu. Wogóle-odparłam z poważną miną.
-Serio?!!-Pietras mało co przed tymi słowami nie wypluł tego, co miał w buzi na siedzącego naprzeciw Janka Ziobro. Moje słowa wywołały pospolite poruszenie wśród Polaków. Wstałam od stołu i poszłam do baru zamówić coś do picia, ale bez procentów. Po drodze spotkałam Toma Hilde. Następny z gospodarzy. Poznałam się z nim, a potem z przymusu, po jego kilkuminutowych błaganiach wzięłam malutkiego łyka norweskiego piwa. Ehh, wysokoprocentowe. Zrobiłam to pierwszy i ostatni raz. Wróciłam do stolika ze szklanką soku pomarańczowego. Moi przyjaciele rozluźnili atmosferę z tego, co dostrzegłam. Chociaż nasz stolik był i tak najcichszy ze wszystkich. Żartowali, co jakiś czas wychodzili na parkiet, ale najczęściej rozmawiali o wszystkim.
 Zaczęło mi się wkrótce nudzić. Poszłam do baru na dłużej, czyli po prostu przy nim usiąść. Obok od razu dosiadł się Manuel Fettner.
-Hej śliczna!-krzyknął głośno.
-Nie podrywaj mnie, Blondi-wystawiłam język w stronę Austriaka.
-Ciężko chyba ci w głowie zawrócić...-westchnął Fetti, za co oberwał ode mnie kuksańca w bok-ale zatańczysz?
-Odpowiedź na te dwa stwierdzenia brzmi tak-zeszłam z podwyższonego krzesła. W tym samym momencie podszedli, że tak ujmę, Morgenzauer. Od razu zapytali mnie o taniec.
-Spadówa, ja byłem pierwszy!-objął mnie Fettner, tym samym izolując mnie od dwójki swoich kolegów.
-Ludzie z tunelami nie mają pierwszeństwa, możesz co najwyżej popatrzeć, jak ja tańczę z tą oto Polką!-chwycił mnie za rękę Gregor i to z nim tańcowałam jako pierwszym. Potem odbił mnie Morgi, następnie Fetti i tak właśnie zaczął się odbijaniec. Zatańczyłam z każdym z Austriaków, Polaków, Norwegów i Niemców. Wyjątkowo wspominać będę sobie taniec z Alexandrem Pointnerem! Szalony odbijaniec miał już dobiegać końca, ale właśnie trafiłam w ramiona Prevca. Zaczęły lecieć już spokojniejsze piosenki. Całe szczęście, bo zaczęło mi kręcić się w głowie od szybkich rytmów.
-Witaj, panie Prevc-uśmiechnęłam się.
-To co? Tańczymy razem do północy?-puścił mi oczko Słoweniec.
-Mhm, na siedząco chyba-burknęłam.
-Nastrój coś nie dopisuje mojej przyjaciółce...-spojrzał mi głęboko w oczy Peter. Ale on ma spojrzenie, te duże, błyszczące, zielonobrązowe tęczówki były niemalże hipnotyzujące...
-Niestety nie-spuściłam nisko wzrok-najchętniej bym stąd wyszła.
-Tak się składa, że mi też coś imprezowanie nie wychodzi-złożył usta w dziubek Pero, myśląc nad czymś-czy lubisz gorącą czekoladę?
-Nie rób mi smaka! Tak teraz wypiłabym taką, w dodatku posypaną cynamonem... Ale na nic lepszego od Jacka Daniel'sa, którego z resztą nie piję, nie mogę tu liczyć-rozmarzyłam się.
-Chcesz czekoladę do picia z cynamonem? Chodź-pociągnął mnie za rękę, wyprowadzając nas z parkietu, a zarazem klubu. Wróciliśmy oboje do hotelu, żeby założyć cieplejsze i wygodniejsze ciuchy (wszędzie pełno śniegu), a potem wyszliśmy na miasteczko. Gdzie on chce znowu iść?
-Idziemy do kawiarenki, gdzie robią wspaniałą czekoladę. Osobiście też ją uwielbiam pić-opowiadał Prevc.
-Rozumiem... Ale o godzinie 21? Czy to nie za późno?-skrzywiłam się, także ze względu, jak siarczysty mróz panował w Lillehammer. Tak szczypało w policzki, że masakra.
-Otwarte do 23. Wiem, późno, ale jeszcze bardziej cię zdziwi, ile osób tam jest. O tej porze właśnie-powiedział szatyn.
-W takim razie jestem ciekawa, jak będzie to wyglądać-odparłam.
Mimo mojej woli, zaczęła szczebiotać mi szczęka, a ja trzęsłam się. To wszystko było efektem dokuczającego mi niemiłosiernie zimna, co nie uszło uwadze dla Petera. Mocno wtulił mnie w siebie, szliśmy tak przez całą pozostałą drogę. O niebo lepiej.
-Jaki ty ciepły jesteś, chyba musisz mi posłużyć jako piecyk przez cały sezon zimowy!-zaśmiałam się.
-Haha, ja dziękuję za taką kostkę lodu!-odpowiedział wesoło-to za duże obciążenie dla mnie!
-O ty!-dźgnęłam Słoweńca w brzuch-zapamiętam to sobie, wredny Słoweńcu!
-Wredna Polko, chciałbym cię poinformować, że na miejscu jesteśmy-wskazał na piękny, wybudowany w góralskim stylu lokal. Zapierał dech w piersiach. Weszliśmy do kawiarenki. Wow, tylko jeden stolik był wolny. Akurat dla nas. Ciekawy był fakt, jak dużo tu jest osób, a jak tutaj jest cicho. To w sumie dobrze, mam dość hałasu na dzisiaj.
 Niedługo czekaliśmy, aż dotrą nasze czekolady do picia posypane cynamonem. A jeszcze gratis dostaliśmy po kawałku pysznego, aromatycznego piernika.
-Mmm... Takiego rozgrzania potrzebowałam-przymknęłam oczy z  rozkoszy-i jeszcze piernik. W prezencie!
-Super jest ta kawiarnia, często ją odwiedzam, jak jestem tutaj-kiwnął głową twierdząco Pero.
-Lepiej niż na imprezie. Wiesz, że wypiłam tam malutki łyczek piwa?-powiedziałam.
-Ty? Ktoś chyba musiał cię namówić!-ułożył zabawnie brwi Prevc. Zaczęłam się śmiać. Gdy się uspokoiłam, odpowiedziałam:
-Tom Hilde nalegał, więc nie miałam sumienia mu odmówić. Ale tamta chwila była okropna.
-Norweskie piwa są wysokoprocentowe, dobrze, żebyś wiedziała na przyszłość-zaczął chichrać się szatyn.
-Mogłeś mnie wcześniej uprzedzić...-bąknęłam, równocześnie przeżuwając pierwszy kawałek ciasta.
-Wiesz, co-zaczął Prevc-dziwne, jakbym na konkursie skoków myślał o piwie i mówił ci, ile ma procent!
-Ha, bardzo śmieszne-wystawiłam język-ale rację przyznać ci muszę. Nie należy myśleć o alkoholu podczas skakania, gdyż zagraża to twojemu życiu lub zdrowiu.
-Dokładnie tak-zaśmiał się szatyn.
Po jakimś czasie skończyłam swoją drobną, a jakże słodką kolację w postaci płynnej czekolady z cynamonem oraz kawałka piernika. Podobnie jak mój przyjaciel.
-I co, rozgrzało cię, zmarzluchu?-uśmiechnął się Peter.
-Tak bardzo, że chce mi się spaaaaaać...-przy ostatnim słowie zaczęłam ziewać.
-W takim razie muszę cię stąd ewakuować-pokręcił teatralnie głową Prevc.
-Koniecznie!-odpowiedziałam.
Słoweniec zapłacił za nas oboje, zostawił napiwek. Tak, znowu musiałam się z nim wykłócać, że to ja zapłacę, ale ten się uparł. Gdy wyszliśmy na uliczkę Lillehammer, Peter od razu mnie objął. Był już przygotowany, że mogę mi narzekać na chłód, szczególnie że było jeszcze później i po wypiciu rozgrzewającego napoju.
-Teraz już nie dopuszczę do sytuacji, żeby ci było zimno! W końcu jestem twoim piecykiem-parsknął śmiechem.
-A jednaaaag?-zaczęłam znów ziewać, ale już tak ostro odpłynęłam, że zachwiałam się. Gdyby nie szybka reakcja Pero, zapewne spadłabym na twardy, ubity śnieg. Pupa by mnie bolała przez cały kolejny tydzień.
-No weź mi tu bez takich!-jęknął Prevc-dobra, trzeba cię na barana wziąć, bo sama nie dojdziesz do pokoju.
 Szatyn mnie podrzucił, a ja po chwili byłam przez niego niesiona na barana. Sen ze mną wygrał, od razu oparłam głowę o głowę Petera i odpłynęłam. Nie miałam już zielonego pojęcia, co się ze mną dzieje i co się dzieje wokół mnie.
                       
