niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 6

 Ostatni dzisiejszy trening, siłownia. Ostatni trening podczas naszego pobytu nad Morzem Śródziemnym. Dość szybko jak dla mnie minął ten czas, dużo się działo, tyle poznanych osób (chociaż w porównaniu z całym narciarskim światem to jeszcze bardzo mało). Spoglądałam na dokumentację- wszystko się zgadzało. Postanowiłam poprzechadzać się między stanowiskami do ćwiczeń i skontrolować pracę Polaków. Tutaj również wszystko odbywało się bez zastrzeżeń. Podeszłam do Maćka, który biegł na bieżni. Obserwowałam odczyt na ekraniku.
-Czego tu chcesz? Nie masz innych do kontrolowania?-rzucił niespodziewanie w moją stronę. Tak oschle... Uniosłam lekko brwi z zaskoczeniem.
-Do twojej wiadomości, jesteś ostatni, bo wszystkich już sprawdziłam-odpowiedziałam.
-Możesz już iść, nie potrzebuję twojej obecności-powiedział.
Nie wytrzymałam. Wyłączyłam jego maszynę, na której trenował i wyprowadziłam go z sali. Nie będę tak mu się dawać traktować, w szczególności, że bez powodu! Nawet jeśli coś sobie uroił, to nawet nie wiem, co. Rozejrzałam się po korytarzu w poszukiwaniu jakiś osób. Na szczęście, nikogo takiego nie było. Wzięłam głęboki oddech po czym krzyknęłam:
-O co ci człowieku chodzi?! Od kilku dni zachowujesz się beznadziejnie w stosunku do mnie! Dlaczego?!
-Może popatrz na siebie, jak ty się zachowujesz?-odrzucił nerwowo Kot.
-Ja? Co ja takiego zrobiłam? Chodzi ci o obiad z Prevcem?-spytałam.
-Może tak-odwrócił głowę w drugą stronę brunet.
-Nic ci do tego-burknęłam-o co, o kogo ty jesteś zazdrosny? O mnie, o Petera?
-Ja wcale nie jestem o nikogo zazdrosny!-wrzasnął na cały korytarz.
-Ciszej, nie tylko my tu jesteśmy-skrzywiłam się, jego wrzask był okropny i ciężki do strawienia.
-No właśnie. Za dużo patrzysz na innych, zamiast zająć się swoją drużyną.
-Maciek... Czy te 2 godziny naprawdę by was zbawiły? Ty z Wiewiórem i tak spacerowaliście po plaży-powiedziałam już ze spokojem w głosie, trochę ostudziłam swoje emocje.
-Ale Dawid cię szukał przez godzinę wraz z moim bratem, chcieli się ciebie o coś poradzić. Byłaś potrzebna, a randkowałaś za ten czas z innymi teamami-odparł, krzyżując ręce.
-Z nikim nie randkowałam. Poza tym nie chcę już się użerać na ten temat. Chcę tylko spokoju, dobrej atmosfery i wzajemnego szacunku. Zgoda?-wyciągnęłam dłoń w stronę bruneta. Jako pierwsza, ale ktoś musiał.
-Zgoda-odpowiedział Maciek, który ku mojemu zdziwieniu wyminął moją rękę... Po czym mnie przytulił-z drugiej strony przepraszam, że aż tak chamsko to wyszło w moim wykonaniu.
*
 No i już minęły te dwa tygodnie w Turcji! Prawie, bo jeszcze czeka nas wylot. Przez otwarte drzwi tarasowe do pokoju wlatywała orzeźwiająca, poranna bryza, słychać było kojący dla uszu szum morza. Sprawdziłam po raz ostatni, czy wszystko spakowałam. Wyglądało na to, że tak. Wyszłam więc z pokoju, zamknęłam drzwi na klucz. Po raz ostatni! Obróciłam się z chęcią wędrówki do recepcji, ale... Nagle o coś się potknęłam. Podniosłam znalezisko, które przytargało mi się pod nogi. Gruba, granatowa, wełniana czapka. Ale o tej porze roku?! Kto nosi takie czapki? Czy ta osoba pomyliła to z fullcapami albo kapeluszami? Gdy dalej obracałam nieznany przedmiot, natrafiłam na duży napis Red Bulla z logo tej firmy. Czyli od tego momentu już wszystko jasne. Oddam mu to. Poszłam wymeldować się z hotelu, do recepcji. Kiedy ta formuła dobiegła końca, zapytałam jeszcze panią mnie obsługującą:
-A mogę wiedzieć, w którym pokoju mieszka Gregor Schlierenzauer?
