Zaczynając od Obersdorfu a kończąc na Bischoshofen- tak, tak, mowa tu o 61 edycji Turnieju Czterech Skoczni. Czyli moim pierwszym w karierze fizjoterapeuty. Odbyły się cztery konkursy, z każdym polscy skoczkowie zajmowali coraz lepsze lokaty. Najlepiej z podopiecznych Łukasza Kruczka wypadł Kamil Stoch. Zabrakło mu zaledwie dwóch punktów w klasyfikacji końcowej turnieju, aby wyprzedzić trzeciego Toma Hilde i wskoczyć na podium. Maciej Kot zakończył na 20. miejscu, Piotrek Żyła 23, Stefan Hula 30, od razu za nim Dawid Kubacki. Trzydziesty siódmy Krzysiek Miętus, a 51- Klimek Murańka.
*
31 grudnia 2012 roku, Ga-Pa.Siedziałam w swoim pokoju wraz z Pauliną, właśnie szykowałyśmy się na imprezę sylwestrową. Jeszcze sporo godzin przed, wszyscy zostaliśmy poinformowani przez szanowne władze PŚ (na czele z Hoferem), abyśmy bawili się z umiarem i zdrowym rozsądkiem, gdyż następnego dnia jest już konkurs. Z umiarem pod względem pewnych napoi, oczywiście.
-No to żegnamy się z rokiem 2012 dzisiaj!-powiedziała Dębicka, co chwilę zmieniająca buty, w których zamierza iść.
-I powitamy 2013-dokończyłam. Stałam przy oknie i obserwowałam, jak prószy śnieg. Niebo było całkiem ciemne, czarne, dzięki czemu biały puch był bardziej widoczny.
-Niestety będzie w nim pechowa trzynastka-jęknęła z zawodem dziewczyna-Klaudia, halo? Zamiast się ubierać to ty gapisz się w to okno. Przecież nic ciekawego tam nie ma!
-A dla mnie jest-odpowiedziałam gniewnie-odnoszę wrażenie, że niezbyt doceniasz to, co cię otacza. A przyrodę w szczególności.
-Nie chodzi o to, ale w sumie... Racja, takie rzeczy są mi obojętne-wzruszyła ramionami Paula, mierząc kolejną parę butów.
-Tylko co jest dla ciebie NIE obojętne...-burknęłam pod nosem tak cicho, że dziewczyna tego nie usłyszała-a jeśli chodzi o 2013, to może będzie szczęśliwy rok jak nigdy dotąd?
Dziewczyna już nie odpowiedziała. Pracuje mi się z nią normalnie, nawet ok, ale pod względem osobowości i upodobań kompletnie do siebie nie pasujemy. Nagle ktoś zapukał do drzwi. Oczywiście to ja poszłam otworzyć. Zastałam w nich Fettnera i Schlieriego.
-Pozwól, że i dzisiaj porwiemy cię w taniec!-powiedział Manuel.
-Dobrze, chłopaki, ale nie teraz i w tej chwili. Sami widzicie, mam na sobie jeszcze dres!-uśmiechnęłam się.
-No a ja w końcu muszę ci się jakoś odwdzięczyć za znalezienie mojej czapki w Turcji!-dodał Gregor-wstyd mi, że zrobię to dopiero po tylu miesiącach...
-Greg, ja o tym kompletnie zapomniałam!-zaśmiałam się-nie musisz się nie wiadomo jak odwdzięczać, ale pamiętliwi to wy jesteście!
-Cóż, to my lecimy na parkiet i czekamy na ciebie!-pożegnał się ze mną Fetti.
Chwilę później wróciłam do pokoju i usiadłam na swoim łóżku. Wzięłam głęboki oddech, po czym zaczęłam przeglądać swoje ubrania.
-Weź sukienkę najkrótszą, jaką tylko masz-doradziła mi rudowłosa.