***

 Wszedł do hotelu. Wszedł, bo ona była na jego plecach. Spała. Peter doskonale wiedział, jak to wyglądało. Wcale się tego nie wstydził, tą dziewczyną była urocza Polka, dla której stracił głowę. Nagle oczy zasłonił mu jej warkoczyk, poczuł kwiatową perfumę. Mógłby ją wdychać godzinami. Strasznie ją polubił, uwielbiał spędzać z nią czas, z czasem przerodziło się to w głębsze uczucia. Tylko czy w jej przypadku jest tak samo? Młody Prevc, wędrując po hotelowym korytarzu, spotkał swoich przyjaciół z drużyny. Jurija, Jerneja i Jakę. Oni oczywiście zaczęli cwaniacko się uśmiechać na ten widok.
-Coś czuję, że nie mam szans na Klaudusię-zaśmiał się Hvala, puszczając oczko do przyjaciela. Lubił z nim żartować na wszystkie tematy świata.
-Jak słodko!-wrzasnął Jernej na cały hol.
-Ciiiii, obudzisz ją jeszcze!-walnął Damjana w łeb Tepes.
-Jak do łóżeczka ją zaniesiesz, to w czółko na dobranoc ucałuj-zaczął rozmarzać się trochę wstawiony po imprezie, aczkolwiek tylko 18-nastoletni Jaka.
-W czółko to ty lepiej sam się puknij-odpowiedział Prevc.
Po krótkiej rozmowie wyjął klucze z jej reprezentacyjnej kurtki 4F i wszedł do jej pokoju. Nie było tam Pauliny Dębickiej, szczerze mówiąc nie był zdziwiony, była dopiero 22, a wydawała mu się ona jako dusza imprezowicza. Przeniósł zatem Klaudię na jej łóżko (zgadł po stąjacych pod nim dwóch parach air maxów, które uwielbiała nosić), zdjął jej okrycie na zimę. Gdy obrócił się, zauważył na szafce nocnej pluszowego, rudego kotka. Uśmiechnął się pod nosem. Nie znał jej od tej strony! To przecież prawie taka jeszcze dziewczynka, a sobie doskonale radzi w życiu. Przynajmniej tak mu się zdaje. Wsunął jej pluszaka pod rękę. Wyglądała, jakby twardo już spała. A jednak, gdy wychodził, to usłyszał z jej ust ciche "Dziękuję" i to jeszcze specjalnie w jego ojczystym języku! "Hvala"!
 Wyszedł w dobrym nastroju na korytarz, spędził wspaniały, miły wieczór. Spotkał tam jednak Macieja Kota. Polak słabo dzisiaj się bawił. Wypił tylko jednego drinka, a zatańczył zaledwie dwa razy. Nastrój jeszcze bardziej popsuł mu fakt, że Klaudia zwiała z imprezy. Gdy zobaczył Słoweńca na korytarzu, w którym są pokoje dla drużyn polskiej i czeskiej, od razu wiedział, co to oznacza. Nie wytrzymał, syknął do młodszego od siebie Prevca:
-Lepiej nie wpychaj się tam, gdzie cię nie proszą...
-A mogę wiedzieć, o czym ty mówisz?-skrzywił się Peter.
-Myślisz, że nie widzę, jak na nią patrzysz, jak się przy niej zachowujesz?!-krzyknął Maciej.
-Nie wydzieraj się, dobrze cię słyszę-odpowiedział Słoweniec.
-Powiem ci tak-zaczął Kot-odwal się od niej, skoro dobrze mnie słyszysz, to ja ci dobrze radzę.
-Bo niby co?-wyśmiał go Prevc-wyślesz mi listy z pogróżkami, zepchniesz mnie z belki startowej? Będę robił to, co będę chciał. Niczego mi nie zabronisz.
-Zgrywaj sobie niezależnego. Ale ona będzie moja i to ja z tobą wygram-twardo powiedział.
-Co, na dwa fronty działasz?-odparł szatyn.
-Jakie dwa fronty idioto?!-wrzasnął gniewnie Maciej.
-Słyszałem, że i rudowłosą fizjoterapeutkę bardzo polubiłeś. Idioto-odpowiedział pewnie Peter.
-Nie twój interes-syknął Kot.
-Nie chce mi się już ciebie chłopie słuchać, żegnam-odszedł szatyn.
-Idź sobie i nie wracaj-powiedział Polak.
Prevc szedł spokojnie w kierunku schodów prowadzących na górę, ale zanim to uczunił, zatrzymał się i powiedział przez ramię:
-Musisz zacząć przyzwyczajać się do porażek, kolego, bo ze mną przegrasz-uśmiechnął się, po czym ruszył dalej i zniknął w cieniu. Kot już nie odpowiedział. Nagle na korytarzu pojawiła się Paula, pytając:
-Co to były za krzyki?
-Nie ważne-uśmiechnął się Maciej.
-Szukam ciebie od kilkunastu minut. Nie chcesz wrócić na imprezę?-spytała rudowłosa fizjoterapeutka.
-A w sumie... Co mi tam, chodźmy-objął dziewczynę brunet, po czym udali się na ciąg dalszy zabawy.

Nawet cała doba nie minęła, a ja z nowym rozdziałem wkraczam :D Rany, już okrągła dziesiąteczka! 
Wydaje mi się jakiś krótki, ale jest słodko :3 (nie tylko w sensie zajadania się pierniczkami) Jest i nawet czasem zabawnie. Za końcówkę przepraszam, w szczególności za ,,rozmowę" Pero i Maćka ;) Pozdrawiam gorąco!

Klaudia

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 9

 Jak nigdy kazano mi przylecieć na konkurs, kwalifikacje, treningi i tym podobne później niż cała drużyna. Nie wiem, dlaczego, przecież reprezentacja to reprezentacja, wszyscy razem... Dojechałam do Klingenthal. Miałam zamiar wybrać się do ośrodka, ale nagle poczułam, jak w kieszeni wibruje mój dzwoniący telefon. Był to trener.
-Halo? Klaudia?-usłyszałam głos Kruczka od razu, gdy odebrałam.
-Trenerze, już jestem na miejscu! Szybciutko zamelduję się i od razu idę na treningi na skoczni!-pośpiesznie odpowiedziałam.
-Poczekaj, poczekaj-zaśmiał się polski szkoleniowiec-zanim odbędą się treningi, zanim pójdziesz do swojego pokoju, proszę abyś przyszła do sali nr 136 na krótkie spotkanie sztabu.
-Nie ma problemu, mam jak na mnie dość lekką torbę, więc za około 15 minut przyjdę-odparłam.
-Z mojej strony to wszystko Klaudusiu, do zobaczenia!-powiedział wesoło Łukasz.
-Do zobaczenia trenerze-pożegnałam się, po czym ruszyłam w drogę.
 Letnie Grand Prix dobiega końca, pojutrze bowiem już finał. Było całkiem nieźle, dobre lokaty naszych skoczków, Maciek Kot wygrał dwa konkursy, a w Wiśle w drużynówce zajęliśmy drugie miejsce. Prognoza pogody jak na razie obrazuje dobre warunki na ostatni konkurs LGP. To za dwa dni. Dzisiaj na niebie były gęste chmury. Uroki jesieni, bez bluzy lub cienkiej kurtki już się nie obejdzie. Weszłam nareszcie do ośrodka, od razu skierowałam się w stronę skrzydła budynku z  salami 100-145. Po krótkich poszukiwaniach znalazłam pomieszczenie, w którym odbędzie się spotkanie sztabu. Otworzyłam drzwi. Pierwszy powitał mnie Gębala.
-Witaj, jak tam w Polsce było samej?-uśmiechnął się.
-Nie najgorzej-puściłam oczko-a tak właściwie, to czemu kazaliście mi jako jedynej przyjechać dopiero dzisiaj?
W tej chwili zza pleców Łukasza i Grzegorza wyłoniła się dziewczyna w koszuli Reprezentacji Polski. Tak, skoczków narciarskich. Podobnego wzrostu co ja, rudowłosa, niebrzydka, może w moim wieku. Uśmiechała się do mnie. Po zmierzeniu jej wzrokiem od góry do dołu spojrzałam pytająco na trenera. Ten zaś powiedział:
-Poznaj Paulinę Dębicką. To będzie twoja pomocnica.
-Cześć-podała mi rękę-Paulina, krócej Paula. Słyszałam, że mimo pierwszego sezonu i to w dodatku letniego jesteś dobrym specjalistą. Miło będzie się uczyć od takiej osoby jak ty i pracować razem.
-Klaudia, miło mi-odpowiedziałam, po podaniu ręki. Tak, znacznie krócej zajęło mi przemówienie. Może to efekt zdziwienia (o niczym nie wiedziałam!).
-Przyjechałaś do nas później, aby Paula mogła trochę się poduczyć. Złapała naprawdę dobry kontakt z naszymi skoczkami-wytłumaczył mi Kruczek.
-Tylko z naszymi?-spytałam.
-Chcemy właśnie, abyś oprowadziła dzisiaj swoją nową koleżankę. Słyszeliśmy, że z innymi teami też trzymasz sztamę-powiedział z uśmiechem na twarzy polski szkoleniowiec-to wszystko kochani, widzimy się o czternastej na skoczni.
 Po chwili opuściliśmy pomieszczenie. Poszłam do recepcji, po czym skierowałam się w stronę mojego pokoju. Włożyłam klucze do zamka, ale w tą stronę, co trzeba nie zamierzały się przekręcać. Doszłam do wniosku, że drzwi są otwarte. Jak nigdy... Otworzyłam dzwi, a tam... A tam siedziała sobie Paulina na jednym z łóżek.
-Nie bądź zdziwiona, mamy razem pokój-podeszła do mnie-dzięki mnie masz koniec problemu siedzenia samej w dwuosobowym pokoju, a takie są ponoć najczęściej na konkursach.
-Tak się składa, że nie miałam z tym problemu-uśmiechnęłam się, sztucznie, bo miałam ochotę wyrzucić stąd rudowłosą dziewczynę.
-Aha. Ale będziesz miała towarzystwo chociaż w nocy, mniejsze prawdopodobieństwo, że przyśnią ci koszmary-wzięła ode mnie torbę podróżną i położyła na łóżku.
Po chwili szybko na nim usiadłam i rozpakowując swoją torbę, wycedziłam:
-Nie mam ŻADNYCH koszmarów...
Po kilkunastu minutach skończyłam układanie swoich rzeczy na półeczkach. Swoich półeczkach po swojej stronie, naturalnie.
-To kiedy oprowadzisz mnie i zapoznasz ze swoimi zagranicznymi przyjaciółmi?-odezwała się Paulina.
Chciałam odpowiedzieć coś w stylu ,,Wtedy, kiedy będę miała taką ochotę", ale mimowolnie z moich ust wydarło się:
-Możemy nawet teraz.
-Świetnie! Powinnam się ubrać w ładne ciuchy?-błyskawicznie wstała z łóżka.
-To zależy w jakim celu chcesz ich poznać?-skrzywiłam się lekko, prawie niewidocznie.
Po chwili ciszy Paulina spytała:
-A ty masz chłopaka? Albo szukasz skoczka, który mógłby nim być?
-Nie mam chłopaka, a po drugie... Nie wiem jak ty, ale ja jestem tutaj po to, żeby pracować, a nie szukać miłości na siłę!-lekko mówiąc, powiedziałam głośno.
 Jak na razie Paulinka tylko i wyłącznie mnie irytuje, ale mam nadzieję, że będzie lepiej... Bez słowa wyszłyśmy z pokoju, rudowłosa chciała skorzystać jeszcze z łazienki, więc zaczekałam. Nagle na horyzoncie, czyli po prostu korytarzu, pojawiła się Ewa Stoch, z którą od pierwszego spotkania w Wiśle zdążyłam już się zaprzyjaźnić. To naprawdę świetna dziewczyna i żona, z którą od razu znalazłam wspólny język, tematy do rozmów. Blondynka uśmiechnęła się na mój widok, po czym spytała:
-I jak nowa pomocnica?
-Nie wiem, czy to ja jestem przewrażliwiona czy zbyt nieufna, ale od razu mi się nie spodobała. W dodatku na każdym kroku denerwuje mnie swoimi tekścikami... Niewinnymi, jak to się mówi-cicho odpowiedziałam, po zapobiegawczym rozejrzeniu się we wszystkie strony.
-Z tobą jest wszystko w porządku, bo mi też ta fizjoterapeutka nie pasuje. Odnoszę wrażenie, że najważniejsze jest dla niej tutaj konieczne znalezienie chłopaka, oczywiście którym jest sławny, przystojny skoczek-kiwnęła twierdząco głową Ewa.
-Wiesz, ja nie mam zielonego pojęcia, co się tutaj działo pod moją nieobecność. Mam nadzieję, że gdy będziemy same to mi opowiesz jak skoczkowie się zachowywali. Ponoć ją polubili bardzo...-wzruszyłam ramionami.
-Spokojnie, nie tak bardzo jak ciebie-parsknęła śmiechem pani Stoch-nie dostań na tym punkcie obsesji. Ale mogę ci teraz wyjawić, że Paula coś do naszego Skarba się klei. A najlepszy jest fakt, że dla Skarba to się chyba bardzo podoba!
-Co?-wytrzeszczyłam szeroko oczy.
-Już idzie-szepnęła Ewka-noo, to do zobaczenia kochana-dostałam jeszcze buziaka w policzek, po czym wróciła do swojego pokoju.
Wskazałam ręką na schody. W tym kierunku po chwili się udałyśmy. Przeszłyśmy po korytarzach, w których znajdowały się pokoje skoczków innych drużyn Europy i świata. Pech, że nikogo tam nie było. Wyszłyśmy na dwór, a tam... Alexander Poitner? Szukamy dalej. Poszłyśmy do parku. Nagle (nagle dla Pauli) zatrzymałam się. Spokojnie jeździłam wzrokiem po dużych, a nawet pięknych drzewach, wydawało mi się, że jest w nich odrobina magii. Przeważały świerki i sosny, ale zdarzały się i liściaste wyjątki. Na ziemi leżały duże, ładne szyszki, ścieżki były z kamieni. Po obu brzegach dróżek co jakiś czas pojawiały się duże ławki. Piękny park, zimą, a także teraz musi tutaj być bardzo romantycznie. Wieczorami, zarówno jak i w ciągu dnia. Zaczęłam rozmarzać o idealnym księciu, jednak z tego stanu w pewnym momencie wyrwała mnie moja pomocnica.