Miałam do wyboru dwie, ostatecznie wybrałam pistacjową z rozkloszowanym dołem. Rozpuściłam swoje włosy. Gdy byłyśmy gotowe, postanowiłyśmy już pójść. Otworzyłam drzwi... niechcąco waląc nimi w twarz Maćka. Widziałam go leżącego na podłodze. Podałam mu po chwili rękę, aby pomóc mu wstać, bo myślałam, że zaraz wybuchnę śmiechem!
-Maciuś!!! Nic ci nie jest?!!-spytała Paula, która najwidoczniej spanikowała na widok lekko poszkodowanego, (chyba) ukochanego.
-Ała... Za co to było?-mówił surowo Kot, masując obolałe czoło.
-Skąd miałam wiedzieć, że będziesz koczować pod moimi drzwiami?-spytałam nadal rozbawiona całą sytuacją.
-Ja nigdzie nie koczowałem!-wrzasnął-Eh, przepraszam... Chciałem po prostu zajść po was...
-Może byś spytała czy nic mu nie jest, a nie się teraz bronisz i jeszcze śmiejesz!!!-krzyknęła na mnie Dębicka.
-Chyba sama widzę, że nic mu nie jest-odwróciłam głowę w drugą stronę-idźcie sobie, nie będę wam przeszkadzać przecież!
-To idziemy-wzięła Kota za rękę rudowłosa-nie jesteś nam potrzebna do szczęścia-i w ten sposób zostałam sama. To mnie, lekko mówiąc, zamurowało.
Idioci. Idioci! Przez chwilę miałam ochotę nigdzie nie iść, ale... Dlaczego mam sprawiać im satysfakcję? Z jakiej racji nie mogę się bawić i korzystać z Sylwestra? Są jeszcze inni ludzie, jest reszta Polaków, są Austriacy, są Słoweńcy, są jeszcze inne drużyny. Zdenerwowałam się i stwierdziłam, że nie będę robić z Paulinki gwiazdy całego show. Zmieniłam sukienkę na czarną mini. Dopiero po tym zjawiłam się na sali, w której odbędzie się Sylwester. Bardzo, bardzo dużo ludzi. Po jakimś czasie, przepychając się w tłoku, dotarłam do polskiego stolika. Usiadłam, a Stefan od razu podsunął mi pod nos whiskey.
-Żeby tak na samym początku mnie rozpijać?-pogroziłam mu palcem z uśmiechem.
-Oj, zapomniałem!-zaśmiał się Hula-muszę niestety zabajerować kogoś innego tym trunkiem!
-Stefan! Na pewno Pietrasa!-krzyknął Kubacki, po czym cały stolik zaniósł się śmiechem.
-A no ja chętnie! Dawaj mi tu szkocką na rozkręcenie zabawy!-wrzasnął Żyła, po czym z naszego stolika dobiegła kolejna salwa głośnego śmiechu.
Nagle podszedł do nas Morgi, przybijając z każdym po kolei piątki. Gdy podszedł do mnie, wesoło powiedział:
-Klaudia! Nadszedł czas na taniec z Austriakami!
-Tylko nie trzymajcie jej za długo, szybko nam oddajcie!-odparł Kamil.
-Obiecuję, Klaudia wróci cała i zdrowa!-dodał przesympatyczny Austriak.
Wziął mnie po chwili za rękę, skierowaliśmy się do Fettiego, Koflera i Gregora czekających na nas na parkiecie. Thomas od razu rzekł:
-Zabierać mi te łapy! Najpierw ja!