-Halo, tu ziemia-zaczęła mi machać ręką przed oczami Paulina-co ty widzisz w tych drzewach?
-Nie podoba ci się tutaj?-spytałam zdziwiona.
-Podoba mi się, ale chyba miałyśmy kogoś szukać?-odpowiedziała dziewczyna, po czym złapała mnie za rękę i zaczęła prowadzić jak jakąś małą, nieposłuszną dziewczynkę.
-Ej, pamiętaj, że to ja jestem twoją przełożoną-zaśmiałam się, po czym wyzwoliłam swoją dłoń z uścisku-a co do poszukiwań, to masz jakieś specjalne życzenia?
-Hmm... tak. Austriacy, Niemcy i Słoweńcy. Najbardziej te drużyny chcę poznać.
 Przeszłyśmy mniej niż pół parku, okazał się on bowiem zbyt wielki jak na naszą cierpliwość. Paulina posmutniała, liczyła, że pozna już teraz i w tym momencie wielki świat zimowych sław, talentów i sportu. Cóż, nie wszystko jest łatwe i po naszej myśli. Powoli zbliżałyśmy się do drzwi wejściowych hotelu.
-Wiesz, co? Wieczorem kogoś spotkamy na 100 procent. Tak! Wieczorem będziemy szukać!-niespodziewanie krzyknęła rudowłosa.
Od razu coś mi się przypomniało. No tak... To przecież dzisiaj mam umówioną kolację z Geigerem, Wellingerem i Krausem! Po chwili zamyślenia odparłam:
-Tylko że ja nie mogę dzisiaj, mam zajęty wieczór. Ale przecież możesz poprosić naszych skoczków, żeby poznali cię z Autami, Niemcami i Słoweńcami!
-Co? Klaudia!-jęknęła z zawodem-a z kim to masz zajęty wieczór?
-Kolacja z Niemcami-cicho powiedziałam.
-W takim razie zabierzesz mnie ze sobą!-wypaliła dziewczyna.
-Tylko że ja nie wiem, czy...-zaczęłam, jednak ta tylko machnęła ręką i powiedziała:
-Im też spodoba się ten pomysł.
Po chwili wyszła dumnie kilka kroków przede mnie. Ja tylko przewróciłam oczami i skrzyżowałam naburmuszona ręce. Nie bądź taka pewna siebie...
Uniosłam swój wzrok do góry, zobaczyłam w dość bliskiej odległości Geigera i... już stojącą obok i dyskutującą z nim PAULINĘ? Nawet nie zauważyłam, jak przyśpieszyła, żeby go spotkać. Leniwie podeszłam do Niemca i Polki, kiwnęłam lekko głową w stronę chłopaka w geście powitania. Ten zwrócił się do mnie:
-Humorek nie dopisuje?
-Coo, kto tak powiedział?-uniosłam brwi w celu otrzymania wyjaśnień.
-Przecież widzę twój grymas na twarzy-odpowiedział.
-Już nie-sztucznie się uśmiechnęłam.
-Fajnie, że na kolacji zjawisz się z Pauliną-zmienił temat Karl.
-Super, już nie mogę się doczekać!-zaśmiała się rudowłosa.
Zobaczyłam przez szybę w dzwiach wejściowych Maćka wchodzącego po schodach, w związku z czym przeprosiłam towarzyszy i od razu udałam się w stronę Skarba.
-Hej, Kocurze!-krzyknęłam po dogonieniu bruneta.
-Nareszcie!-dał mi buziaka w policzek-trochę się u nas pozmieniało na czas twojej nieobecności.
-Czy jest coś jeszcze poza tym, że doszła do nas Paulina Dębicka?-spytałam dociekliwie.
-Nie, w sumie tylko o to mi chodziło. I jak podoba ci się twoja pomocnica?
-Na razie okej, tylko muszę ją jeszcze bardziej poznać. A tobie?-zaśmiałam się.
-Super dziewczyna, bardzo, bardzo ją polubiłem! Dowcipna, wesoła i ładna w dodatku!-zaczął zachwycać się Kot.
Spojrzałam na Maćka podejrzliwie i odparłam:
-Czy nie za bardzo? A może ci się podoba w wiadomo jakim sensie?
-A co, jesteś o mnie zazdrosna?-zaśmiał się zalotnie Kocur.
Pomyślałam chwilę, jednak nie mogłam znaleźć jakiejś sensownej odpowiedzi. Na złość, nic mi nie przychodziło do głowy.
-Twoje milczenie oznacza odpowiedź o treści tak!-krzyknął na cały korytarz Kocur.
-Ooo! Klaudia zazdrosna o Skarba!-wrzasnął Żyła, który niespodziewanie pojawił się na horyzoncie-się porobiło, hehe!
-Wiewiór, ale ja nic nie odpowiedziałam...-przewróciłam teatralnie oczami.
-Bo, heh, zaprzeczyć no, hehehe, nie chciałaś!-zaczął śmiać się Piotrek.
-Dajcie wy mi wszyscy święty spokój, hehehe!-odparłam, żartobliwie podkreślając ostatnie słowo swojej wypowiedzi, po czym wróciłam do pokoju.
 Kilka godzin później, w tym jedna po treningu na skoczni. Siedziałam obrażona na łóżku, pisząc ze swoją siostrą. Nie byłam obrażona na Kota, Dębicką, czy Żyłę. Byłam obrażona na siebie, że dopuściłam do takiej sytuacji. Znając Polaków, spodziewałam się dowcipów w stronę moją i Macieja na treningach. Ale oni przesadzali! Nagle z łazienki dobiegł głos Pauliny, malującej chyba równocześnie usta:
-Klaudia, musimy się już zbierać!
Po chwili weszła do pokoju... najbardziej łagodnie, jak tylko się da to ujmując, miała chyba litr tuszu na rzęsach i kilogram wściekle różowej szminki na ustach.
-Tylko wiesz... my nie idziemy do wytwornej, eleganckiej restauracji, nie potrzebujesz jeszcze do tego makijażu sukni balowej-powiedziałam.
-Ale ja biorę te woskowane legginsy, szpilki i tą koszulkę z ozdobnym kołnieżykiem-wskazała mi na ciuchy ułożone na jej łóżku.
-Fascynujące-wyjęłam z szafki swoje rzeczy i poszłam przebrać się do łazienki.
Ja miałam na sobie ostatecznie bawarską koszulę w kratę, biały zegarek wysadzany diamentami na ręce, jasne przecierane jeansy rurki i skórzane botki. I makijaż składający się z bezbarwnego błyszczyka, minimalnej ilości tuszu do rzęs i kresek na powiekach. Czyli różnica między mną a moją nową koleżanką jest. Miałyśmy wychodzić, ale ktoś zadzwonił do Pauliny. Pierwsza wyszłam z pokoju, gdyż nie miałam potrzeby podsłuchiwania jej rozmowy. Dreptałam powolutku pod drzwiami w oczekiwaniu na dziewczynę. Niespodziewanie przed moimi oczami wyrósł Peter.
-O, cześć!-uśmiechnęłam się, odsłaniając swoje białe ząbki.
-Co tak ładnie ubrana, wybierasz się gdzieś?-przytulił mnie Pero, pytając.
-Aaa, tak objaśnić co nieco nowej koleżance-odpowiedziałam po krótkim namyśle-a ty co u nas robisz?
-Gonię po całym hotelu Jakę, który zwiał z moim telefonem-odparł Słoweniec-nie widziałaś go może?
-Nie, dopiero tu wyszłam-zaprzeczyłam.
Nagle na korytarzu pojawiła się Paulina, która na widok przyjacielsko obejmującego mnie Pero nieco uniosła brwi. My natomiast od razu stanęliśmy wyprostowani jak struny.
-Peter Prevc? Ja nazywam się Paulina Dębicka, jestem fizjoterapeutką pomagającą Klaudii. Miło mi ciebie poznać-podała dłoń chłopakowi od razu, gdy tylko byłam od niego nieco dalej.
-Mnie również-odpowiedział uprzejmie Prevc.
-My niestety musimy iść, ale z pewnością jeszcze się spotkamy!-zaśmiała się Paula.
Pożegnała się ze Słoweńcem, po czym ja uczyniłam podobnie i... poszłyśmy. Rzekomo w stronę recepcji, gdyż tam, jak powiedziała mi dziewczyna, mamy spotkać się z Niemcami i razem pójść na kolację. Cicho, bez słowa zmierzałyśmy do celu, jednak po około minucie przerwała to Paulina.
-Czy coś was łączy?-spytała.
-Przyjaźń.
Dziewczyna w odpowiedzi tylko kiwnęła głową.
 Przy recepcji czekali już na nas Karl, Andreas i Marinus. Po poznaniu tych dwóch ostatnich, wyruszyliśmy w drogę do restauracji, której umiejscowienie na mapie niemieckiego Klingenthal nie jest mi znane. Z resztą, podobnie jak mojej rudowłosej towarzyszce.