Zaczęła się skoczna piosenka. Tańczyłam razem z Morgim do momentu, w którym trójka pozostałych wariatów wcięła się. Zrobili oni wraz z nami pięcioosobowe kółeczko, to znaczy... tańczyliśmy jak dzieci w przedszkolu. Ale nie powiem, bawiłam się świetnie! Kiedy po kilku razem spędzonych z Autami piosenkach w głośnikach na sali rozbrzmiała już wolna muzyka, ci kulturalnie odprowadzili mnie do polskiego stolika. Zmierzając w tamtą stronę zauważyłam, jak Maciej wraz z moją pomocnicą idą zatańczyć wolnego. Co wzbudziło we mnie same negatywne emocje. Nie dałam tego jednak po sobie poznać... Zauważyłam także (dopiero teraz?), że z naszym stołem sąsiadują Słoweńcy i Czesi. SloSki? Czesi? Świetnie! Jaka Hvala skinął do mnie głową w geście powitania, gdy dostrzegł, że spoglądam w jego stronę. Wkrótce usiadłam na swoim krześle, po czym skierowałam się do całej polskiej drużyny:
-Słuchajcie, czy jest ktoś chętny do kupienia mi jakiegoś napoju bezalkoholowego?
-Dobra, ja to zrobię, ale masz z nami śpiewać!-wstał Kubacki i poszedł do baru.
-Śpiewać?-powiedziałam do siebie.
-Tak, zaraz powinien rozbrzmieć Enej, na specjalną prośbę Wiewióra-zaśmiała się siedząca obok Ewa Stoch-i wszyscy mamy śpiewać.
-Ooo, najpierw to ja muszę orzeźwić swoje wysuszone gardło!-odpowiedziałam wesoło.
Akurat z dancefloor'u wrócił Kamil, zaopatrzony już w malibu dla siebie i dla żony. Niedługo po tym na horyzoncie pojawił się Dawid z moim napojem- trafnie wybrał lemomiadę. Wypiłam ją duszkiem, od razu lepiej. Teraz możemy śpiewać! Przy stoliku był prawie cały komplet Team Poland, prawie, bo na parkiecie cały czas razem tańczyli Kot z Dębicką. Niech sobie tańczą dalej, my śpiewamy ,,Lili", której pierwsze nuty właśnie rozbrzmiały na ogromnej sali. Świetnie się bawiliśmy! Kiedy piosenka zespołu Enej dobiegła końca, inne drużyny zaczęły bić nam brawa za ten ,,niesamowity", jak określili to Roman Koudelka i Jakub Janda, popis wokalny. Polscy skoczkowie lubią płatać sztabowi (a szczególnie mi) różne dowcipy i figle, ale nie zmienia to faktu, że i tak ich bardzo, bardzo lubię!
Nowy rok zbliżał się wielkimi krokami. Wstałam z miejsca, zaczęłam spacerować po sali, co jakiś czas zamieniając kilka zdań z przechodzącymi obok imprezowiczami. Nagle podszedł do mnie Peter.
-Pięknie wyglądasz, panno Krzatkowska-uśmiechnął się Słoweniec.
-Przestań, paniczu Prevc-pokręciłam głową.
-Co powiesz na to, żebyśmy zatańczyli?-spytał szatyn.
-Prowadź na parkiet!-podałam mu rękę.
Akurat zaczęło się ,,Back In Time" Pitbulla. Podskakiwaliśmy, zwalnialiśmy, wygłupywaliśmy się. Ogółem doskonale się bawiliśmy! Niespodziewanie Peter uniósł mnie na chwilę w powietrze swoimi silnymi rękoma.
-Wowowow, a co to za efekty specjalne?-spytałam wesoło, a Pero w odpowiedzi tylko się uśmiechnął. Dobiegała końca druga zwrotka piosenki, Prevc właśnie zaczął wykonywać kolejną sztuczkę- szybko obniżyć mnie do wysokości niemal kilku centymetrów nad ziemią. Zawisłam w powietrzu, aż... poczułam na swoich ustach usta Pero. Przywrócił mnie do pionu, mogłam już swobodnie stać na nogach, jednak cały czas składał mi pocałunek. Zrobiło mi się gorąco. Doszło do tego, nie oszukujmy się, przypadkowo, my tylko zetknęliśmy się, gdy Peter za bardzo się schylił przy tańcu... Ale on nie przestał robić tej jednej rzeczy. Dopiero po jakimś czasie chłopak oderwał się nerwowo.
-Przepraszam... Bardzo przepraszam-cicho powiedział.