Oj tak, czasami mam tendencję do zamieszania akcji. I wczoraj wpadłam właśnie na pomysł wprowadzenia nowej bohaterki (Pauli), żeby za jej pomocą trochę namieszać tutaj :3 A dzisiaj, jak widzicie, już wszystko na bloggerze napisane. Myślę, że następny rozdział to będzie już Puchar Świata. Nie obiecuję na 100 procent, ale najprawdopodobniej tak się stanie. Jest owszem lato, ale raczej śnieg w wyobraźni nikomu nie zaszkodzi :D Nexta spodziewajcie się dość szybko, pozdrawiam! 

Klaudia

czwartek, 17 lipca 2014

Rozdział 8

 Wielkimi krokami zbliża się Letnie Grand Prix, do inauguracji w Wiśle zostały już tylko ponad dwa tygodnie. Na belce akurat usiadł Kamil Stoch. Chwilę później, na polecenie trenera Kruczka wykonał swój skok.
-Ładnie, ładnie!-powiedział pod nosem Łukasz, zadowolony z próby podopiecznego.
-Daleko i stylowo-dodałam, zapisując równocześnie notatkę do teczki dotyczącej Stocha.
 Trening na słoweńskiej skoczni przebiegł bez żadnych problemów. Tak, słoweńskiej, przez najbliższych kilka dni będziemy trenować w Planicy. Wielkie zgrupowanie, obecne są wszystkie reprezentacje, które na poważnie biorą duże sukcesy w nadchodzącym sezonie zimowym, a także letnim, który rozpocznie się niemal za chwilę. Polscy skoczkowie skaczą bardzo dobrze, widać, że są w formie. Oby ona przetrwała do końca listopada, a w sumie to do marca!
Wróciliśmy do swoich pokoi. Tylko na chwilę, bo dzień jest nieznośnie upalny. Kto będzie siedzieć w pomieszczeniu, które za chwilę przeistoczy się w istną saunę? Każdy zapewne będzie chciał przejść się po okolicy, między innymi ja. Przebrałam się w jeszcze krótsze spodenki niż miałam (na trening też bym je założyła, ale... Wydaje mi się, że są krótsze, niż powinny być do mojej pracy), koszulkę na ramiączka z cieńszego materiału, wzięłam torebkę i wyszłam z pokoju. Zbliżyłam się do schodów, jednak z góry usłyszałam znane mi, roześmiane głosy. O nie. To Austriacy... Jeśli jak najszybciej stąd nie zniknę, to nie będę miała życia do północy następnego dnia. Już trzy razy to przeżyłam, kolejnego jak na razie nie chcę. Schodzili na dół, czyli w moją stronę. Momentalnie rzuciłam się w bieg ze schodów. Pędziłam, ile tylko sił w nogach. Słyszałam, jak rozmawiali, żeby mnie poszukać, bo mają ochotę ze mną ,,poimprezować" a potem wymyślili konkurs, kto najszybciej zbiegnie ze schodów. Czy oni czytają w moich myślach?! Zadarłam głowę do góry, sprawdzając, co się tam dzieje... Ała! Niechcąco na kogoś wpadłam i chyba właśnie leżałam na tej osobie. Bałam się początkowo unieść swój wzrok do góry, ale wkrótce to zrobiłam. Osobą, którą ,,poszkodowałam" był... Karl Geiger.
-Kurde, strasznie cię przepraszam!-nerwowo, w ciągu chwili odskoczyłam. Zrobiłam się purpurowa na twarzy ze wstydu.
-Pomożesz mi może wstać?-odrzucił niemiecki skoczek. Podałam mu po chwili rękę. Gdy wstał i się otrzepał, dodał-co tak cię spłoszyło z tych schodów?
-Eee... Pewni skoczkowie. Nic ci nie jest?-spytałam niepewnie.
-Nie, coś ty. Jestem cały i zdrowy-uśmiechnął się chłopak. Nareszcie, bo już zwątpiłam.
-To super, ja się niestety śpieszę więc pa i jeszcze raz przepraszam!-wyszłam pośpiesznie z budynku, gdy tylko usłyszałam, jak chyba Fettner krzyknął ,,start".
Kilka minut później, w pełni spokojnym już krokiem, spacerowałam po miasteczku. Kręciło się tutaj sporo turystów, jak i tutejszych. Przeszłam koło jednej z wielu znajdujących się tutaj restauracji. Zachciało mi się czegoś niezdrowego... Na początek zamówiłam bananowe smoothie w nadziei, że ochota na pizzę, zapiekankę lub inne danie tego typu mi przejdzie. Wybrałam miejsce na tarasie na zewnątrz lokalu. Piłam swój napój, grając zarazem w Pou (tak sobie...).
-Zgadnij, kto to!-nagle ktoś zakrył mi oczy i krzyknął.
-Mam już dosyć niespodzianek na dzisiaj...-jęknęłam bezradnie-Jaka?
-Brawissimo!-usiadł obok Słoweniec-wiesz, co? Kiedy my ciebie nie spotkamy, to ty wiecznie siedzisz sama w barach i coś pijesz! Rozumiem, że z kimś, ale samotnie?
-Czemu nie?-wzruszyłam ramionami.
-Bo musisz nas zawsze ze sobą zabierać, kochanie-odpowiedział Hvala.
-Już rozumiem, nie musisz się o to martwić. Kochanie...-wybuchłam śmiechem. Chłopak od razu do tego się dołączył.
-Oj, przeze mnie chyba przegrałaś-młody Słoweniec wskazał na ekran mojego telefonu. No tak, czas się skończył. Wyłączyłam Pou, po czym schowałam telefon do kieszeni.
-Co u ciebie słychać?-spytałam pogodnie.
-Wiesz, że tu zaraz przyjdzie Peter?-uśmiechnął się Jaka.
-Już idzie...-szepnęłam.
Szatyn posłał nam szeroki uśmiech, obok niego szedł chyba jego brat.
-Fajnie, że jesteś! Poznaj tego chłopczyka-wskazał Pero na jego towarzysza.
-Cześć, jestem Cene Prevc, młodszy brat Petera-podał mi rękę Słoweniec-miło mi ciebie poznać, Pero dużo mi o tobie opowiadał!
-Mi też jest miło ciebie poznać. Opowiadał o mnie, doprawdy? Tak samo jak dla Jaki. Co jak co, ale nie potrafisz trzymać języka za zębami!-spojrzałam na starszego Prevca. Ten w odpowiedzi tylko przewrócił z uśmiechem oczami i usiadł obok mnie. Cene zajął zaś miejsce obok Hvali.
-Nawet się z nami nie przywitałaś, odkąd tu wszyscy jesteśmy-rzucił nieoczekiwanie szatyn.
-Wybacz, tak wyszło. Będziecie coś jeść?-spytałam po niezbyt rozbudowanej odpowiedzi.
-Raczej nie przyszliśmy tutaj po to, żeby tylko sobie posiedzieć!-zaśmiał się Cene.
-No tak, racja. Tak się składa, że i mi głód doskwiera-odparłam.
-To co, może pizza?-zaproponował Jaka.
-Nie, bo książę się obrazi, po równo nie będzie dla piątki-burknął Peter. Nie za bardzo to zrozumiałam, ale trudno.
-Jak weźmiemy te małe to wyjdzie po jedną na głowę i nikt się nie obrazi, a szczególnie książę-powiedział młodszy z Prevców.
Zmieniliśmy potem temat dyskusji, bo Słoweńcy chcieli jeszcze poczekać z zamówieniem. Rozmawialiśmy o samochodach, potem o innych dziwnych rzeczach, a teraz przeszło na... Kataklizmy. Tak, trzęsienia ziemi, tsunami, powodzie, tornada i inne nieprzyjemne dla ludzi zjawiska. W pewnym momencie do stolika podszedł nastoletni chłopak, jak zgaduję, najmłodszy z braci Prevc?
-Witaj Domen!-wrzasnął na całą ulicę Hvala.
-Siema-odpowiedział. Po chwili spojrzał na mnie i krzyknął-a to kto niby jest?!
-Nie widzisz durniu, że ma na bluzce polskie logo? Logiczne, że Klaudia nie jest Słowenką-rzucił w stronę brata, którego zachowania nie rozumiem, Cene.
-Usiądź lepiej na tym krześle i się uspokój-powiedział Pero.
Domen posłuchał się, po czym spojrzał na moje spodenki i nogi (chyba wzięłam jednak krótsze, niż powinnam), a potem na Petera, do którego się zwrócił:
-Czy to twoja nowa zdobycz? Muszę ci przyznać, że się postarałeś!
-Co?!-mało co nie wyplułam na nastolatka swojego smoothie.
-Skąd taki pomysł?-spytał rozbawiony Pero.
-Tak sobie pomyślałem, sorry!-bąknął Domen  podirytowany.
-Co tak się denerwujesz dzisiaj?-uniósł brwi Hvala.
-Domen dojrzewa i ma wahania nastrojów... Albo już całkiem kryzys wieku średniego przeżywa-zaczął śmiać się ,,środkowy" Prevc.
-Nie! Przed chwilą zobaczyłem, jak moja dziewczyna tuliła się do innego, na moim miejscu też chyba nie byłbyś radosny i milutki?!-wrzasnął chłopak.
-Co zrobiłeś? Wybiłeś temu chłopakowi zęby czy się rozpłakałeś?-parsknęłam śmiechem, starając się trochę odgryźć Domenowi.
-Ty sobie kpisz?-odparł na to.
-Nie, jestem po prostu wielce ciekawa, jak zachowujesz się wobec swoich zdobyczy-powiedziałam, popijając owocowy koktajl.
-Przeszłem obok tego obojętnie, a przed chwilą napisałem jej, że z nią zrywam. Oczywiście nie podałem powodu-rozjaśnił naszą niewiedzę najmłodszy Prevc.