-Nic się nie stało, to był tylko przypadek...-nieśmiało się uśmiechnęłam.
-Przypadki chodzą po ludziach-szatyn odwzajemnił mi uśmiech, również nieśmiało-a przynajmniej przypadek, że dzisiaj nie umiem tańczyć i spowodowałem taką sytuację!
-Dokładnie...-odpowiedziałam, drapiąc się po policzku.
-Tylko błagam-złapał mnie za ręce i spojrzał mi głęboko w oczy. Jego twarz znów była bardzo blisko mojej, przez co znów serce zaczęło mi bić szybciej-z powodu tej sytuacji... Nie oddal się ode mnie. Niech wszystko pozostanie tak, jak było. Proszę... Nasza przyjaźń jest dla mnie bardzo ważna.
-Nawet nie przeszło mi przez myśl, żeby zerwać z tobą kontakt. Obiecuję, że tego nie zrobię-odpowiedziałam.
Po kilku minutach wróciłam do swojego stolika. Z nadzieją, że nikomu scena między mną a Pero za bardzo w oczy się nie rzuciła. Była tam tylko Ewka. Sięgnęłam po dzbanek z sokiem limonkowo-truskawkowym, jednak zza ramienia usłyszałam to, czego usłyszeć nie chciałam...
-Widziałam wszystko-powiedziała pani Bilan Stoch-chcesz o tym rozmawiać? Mogę ci coś szczerego powiedzieć na temat waszej znajomości...
-Nie chcę o tym rozmawiać, gdyż wszystko pozostało takie, jakie było. Ten pocałunek jest sprawą zamkniętą-odpowiedziałam najciszej, jak tylko mogłam.
-Chodźcie, dziewczyny! Za trzy minuty Nowy Rok!-przyszedł Anders Bardal, aby zaprosić nas na wspólne odliczanie. Tak więc poszłyśmy z Norwegiem we wskazane miejsce.
Nagle Dawid Kubacki podał mi kieliszek z szampanem i powiedział z chichotem:
-Masz, załatwiłem ci Picolo, i to jeszcze poziomkowe!
Spróbowałam napój, aby się upewnić, czy Blondi mnie nie wkręca. Na jego szczęście, to był szampan dla dzieci.
-Dziękuję, przyda mi się na pewno!-odrzuciłam, po czym wraz z resztą Polaków wybuchliśmy śmiechem. Nie zdążyłam się do końca wyśmiać, a tu już zaczyna się odliczanie! Szybko się dołączyłam do chóru:
10.. 9.. 8..7.. 6.. 5.. 4.. 3.. 2.. 1..
Szczęśliwego Nowego Roku!
Zaczęłam składać życzenia noworoczne wszystkim osobom w pobliżu. Zdrowia, szczęścia, pomyślności, dobrej formy, wielu zwycięstw i wszystkiego, co najlepsze!A później impreza na dobre. Dopiero co skończyłam szalony taniec z Żyłą, potem Fettim. Chciałam pójść i chwilkę odpocząć, jednak na drodze stanął mi Anders Bardal. Już po jego minie widać było, że coś knuje.
-Wiesz, że nauczyłem się tańczyć wasz taniec, poloneza?
-I niby chcesz go tańczyć tu i teraz?-wytrzeszczyłam szeroko swoje zielone oczy. Norweg natomiast się tylko zaśmiał i podał mi rękę, układając się do tańca. Poszłam za jego przykładem... i tak zaczęliśmy kroczyć dostojnie po parkiecie. Wszyscy wybuchli dzikim śmiechem. Szczerze? Ja i Bardal także rechotaliśmy jak żaby! Najlepsze, że za drugą rękę wziął mnie jego reprezentacyjny kolega, Anders Jacobsen, który nie umiał tego tańca i łaził jak łamaga! Oj, zapamiętam to sobie na długo! Dawno tak się nie uśmiałam z samej siebie oraz innych osób, które robiły coś razem ze mną...