-Jesteś dzisiaj strasznie brutalny, zdenerwowany i niemiły. Gdzie się podział ten słodziutki, milutki Domen?-westchnął Jaka.
-Nie mam humoru. I ona jeszcze jest dla mnie podejrzana-wskazał na mnie palcem Domen.
-Palcem się nie wskazuje-złapał się za głowę Cene-co niby jest w Klaudii podejrzanego?
-Ona i Peter kłamią.
-W związku z czym, jeśli mogę wiedzieć?-spytałam.
-Wy coś ukrywacie!-krzyknął nastolatek-jesteście razem, ale nie chcecie mi tego powiedzieć!
-O, dobrze wiedzieć, braciszku-zaśmiał się cicho Cene, patrząc na starszego brata.
Ten dużo młodszy ode mnie chłopczyk zaczynał mnie już bardzo denerwować. Co on sobie wyobraża? Już raz dziś było powiedziane, że nie. Czułam się strasznie niezręcznie w tej sytuacji, Peter zapewne też. Miałam wielką ochotę wytłumaczyć Domenowi wszystko dosadnie, ale ze względu na miejsce, sytuację i fakt, z kim jest rodziną, nie mogę tego zrobić. Albo najzwyczajniej na świecie nie wypada.
-Skończ już ten temat, bo nie wiem, co ci zaraz zrobię-warknął chyba już wściekły Pero. Przynajmniej on może sobie na to pozwolić.
-No właśnie. Chyba mieliśmy coś zamawiać?-powiedział ,,środkowy" Prevc, po tym, jak porozumiewał się z Jaką cichą i dyskretną rozmową przez ucho.
-Po jednej małej pizzy dla każdego. Kto jaką chce?-oznajmił Hvala.
-Dla mnie hawaii-odezwałam się jako pierwsza.
Każdy podał, jakie chce dodatki, po czym Cene wstał z krzesła i powiedział:
-To ja pójdę i zamówię wszystko-po chwili odszedł.
-Ja już go lubię-zaśmiałam się-kulturalny, miły, uczynny i w dodatku jeden z waszych najlepszych juniorów.
-Wszystko, co powiedziałaś jest prawdą-kiwnął twierdząco głową Peter.
-Jaką masz posadę w polskiej reprezentacji?-spytał po chwili ciszy Domen. Ujarzmiony? Niemożliwe...
-Jestem fizjoterapeutką naszych skoczków-odparłam.
-Od kiedy lubisz skoki?-pytał dalej.
-Jak miałam zaledwie 5 lat. Ale Peter, Jaka czy Cene jeszcze wcześniej...-uśmiechnęłam się-a ty też chcesz skakać?
-Domen jeszcze się nie określił-powiedział Pero.
-Nadal nad tym myślę-nastolatek lekko uniósł swój lewy kącik ust do góry. Pierwszy raz się uśmiechnął, odkąd go poznałam(!).
Właśnie wrócił uśmiechnięty od ucha do ucha Cene. Ten to jest pozytywnie nastawiony do życia! W sumie, dlaczego miałby nie być, przecież ma dopiero 16 lat.
-Nasz zdrowy obiad prosto z healthy blogów powinien być za mniej niż pół godziny. Co jak co, ale w tej pizzerii jest bardzo dużo piecy-powiedział wesoło.
-W sam raz na dużą ilość klientów!-zaśmiał się Domen. Tak, zaśmiał się, nawet przetarłam oczy z wrażenia.
-Głodnych klientów...-jęknął Jaka.
Wszyscy zaczęliśmy się śmiać w niebogłosy, oprócz cierpiącego głodomora Hvali.
Po jakimś czasie otrzymaliśmy swoje przysmaki, wywodzące się swoim pochodzeniem z Italii. Szczerze mówiąc, podobnie jak mój kolega obok byłam głodna, więc szybko zabrałam się za jedzenie. Podobnie jak reszta. Towarzyszyły nam przy tym przeróżne rozmowy. Nagle Jaka zwrócił się do mnie:
-Czy to prawda, że byłaś niedawno na meczu z polskimi skoczkami? Na Euro 2012 dokładnie?
-Tak, był to mecz Polski z Rosjanami-odpowiedziałam.
-Chyba remis był, nie?-spytał Cene.
-Remis 1:1. Po meczu wtargnęliśmy po cichu tam, gdzie byli dziennikarze i reporterzy oraz piłkarze, mimo, że nie mogliśmy tam wejść-zaczęłam się śmiać-ludzie nas chyba poznali, więc bez trudu nam się udało sprawić sobie kilka pamiątek.
-A masz dla nas jakieś autografy?-wypalił Hvala.
-Że co?-parsknęłam śmiechem z lekkiego zaskoczenia-a miałam wam jakieś dać? Dobra, na LGP w Wiśle każdemu coś podaruję.
-Jesteś wspaniała!-dostałam buziaki w policzek równocześnie od siedzących obok Pero i Jaki, którzy równocześnie to wykrzyknęli.
-Nie ma problemu...-cicho powiedziałam.
-Ale się zarumieniłaś-uśmiechnął się Cene.
Domen zaś zaczął znowu podejrzliwie patrzeć na mnie i swojego najstarszego brata. W odpowiedzi tylko przewróciłam teatralnie oczami. Wkrótce nadszedł czas, aby wracać. Słoweńcy akurat wybierali się jeszcze do pobliskiego parku, proponowali abym poszła z nimi, jednak wolałam już wrócić do ośrodka. Potem Cene z Peterem chcieli mnie odprowadzić, ale ja zapewniłam ich, że trafię sama na miejsce. Rzeczywiście z drogą nie miałam problemów, byłam już przed wejściem do hotelu. Niespodziewanie oberwałam po głowie szyszką i to mocno. Jęknęłam z bólu, obróciłam się, żeby zlokalizować jego sprawcę. Pusto. Ponownie się obróciłam w celu wejścia do hotelu... W tym właśnie momencie poczułam lekkie uderzenie w okolicy mojej klatki piersiowej... A chwilę później po moich ubraniach oraz ciele spływała mokra, zimna ciecz.
-Teraz to ja cię okropnie przepraszam! Wybacz, nie chciałem!-głos, który dzisiaj już słyszałam. Miałam ochotę go zabić. Uniosłam głowę do góry. Ujrzałam twarz Karla Geigera. W ręku trzymał pusty kubek po kawie mrożonej. Pusty, bo jego zawartość wylądowała na mnie.
-Masz wielkie szczęście, że wracam do hotelu!-warknęłam w złości.
-Ale nie bądź zła, ja ci wybaczyłem!-jęknął młodziutki Niemiec.
-Ale tobie nic się nie stało, a ja jestem przez ciebie oblepiona w jakiejś słodkiej kawie!-krzyknęłam.
-Tak? Będąc powalonym przez ciebie na podłogę mogłem sobie coś nadciągnąć lub złamać, hę? A jestem skoczkiem-uśmiechnął się podstępnie Geiger.
-No jakbym nie wiedziała, że jesteś skoczkiem-burknęłam-niestety muszę się z tobą zgodzić, więc ci też wybaczam.
-Coś dzisiaj często się spotykamy-zaśmiał się chłopak.
-Taa, aż drugi raz-kiwnęłam ironicznie głową.
-To może w ramach przeprosin mógłbym zabrać cię na kolację w Klingenthal na zakończenie Letniej Grand Prix?-zaproponował.
-Umawiasz się ze mną na kolację w październiku? Jest teraz lipiec...-skrzywiłam się na proponowaną datę spotkania.
-Najprawdopobniej tylko w Klingenthal będę, jeśli chodzi o LGP, dlatego tak śmiesznie-odpowiedział Geiger-a jeżeli nie chcesz, żebyśmy byli sami to wezmę ze sobą Andiego Wellingera i Marinusa Krausa!
-Okej, tylko że ja jeszcze ich nie znam i odwrotnie, oni też mnie nie znają!
-To ich poznasz! Czyli że zgadzasz się?-uśmiechnął się Niemiec.
-Dobra, niech ci będzie-odparłam-a teraz wybacz, ale muszę iść do swojego pokoju i zmyć z siebie twoją głupią kawę!
 Jak powiedziałam, tak uczyniłam. Od razu poszłam pod prysznic, a jeszcze przed tym zamknęłam drzwi na klucz, nie chcę nikogo już dzisiaj widzieć! Ubrałam się w świeże, czyste ubrania i poszłam rozłożyć się na kanapie. Włączyłam telewizję. Wszystko po słoweńsku, może jest chociaż angielskie BBC na jakimś kanale? Jest, ale właśnie się zepsuł telewizor. Wspaniale! To jeden z moich najokropniejszych dni, odkąd zostałam fizjoterapeutką. Naprawdę. Nie jestem przystosowana do takiej ilości pecha, gdyż wcześniej praktycznie go nie miałam. Jestem uważana jako wieczna szczęściara i ta, która albo dzięki sobie, albo przy minimalnej pomocy innych spada na cztery łapy. Mojego pierwszego pobytu w Planicy, tak wspaniałej skoczni Letalnicy, Velikanki... Nie zapamiętam zbyt miło. Dwa razy Geiger, kawa na ciuchach, wstyd, ucieczka przed Autami, niezręczna sytuacja wywołana przez zachowanie Domena, ból głowy po oberwaniu jakąś małą, głupią szyszką, niedziałająca telewizja, upał, teraz mnie w dodatku gardło rozbolało, co jeszcze?! Ja chcę do Polski... Doskonałym uwieńczeniem tego dnia byłby jeszcze zalew smsów od Michała! Nagle usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam nerwowo na ekran Iphone'a... Czy ten chłopak czyta mi w myślach?! Zignorowałam wiadomości od mojego byłego chłopaka, po czym wyciszyłam telefon i poszłam do pokoju obok, do Żyły i Kota. Sama jednak nie wytrzymam! A jest dopiero popołudnie...