Po kilkunastu minutach poszłam do baru po butelkę soku ananasowego. Spotkałam tam ponownie Morgernsterna.
-Pamiętaj, że w Zakopanem pijemy polską wódkę!-zaśmiał się Austriak.
-Tylko że ja nie piję, Thomas...
-Szkoda, ale i tak to zrobię z twoimi skoczkami. Wypiję polską wódkę!-odpowiedział radośnie.
-Będzie na stołach na pewno, więc o ile nadal będziesz chciał skosztować naszego narodowego trunku, to na pewno to zrobisz-puściłam oczko, po czym opuściłam bar i poszłam pogadać trochę z Andi Wellingerem i Richi Freitagiem. Gdy zamierzałam wrócić do Polaków, ktoś krzyknął za mną głośno ,,Bu!". Odwróciłam się trochę zaskoczona, po czym ze śmiechem powiedziałam:
-Gregor, muszę przyznać, że do twarzy ci w tej peruce Pippi Langstrumpf!
-Ty też musisz nałożyć coś na głowę-podał mi coś miękkiego do ręki-prezent, to znaczy podziękowanie za czapkę w Antalyi!
Rzeczywiście, Schlierenzauer dał mi czapkę z napisem ,,GS", takie noszą jego fani, podobnie jak sam Greg.
Dziękuję, jest świetna!-uśmiechnęłam się, nakładając białą czapeczkę z pomponem na górze.
O godzinie 1.30 wszyscy wrócili do pokoi. Ja wyszłam z sali jako ostatnia, gdyż na końcu imprezy zaczęłam rozmawiać z barmanem o samochodach (planuję kupić). On zaczął coś podgadywać, że musi dać do naprawy swoją Alfę Romeo i tak rozpoczęliśmy rozmowę, jaki pojazd najlepiej kupić. Jestem śpiąca, o niczym innym nie marzę teraz, niż o śnie. Jednak będzie to ciężkie, bo nie każdy nazywa się Klaudia Krzatkowska. Wszyscy będą chcieli robić swoje małe after-party w pokojach. A na pewno będzie chciała zrobić to moja współlokatorka... Niechętnie przywlokłam się do pokoju, gdyż zastanę tam na pewno Paulinę, możliwe że wraz z Maciejem. Podeszłam do drzwi. Usłyszałam jakieś śmiechy, co mnie trochę poddenerwowało. Wsadziłam klucze do zamka, ale w połowie się zacięły. To oznacza jedno: Dębicka wsadziła swoje klucze od środka, abym nie mogła wejść. Idealnie! Zaczęłam walić w nie głośno, jednak oni mieli wszystko gdzieś. Super, mogę zapomnieć o odpoczynku w łóżku przeznaczonym dla mnie. Poszłam zdesperowana na hol główny. Usiadłam na postawionej tam kanapie, chciałam wybuchnąć płaczem. Słyszałam czyjeś kroki, potem i ziewy, ale nie musiałam wiedzieć, kto to jest, nie interesowało mnie to.
-Klaudia? Co tutaj robisz?-jednak dowiedziałam się, kim jest ta osoba. Był to Peter.
-Siedzę i mam zamiar tu płakać, a potem zasnąć-odpowiedziałam.
-Ale dlaczego? Co się stało?-zmarszczył brwi Prevc.
-Moja współlokatorka z którą jestem obecnie skłócona nie chce mnie wpuścić do naszego pokoju-odparłam ze smutkiem w głosie-a więc idź stąd, bo nie będę mogła zasnąć przy twojej obecności.
-Nie zostawię ciebie tutaj samej, to nie jest najbezpieczniejsze miejsce...
-Ale wszyscy nadal imprezują, a ja chcę spać i nie pójdę do nikogo!-krzyknęłam.
-Poczekaj... ja mam taki luksus, że zamieszkuję sam pokój-zaczął mówić Pero-a ja też chcę już się położyć, bo zależy mi na jutrzejszym konkursie. Jak każdym, z resztą.
-Jakim cudem masz sam pokój?-spytałam zdziwiona.
-Takie nam się trafiły-odpowiedział Słoweniec-no i kontynuuję, możesz dzisiaj położyć się u mnie, bo mam i łóżko, i sofę.
-No nie wiem... Ale jeżeli tutaj ma mnie ktoś zabić, a u ciebie nie, to muszę się zgodzić na takie rozwiązanie-uśmiechnęłam się, jednak cały czas będąc w smutku.
Po chwili poszliśmy do Petera. Rozejrzałam się dookoła, ten to ma apartament. Właściciel tegoż pomieszczenia jako pierwszy odwiedził łazienkę. Gdy wyszedł, ja wstałam i oznajmiłam:
-Pero... Bo ja nie mam w czym spać, a nie chcę paradować tutaj w samej bieliźnie...
-No tak, wszystkie ubrania masz u siebie-kiwnął głową twierdząco szatyn. Po chwili namysłu skierował się do swojej szafy i wyjął z niej swoją reprezentacyjną koszulkę SloSki. Podał mi ją, przy czym powiedział ze śmiechem:
-Świeżo wyprana. I nie uznaj założenia tego na siebie jako zdradę, to wyjątkowa sytuacja!
Chwilę później dał mi nową szczoteczkę do zębów, bo kupił 2pack i wyprany ręcznik, bo wziął ze sobą aż 4.
-Dziękuję bardzo, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła!-podziękowałam kulturalnie, po czym poszłam do łazienki.
Po pół godzinie wyszłam z niej, a w salonie zastałam Petera, tyle że bez koszulki. Gdy ten zauważył, że trochę zapatrzyłam się w jego mięśnie (każdemu może się zdarzyć!), wytłumaczył się:
-Wybacz, że mam na sobie tylko dół od dresu, ale gorąco mi bardzo jest!
-Nie ma problemu-podrapałam się po głowie-spójrz, twoja koszulka jest troszeczkę na mnie za duża.
-Rzeczywiście-zaśmiał się Pero-słuchaj, chcesz spać na łóżku?
-Nie, ja prześpię się na sofie-uśmiechnęłam się-łóżko jest twoje, i tak niepotrzebnie się tutaj znalazłam...
-Weź, przestań! Na korytarzu byś się co chwilę oglądała, czy nie ma tam nikogo nieodpowiedniego. I uprzedzam, że to jest bardzo niewygodne do spania, ja bym to może lepiej wytrzymał...
-A co ja, panna z porcelany?-odrzuciłam-ale tego tutaj jaśka to mógłbyś mi dać pod głowę-wskazałam na poduszeczkę leżącą na łóżku.
-Masz-rzucił jaśka, tylko że trafił mi niechcąco w twarz! Oddałam mu jego czapką SloSki, a ten niespodziewanie wypalił-pluszaka ci nie dam, bo ja z zabawkowymi kotkami nie śpię!
-Skąd wiesz, że śpię z pluszowym kotem?!-uniosłam wysoko brwi zdziwiona.
-Nie wiem czy pamiętasz, ale zasnęłaś mi na środku drogi w Lillehammer-złożył usta w zabawny dzióbek Słoweniec-ja musiałem cię nieść do hotelu, a w pokoju zobaczyłem u ciebie pluszowego kota!
-Ach, no tak, jestem ci wdzięczna do dziś, że nie zostawiłeś mnie tam samej!-zaczęłam się śmiać-a o Fantasi ani słówka! Fantasia to imię mojego nocnego kotka.
-Ja też nazywam swoje pluszaki, jakie dostaję od organizatorów konkursów! Ale ty również nic nie mów-powiedział Prevc.
-Wybacz że poganiam, ale czy możemy już spać? -spytałam niepewnie.
-Jasne, też półżywy jestem-odparł-jesteś pewna, że nie chcesz spać na łóżku?