Już jestem. Nie będę tłumaczyć egzaminami oraz samymi francuskimi zdaniami w głowie swojej nieobecności. Może chwilowy brak weny? Albo pewnego rodzaju lenistwo? Nie wiem ;( 
Rozdział o charakterze niezdarnym, dużo zarumienionych policzków i pierwsze niezadowolenie bohaterki, jeśli można tak to określić. Przepraszam za czekanie na tego posta i pozdrawiam! :))

Klaudia

środa, 2 lipca 2014

Rozdział 7

 Siedziałam na taborecie, przed niedużym lustrem. Sięgnęłam po małe pudełeczko, w którego zawartość zanurzyłam swój wskazujący palec. Przejechałam nim po policzkach, po chwili na obu miałam poziomą, białą kreskę. Powtórzyłam swój ruch, tyle że tym razem za pomocą czerwonej farbki do twarzy. Namalowałam dwie flagi narodowe. Posmarowałam jeszcze usta czerwoną farbką. Już jestem gotowa. Ostatni raz spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Makijaż kibica, bordowe rurki, koszulka Reprezentacji Polski z liczbą 16, szalik z na szyi, czyli wszystko, co charakteryzowało moje pochodzenie. Od pół godziny miałam przyspieszony oddech, zaczynają towarzyszyć mi emocje, ale to dopiero przedsmak tego, co będzie się działo za około 1,5 h! Poszłam odwiedzić pokój chłopaków. Podobnie jak ja, byli gotowi do wyjścia i- co najważniejsze, do kibicowania. Przylecieliśmy do Warszawy na 3 dni w składzie ja, bracia Kot, Kubacki i Miętus na mecz fazy grupowej Euro 2012 Polska-Rosja. Zatrzymaliśmy się w domu kolegi Maćka i Kuby, nieopodal Stadionu Narodowego, na którym rozegra się spotkanie. Gdy tylko pojawiłam się w drzwiach pokoju, Krzysiu posłał mi szeroki uśmiech. Ja odwzajemniłam mu to śmiechem, gdyż ujrzałam na jego głowie biały kapelusz z napisem ,,miętowy kibic krzysiek”.
-No co? Przyznaj, że to piękne odzienie mojej głowy!-przewrócił teatralnie oczami Miętus.
-Oczywiście, przyznajemy ci absolutną rację-odezwał się Dawid, którego twarz była malowana farbą przez Kubę.
-Nie wierć się, bo prostokąt będzie nierówny!-przywrócił kolegę do pionu starszy z Kotów. Młodszy zaś po chwili zadał mi pytanie:
-Rano cię nie było w domu długo, co robiłaś?
-Rano? Ach tak, przecież po imprezie w stolicy godzina 12 to rano...-odpowiedziałam z grymasem.
-Przecież byłaś z nami wczoraj w nocy-powiedział Krzysiek trochę wybity z tropu.
-Do 21 tak, później poszłam do domu. Nie jestem zdziwiona, że nie pamiętacie. Trochę zabawiliście się z czeskimi kibicami...-zaczęłam się śmiać.
-Ale kaca chociaż nie mamy! Będziemy kibicować równie zdrowo!-dodał swoje pięć groszy Kuba.
-Dobra, dobra, ale gdzie o 12 byłaś?-jak widać Maciej nie chciał zostawić tego tematu niedokończonego.
-Poszłam sobie zrobić paznokcie u kosmetyczki-po tych słowach wystawiłam mu swoją dłoń, prezentując paznokcie z wymalowanym orłem. Majstersztyk!
-Skoro jesteśmy gotowi to już chodźmy, chcę tam być jak najdłużej!-krzyknął Kubacki, który nareszcie też miał wymalowaną buzię.
-Ale jeszcze zróbmy sobie wszyscy pamiątkową fotkę, choć liczę, że niejedna dzisiaj będzie-wyjął z kieszeni swojego Samsunga Kuba.
 Po selfie wyszliśmy z domu i w drogę na stadion! Ulice Warszawy tętniły życiem, oprócz wiodących prym polskich (w sumie to logiczne) kibiców, było tutaj bardzo dużo Rosjan. Całe miasto biło w rytmie przyśpiewek biało-czerwonych. Na pewno nie będę żałować dzisiejszego wieczoru, towarzyszy mi radość i tylko podobne do niej uczucia. Także śpiewaliśmy piosenki- Endless Summer Oceany, Koko Euro Spoko Jarzębiny i Czyste Szaleńswo Libera i InoRos.  Celem naszego kilkunastominutowego spaceru był Stadion Narodowy- ten cel właśnie osiągnęliśmy. Przeszliśmy przez bramki po okazaniu biletów, kontrolach, od teraz jesteśmy w sercu całego zamieszania. Obiekt wywarł na nas ogromne wrażenie, a jeszcze większe atmosfera tutaj panująca. Mimo początkowych obaw, to też dopiero faza grupowa turnieju, okazujemy się świetnymi gospodarzami. A każdy z nas jest częścią tego sukcesu. Weszliśmy już na stadion, szukaliśmy swojego sektoru, co było oczywiście najłatwiejsze, a potem swojego rzędu i miejsca. Reszta na szczęście też poszła nam łatwo. Zajęłam swoje miejsce, nasz sektor był w cornerze, który, jak się okazało, w pierwszej połowie będzie nasz. Czyli na razie z bliższej perspektywy będziemy oglądać strzały Rosjan na bramkę, w której stać będzie Przemysław Tytoń. Krzesełka były nawet wygodne, a Maciej się rozłożył jak w jakimś SPA. Chwilę potem już siedział normalnie, bo ściśnięty przez niego Krzysiek się na niego wydarł- szczęście w tym, od razu się pogodzili. Rozejrzałam się we wszystkie strony, na dłuższą chwilę zawiesiłam wzrok na murawie. Obie drużyny trenowały i rozgrzewały się przed meczem. Polacy ćwiczyli teraz strzały na bramkę z pierwszej piłki, po podaniu od kolegi. Akurat zadanie to udało się naszemu kapitanowi, Kubie Błaszczykowskiemu. Następnie Rybusowi, Lewandowskiemu... I tak dalej. Gdy komuś wyszedł strzał, wszyscy na trybunach wydzierali się ,,Goool''. Wkrótce piłkarze zeszli z boiska. To znak, że niebawem rozpocznie się mecz.
-Chłopaki, dziewczyny, co powiecie na hot doga?-wypalił Maciek.
-A hymn będziecie śpiewać z zapchaną parówą i bułką gębą? Oblepionymi sosem zębami? Poczekajcie trochę-odrzuciłam twardo, pomysł bruneta był na razie nie po drodze, jak to się mówi.
-Nie wypada w sumie, jakoś wytrzymasz, żarłoczny braciszku-poklepał go starszy brat po plecach.
 W tym momencie spiker zaczął przedstawiać wyjściowe jedenastki obu drużyn. Każde polskie nazwisko było gromko oklaskiwane przez kibiców. O, na boisku pojawili się Slavek i Slavko, maskotki tegorocznych mistrzostw Starego Kontynentu. A za nimi... Sędziowie i piłkarze! Na trybunach rozpętała się wielka wrzawa. Zawodnicy powolutku dreptali na środek murawy, trzymając za rękę dzieci z eskorty, wybrane w rozgłośnionej na całą Polskę akcji McDonald's. Też marzyłam jako małe dziecko, aby przejść te kilka minut u boku piłkarza. Wyobrażałam sobie, co teraz czują ci chłopcy i dziewczynki. To zapewne ich niezapomniane chwile na całe życie! Wszyscy ustawili się w jednym rzędzie. Pierwszy rozbrzmiał hymn Rosji. Czas, w którym można zrobić kilka zdjęć. Następnie to my przejęliśmy pałeczkę- kibice na całym stadionie zaczęli śpiewać na całe swoje gardła Mazurka Dąbrowskiego. Nasi piłkarze tak samo. Królowała biel i czerwień! Po tej bardzo oficjalnej części drużyny przywitały się.
 Po kilku minutach rozległ się pierwszy gwizdek arbitra w tym spotkaniu! Podania, podania krążyły po całej długości boiska. Piłka dla nas, o, dla Rosjan, Wasyl przechwycił, znowu tracimy- w kółko. Gorąco dopingowaliśmy naszych. Polska gola! Oklaski, do wszystkiego podchodziliśmy bardzo uczuciowo. Z naszej piątki emocje najbardziej były widoczne u mnie, przez co Miętus często się chichrał.
-Ty lepiej patrz na to, co się dzieje na boisku-zaśmiałam się, gdy ten znowu komentował moje zachowanie. Jak mecz dobiegnie końca, to ja mu przypomnę jak wczoraj pijany chodził po klubach stolicy. Tak w ramach odwdzięczenia się! O! Faul na Lewym! Chwila wolna, z której skorzystał głodomor Maciek. Odwróciłam głowę w prawą stronę, ale zobaczyłam tylko puste krzesełko. Po pouczeniu odpowiedniego zawodnika Sbornej bez użycia kartek, sędzia wznowił grę. Minutę później przyszedł Kot, wręczając każdemu hot-doga i colę. Ja dostałam tylko colę, i bardzo dobrze, Kocur był przygotowany, że zapewne musiałby go jeść za mnie. Znamy się zaledwie kilka miesięcy(chodzi tu o mnie), a jesteśmy jak starzy przyjaciele, wszyscy! Bez wyjątków. Było kilka akcji pod bramkami obu drużyn, wszystkie bez większych skutków, gola. Wierzę, że dobrze nam pójdzie i zdobędziemy punkty. Mamy na bramce rewelację mistrzostw- bohatera rzutu karnego dla Greków, Przemka Tytonia. Obronił, a wtedy ciążyła na nim ogromna presja po czerwonym kartoniku dla Szczęsnego, każdy z nas to widział i wie. Otwarcie turnieju z Grecją zremisowaliśmy 1:1. Wiemy więc, że Lewy potrafi strzelać na Euro. 36 minuta meczu. Akurat Sborna wyruszyła na naszą bramkę. Polscy obrońcy wybili piłkę na rzut rożny. Zawodnik w czerwonej koszulce podszedł do cornera, po czym wykonał dośrodkowanie... O NIE! Alan Dzagoev strzela gola z główki. Przegrywamy z Rosją 0:1. Po niespełna dziesięciu minutach zakończyła się pierwsza połowa spotkania.
-Ajajajaj, trzeba będzie im coś strzelić-pokręcił głową Dawid, rozciągając się zarazem.
-Blondi, to logiczne że trzeba zdobyć bramkę wyrównującą? A potem może i zwycięską!-odpowiedział Kuba.
-Idę kupić jeszcze colę. A wy wstawcie coś na fejsa, żeby nasi kibice widzieli, gdzie jesteśmy!-wstał z miejsca Miętusek, wydając nam polecenie.
-Wstawimy jak będzie remis!-machnął ręką Maciek.
Zaraz po Krzyśku ja też opuściłam chwilowo swoje miejsce. Poszłam skorzystać z toalety. Nowe, ładne były... Najcichrze miejsce na Narodowym, trzeba korzystać z chwili, bo zaraz znów będą mnie otaczać wrzaski, krzyki, śpiewy i tym podobne. Jest 12 czerwca, oby Reprezentacja Polski śmiała się jako ostatnia. My na pewno pomożemy! A jak to piłkarze wykorzystają... W szatni zapewne trener Smuda tłumaczy swoim podopiecznym, jak mają grać w następnych 45-ciu minutach spotkania. Postanowiłam zadzwonić do swojej siostry, która mieszka i studiuje akurat w Gdańsku- kolejnym z miast gospodarzy UEFA Euro 2012.
-Cześć-pierwsza się przywitałam.
-Przegrywamy, wiem, oglądam-odpowiedziała prosto Karolina.
-Ty przed telewizją, a ja na żywo! Wiesz, jakie emocje? Mówię ci, wygramy ten mecz-krzyknęłam do swojego Iphone'a, to znaczy do siostry.
-Czyli że meczu Hiszpanów z Chorwatami na mojej PGE Arenie żałować nie będę?-zaśmiała się Karola.
-Będziesz szczęśliwa, że tam się znajdziesz. Nawet strefy kibica nie oddają tego, co dzieje się na stadionie-odpowiedziałam dumnie.
-Będę kibicować Hiszpanom!-odparła z jeszcze większą dumą w głosie.
-La Furia Roja... Ja też, tyle że przed tv-powiedziałam-jak tam kibice z innych krajów?
-Hiszpanie i Irlandczycy są super! Opowiem ci więcej, jak do mnie przyjedziesz!-krzyknęła Karolina.
-Wtedy to Klaudia Krzatkowska będzie w Planicy i Kuopio, niemożliwe, bo skoczkowie zaczynają treningi na trawie-burknęłam.
-Szkoda, może byś sobie akurat znalazła przystojnego Hiszpana. Dużo tu takich!-zaczęła znowu mi gadać o niewiadomo czym.
-O mnie się nie martw, o mnie się nie martw, ja sobie radę dam...-zanuciłam tekst piosenki, który w sam raz pasował do sytuacji.
-Oby nasi piłkarze też sobie radę dali, żeby wyrwać punkty Rosji!-dopowiedziała czarnowłosa.
-Dadzą radę. Ogółem to dzięki, że mi przypominasz, ja muszę wracać na drugą połowę!-po tych słowach pożegnałam się. Wróciłam do chłopaków, wszyscy pili colę, którą solidarnie zapewne kupił Krzysiu.
-Dla ciebie też jest-podał mi czerwony kubek z napisem ,,Coca Cola'' Dawid Kubacki.
-Merci-uśmiechnęłam się-z pewnością przyda się na zjechane gardło.
-Uroki kibicowania, znamy to z siatkówki!-kiwnął twierdząco głową Maciek równocześnie z bratem. Telepatia braterska? Na to wygląda.
-O, już piłkarze wchodzą na murawę-wskazał palcem na boisko Miętusek, gdzie po komunikacie kolegi nasze oczy błyskawicznie się skierowały.
 Sędzia rozpoczął drugą połowę. Składy obu drużyn takie jak w pierwszej części spotkania, bez zmian. Od Tytonia po Lewandowskiego, jeśli chodzi o Polaków. Śpiewaliśmy ,,Chcemy gola!'', teraz to każdy z moich kolegów, przecież też świetnych sportowców, emocjonowali się jak ja.
 Trochę zaczęły nam drżeć serca, nasi wschodni sąsiedzi mieli małą przewagę w posiadaniu piłki, zwanej na tych ME- Tango 12. Zbliżała się powolutku magiczna 60-ta minuta. Przejęliśmy piłkę. Serca przestały drżeć, tylko zaczęły gorąco bić. Może właśnie teraz? Piłkę miał przy nodze Ludovic Obraniak, który genialnie podał do Kuby Błaszczykowskiego. Przerzucił tango na lewą nogę i strzelił na bramkę z dystansu... Strzela gola!! Kapitan wyrównuje!! Po asyście Obraniaka strzela przepiękną bramkę! To jedna z najpiękniejszych bramek tych mistrzostw, jeśli nie najpiękniejsza! Momentalnie cały stadion zerwał się z miejsc i zaczął krzyczeć: Gooooooooool! Zapanowała euforia, niesamowita radość.