-Jestem pewna, dobranoc!-krzyknęłam, po czym położyłam się na kanapie. Peter zgasił nocną lampkę. Eh. Racja, ten mebel nie należał do wygodnych. Było twardo, dziwnie i okropnie. Ale dasz radę, Krzatkowska. Wytrzymasz, przecież i tak będziesz krótko spała, jutro zawody.
Minęło dwadzieścia minut. Przewracałam się z jednego boku na drugi. Cały czas się wierciłam. Zaczęłam się denerwować, nie mogłam zasnąć. I nie dam rady tego zrobić, jeżeli będę leżeć na tej durnej kanapie! W dodatku jest mi zimno bez normalnej kołdry, jestem przecież w samej koszulce. Grubej, ale niewystarczającej, jest sam środek zimy! Zimy, która w tym sezonie jest wyjątkowo sroga. Nie wiem, co mi odwaliło w tym momencie, to było coś kompletnie spontanicznego. Wstałam wkurzona i przeszłam do łóżka, położyłam się obok Petera. Od razu gdy się tam znalazłam, chłopak (myślałam, że śpi!) odezwał się:
-A ty miejsc przypadkiem nie pomyliłaś?
-Nie mogę zasnąć! I jest mi zimno! I było niewygodnie! A teraz... okej.
-Zimno ci? Znowu?!-zaczął śmiać się Prevc.
-Tak, jestem strasznym zmarzluchem, nie musisz się ze mnie nabijać-bąknęłam.
-Ja się wcale nie nabijam!-odpowiedział-ej, nie zabieraj mi tej kołdry!
-Tobie niepotrzebna-wymamrotałam, owijając pościel wokół siebie.
-Potrzebna, oddaj mi trochę-powiedział Pero.
-To masz całą i sobie ją zjedz-rzuciłam mu kołdrę, po czym wybuchłam śmiechem.
-Nie wiem jak ty, ale ja nie spożywam takich dziwnych rzeczy...
-Też nie jem takich rzeczy, no weź!
-Dobrze, dobrze. Zdrowo się odżywiamy-odpowiedział Prevc.
-A tutaj jest Cene, prawda?-spytałam.
-Tutaj? A czy widzisz go pod pościelą?-zaśmiał się Słoweniec-a tak na poważnie, to jest w pokoju naprzeciwko.
Zamknęłam oczy, w nadziei, że teraz uda mi się odpłynąć do krainy Morfeusza... Było blisko, ale znowu poczułam chłód. Chyba przesadziłam z oddaniem mu tej kołdry. W ciągu chwili wsunęłam się pod ciepły, gruby materiał.
-A jednak?-zaśmiał się Prevc.
-Zimno mi cały czas!-jęknęłam bezradnie.
-To mnie przytul-odpowiedział pewnie szatyn.
Po chwili namysłu zrobiłam to. Mocno wtuliłam się w Pero, kładąc lekko głowę na jego klatce piersiowej. Było ciepło i tak jakoś bezpiecznie... Czułam, jak bije jego serce. Nagle złapało mnie dziwne uczucie. Takie, które towarzyszyło mi tak bardzo dawno, że teraz było mi prawie nieznane. Czy to... czy to są motylki w brzuchu?
Ja... ja się zakochałam? Tak, to jest to! Zakochałam się.
Tylko że ja mogę sobie go kochać, a skąd mam wiedzieć, czy jest na odwrót?
Może widzi we mnie tylko przyjaciółkę i nic więcej?
Rany, co mnie opętało...
...l'amour, l'amour, mademoiselle Klaudia.
No więc coś takiego dziwnego trochę mi wyszło. L'amour! :D Spokojnie, po drodze jeszcze sporo się wydarzy, a warto wspomnieć, że to opowiadanie będzie także obejmowało sezon olimpijski 13/14 (przynajmniej takie są plany) Przepraszam, przepraszam, przepraszam za niektóre sytuacje zawarte w tym rozdziale.. xd Pozdrawiam czytających,
Klaudia ;)
PS. Dziękuję za ponad 1000 wyświetleń! ♥♥