-Teraz zróbmy mistrzowskie selfie i wstawmy je na fejsa!-krzyknął radośnie Kuba.
Fotka w sekundę została wielokrotnie polajkowana. Kibice od razu się ożywili, za sprawą najwspanialszego kapitana na świecie! Zaczęła się kilkukrotna seria meksykańskiej fali. To się nazywa mecz! Chwilami było dramatycznie, ale wyrównaliśmy! Może tak powalczyć o wszystkie 3 punkty? Teraz możemy wszystko, wszystko jest możliwe. Polska! Polska! Polska! Oklaski, piosenki śpiewy, my, polscy kibice nigdy nie zawiedziemy!
 Czas leciał, trenerzy obu zespołów dokonali już po dwie zmiany. Stan remisu trwa cały czas. I... Na tablicy widzimy, że sędzia doliczył trzy minuty do podstawowego czasu gry. Tak, minęła 90 minuta. Faul na polskim zawodniku... Rzut wolny. Szansa na objęcie prowadzenia, możliwe, że jedna z ostatnich. Ale jeszcze przed tym Franciszek Smuda wprowadza na boisko Pawła Brożka. On będzie wykonywać stały fragment gry? Chyba tak. Zdjęty z boiska Obraniak raczej nie jest zadowolony z decyzji trenera, wściekle kopnął butelki z Powerade'ami... Mniejsza z tym, mamy okazję teraz! Która niestety nie zaowocowała golem. Ostatnie kopnięcia i ostatni gwizdek! Jeden punkt do konta, łącznie 2. Liczymy za kilka dni na triumf z Czechami we Wrocławiu! Nas już tam nie będzie, ale obejrzeć w telewizji albo tablecie to obowiązek.
 W dobrych nastrojach zeszliśmy na dół. Przepchaliśmy się przez tłum, fotoreporterów, dziennikarzy... W sumie to nie powinniśmy chyba aż tak iść blisko szatni, bo nie mieliśmy do tego upoważnienia. Ale ludzie i ochrona poznali, kim jesteśmy, takie miałam odczucie. I dlatego właśnie wbiliśmy w vipowską sferę! Niedługo mieli nadejść przebrani piłkarze.
-Ach, te twoje pomysły... Nie wiedziałem, że tak ryzyko lubisz!-szepnął mi do ucha Dawid.
-Zależy kiedy, poza tym lubię czasem zaskakiwać-puściłam oczko blondynowi.
-Najważniejsze, że się udało-dodał Maciek.
-Już idą!-powiedział Krzysiek, który, jak się okazało jest dobrym informatorem.
-Wiecie co, to może tak trochę się rozejdziemy?-zaproponowałam skoczkom.
-Tak, to będzie najlepsze rozwiązanie-kiwnął głową młodszy Kot.
-Albo... Jak wam się znudzi, to nie czekajcie na mnie. To dla mnie potrwa długo-uśmiechnęłam się.
-Zgoda-zaśmiał się Kubacki.
Poszłam razem z Maćkiem zrobić zdjęcie z pierwszym piłkarzem, który pojawił się na horyzoncie, Marcinem Wasilewskim. Miły, poznał z twarzy Kota, powiedział też że trzyma za nas kciuki w sezonie PŚ i MŚ w narciarstwie klasycznym. Potem Kocur poszedł do Dariusza Dudki, a ja zauważyłam Obraniaka. Szedł ze spuszczonym wzrokiem, iż to piłkarz francuskiego pochodzenia, pomyślałam, że szybciej zrozumie mnie po francusku.
-Excuse-moi?-lekko się uśmiechnęłam.
Zawodnik klubu Girondins de Bordeaux popatrzył na mnie nieco zdezorientowany. Dziewczyna w polskich barwach mówi do niego po francusku. Zaczęłam machać telefonem, ale on nie ogarniał. Chyba tą akcję widziało dwóch innych piłkarzy, którzy znaleźli sposób na rozwiązanie nieporozumienia.
-Ooo, a kogo my tu mamy?-krzyknął na cały korytarz Kuba Błaszczykowski z Łukaszem Piszczkiem u boku. Podeszli do mnie i do skoczków.
-Przyszliśmy wam pokibicować!-odpowiedział wesoło Kuba Kot.
-Skoczkowie do nas zawitali, niezmiernie nam miło-pokręcił głową uszczęśliwiony kapitan.
-I fizjoterapeutka skoczków-dodał Piszczek, po czym popatrzył na mnie z uśmiechem.
-Zimą my też oglądamy z pasją konkursy skoków, po meczach w Dortmundzie-powiedział blondyn.
W tym momencie zauważyłam, że nie ma już tutaj Obraniaka. Zdjęcie tylko chciałam, a on poszedł!
-To nam też miło, przemiło-zaśmiał się Dawid.
-Dobra, ja jestem Kuba, ale można i Błaszczu-podał rękę każdemu z chłopaków. Wszyscy się przedstawili, wkrótce i mi się przedstawił kapitan. Zaś jego przyjaciel zaczął ode mnie:
-Piszczu, albo mów mi po prostu Łukasz, jeśli chcesz-podał mi rękę.
-Klaudia...-nieśmiało odpowiedziałam. Nigdy mi się nie śniło, żeby piłkarze mi się przedstawiali. Mi, najnormalniejszej dziewczynie na świecie, jak mi się wydawało, ostatniej w kolejce do takich rzeczy!
-Zapomnieliśmy!-wydarł się Maciek-dziękujemy Kuba za taką śliczną bramę!
-Śliczna, bo dla mamy... Dla niej-westchnął piłkarz. Szkoda mi było chłopaka, miał dość smutne dzieciństwo, wychowywała go babcia.
Z daleka nadchodził Lewandowski. Krzyknął do kolegów, z którymi gra także w jednym klubie, Borussia Dortmund:
-Zostawiliście w szatni swoje korki!
-Serio? To musimy spadać! Miło nam było was osobiście poznać!-pożegnał się z nami Piszczu.
Potem krótka rozmowa z Lewym, resztą piłkarzy... Było tak, jak przypuszczałam. Chłopcy wkrótce się znudzili, gdy już obeszli wszystkich- postanowili wrócić do domu. Przed wyjściem z obiektu Maciek szepnął mi do ucha:
-Tylko uważaj na siebie...
-Co ty, myślisz że ja nie dam rady przejść przez Warszawę? Za nisko mnie cenisz-wystawiłam język obrażona.
-Wysoko cię cenię, ale wiesz o co mi chodzi-odpowiedział Kocur z troską w głosie.
-Tak, wiem, złodzieje, mordercy, zboczeńcy, pijacy, chuligani...-zaczęłam znudzona wymieniać-nie zachowuj się jak moja mama!
-No doobra, pa-poszedł sobie brunet.
Gdybym wiedziała, że po wywiadach z zawodnikami reprezentacji dziennikarze rzucą się na mnie, zrobiłabym to samo. Wypytywali, co sądzę o meczu, a także o przygotowania do sezonu letniego i zimowego, kondycję podopiecznych Kruczka i tak dalej. Po wyrwaniu się z tłumu, zaczęłam zmierzać do wyjścia ze stadionu. Zauważyłam jednak z daleka Ludovika. Może teraz zrozumie, o co mi chodzi i da mi swój autograf... Zawołałam (po francusku) w stronę piłkarza:
-Obraniak, zaczekaj!-na te słowa obrócił się-ja chciałam tylko autograf, a myślałam, że po francusku szybciej będzie.
-Nie ma problemu, a, no i przepraszam za moje wcześniejsze nieogarnięcie. Byłem nieco rozkojarzony-odpowiedział.
-Rozumiem... To może zacznę od zdjęcia?-spytałam, wyjmując swój telefon z torebki.
-Okej-uśmiechnął się lekko ,,Ludo''. Po zrobieniu zdjęcia spytał:
-A ten autograf to gdzie chcesz? Masz coś do tego?
Zajrzałam do torebki w poszukiwaniu kartonika. Nie było, wszystkie podpisane. Szukałam czegoś innego chociaż- nic.
-Eee, no nie, ale ta koszulka może być-wskazałam na bluzkę reprezentacji w piłce nożnej, którą miałam na sobie.
-Ktokolwiek ci się tutaj podpisał? A przynajmniej Kuba, którego to jest koszulka?-uniósł brwi piłkarz.
-Nikt mi się tutaj nie podpisał-skrzyżowałam ręce trochę wkurzona sytuacją.
-Poczekaj... Mam w torbie nieużywany komplet piłkarski, dam ci górę i się podpiszę od razu-zaczął grzebać w swojej torbie Obraniak.
-Naprawdę?-zdziwiłam się-nie będzie ci brakować?!
-Mam jeszcze komplety, dużo kompletów... Proszę-podał mi koszulkę z autografem.
-Dziękuję! Do widzenia, powodzenia z Czechami!-uśmiechnęłam się wesoła.
-Nie dziękuję!-zaśmiał się piłkarz, zdobywca dzisiejszej asysty przy golu Błaszczykowskiego.
 Odetchnęłam z ulgą. Chyba mogę już wracać! Mam nadzieję, że nikt mi nic nie zrobi na Pradze czy na innej warszawskiej dzielnicy. Trudno, nie chcę się przejmować, w sumie to i tak po mieście chodzi pełno kibiców wracających ze stadionu albo strefy pod Pałacem Kultury i Nauki. W nastroju dobrym, wróciłam do domu. Gdy jutro wrócimy do Zakopca, to później Wisełka i treningi na skoczniach w całej Europie... W bardzo również przyjemnej formie. Pływanie, i inne atrakcje- w końcu jest lato! Wielkimi krokami zbliżamy się do LGP, a nieco mniejszymi... Do Pucharu Świata. Nie mogę się doczekać swoich pierwszych konkursów w roli fizjoterapeutki skoczków!


Jest. Nie mogłam się powstrzymać. Musiałam opisać Euro 2012! Trochę się rozpisałam, może dla jednych długie rozdziały są gratką ;) A co do tych drugich: postarajcie się mi wybaczyć... Pomysł na rozdział tym bardziej napędził fakt, że właśnie jest mundial w Brazylii. 
Co o tym myślicie? Śmiało komentujcie :)
Obiecuję, że od teraz temat skoków będzie na pierwszym miejscu na tym blogu! 

Klaudia