Nie wiedziałam, że poszukiwany stał właśnie za mną. W tym momencie usłyszałam zza pleców męski głos.
-To ja, czy jest jakiś problem?-spytał życzliwie. Obróciłam się i ujrzałam austriackiego skoczka.
-Proszę, wydaje mi się, że to twoje-podałam mu z uśmiechem czapkę.
-O Boże! Dzięki! Cały ranek jej szukałem i wczorajszy wieczór-ucieszył się Gregor.
-I nas wkopał w to wielkie szukanie!-zaśmiał się Thomas Morgernstern.
-Czy ty to nosisz o takiej porze?-spytałam.
-Tylko ze sobą wziąłem, nie jestem aż takim wariatem-odpowiedział Schlieri.
-O, to ty jesteś Klaudia, nowa fizjoterapeutka Polski?-wychylił głowę zza dwójki kolegów Manuel Fettner.
-Tak, to ja!-odpowiedziałam wesoło.
-A ja już cię lubię! I muszę ci się jakoś odwdzięczyć koniecznie! Nie wiem jeszcze jak, ale na pewno to zrobię-powiedział Schlierenzauer.
 Zamieniłam jeszcze kilka zdań z AUTami, potem usiadłam na kanapie i czekałam na swoją drużynę. Ale Austriacy nie dali mi za wygraną. Usadowili się obok i zaczęli mnie zagadywać. Chcieli wiedzieć wszystko na mój temat. W szczególności Morgi, Schlieri i Fetti. Reszta miała z tego niezły ubaw. Uff, nareszcie przyszli Polacy.
-Ooo, towarzystwo nowe Klaudusia ma!-krzyknął na całą recepcję Dawid.
-A ja myślałem, że już dawno poznałaś chłopaków z Austrii-zaśmiał się Kuba Kot.
*
 Wtargałam na czwarte piętro swoje walizki. Odetchnęłam z ulgą. Po kilku godzinach podróży lotniczej znów otaczały mnie krakowskie widoki, uliczki i zamki na starówce. Zapukałam do drzwi. Nie czekałam zbyt długo, otworzyła mi Asia.
-Kochaana! Opalona jaka!-wydarła się na całą klatkę schodową koleżanka.
-Nie, uwierz mi, inni lepiej słońce łapali-wycofałam ręce skromnie. Weszłyśmy do salonu. Nagle rzuciła się na mnie reszta współlokatorek. Wszystkie padłyśmy na podłogę. Miałam wrażenie, że zaraz zostanę przez nie uduszona. Chcą się chyba w pełni mną nacieszyć, bo za długo to jeszcze nie potrwa, tylko 4 dni i przenoszę się do Zakopanego. Po czułych przytulaskach poszłam wziąć zimny prysznic, przebrałam się w swój ulubiony dres. Poszłam do swojego pokoju i rozwaliłam się na swojej sofie. Jak dobrze być już w Polsce... Co jak co, ale umiarkowany klimat jest najlepszy. Nie dałabym rady całe życie siedzieć w takim skwarze, jak właśmie było w Turcji. Do pokoju od razu wbiły dziewczyny.
-Opowiadaj, jak było-dźgnęła mnie w brzuch Iza.
-Treningi, dużo słońca, dużo skoczków, dużo beki-bardzo ogólnie ujęłam.
-Ale z życiem!-sfrustrowała się Maja.
-No właśnie! Wsadziłaś mi potajemnie do walizki tamtą miniówkę-rzuciłam w dziewczynę poduszką jaśkiem.
-Byłaś w niej chociaż?-cwaniacko uśmiechnęła się Majka.
-Taak, chociaż długo rozmyślałam nad jej założeniem. To było wczoraj wieczorem akurat-odpowiedziałam.
-A fajni są ci skoczkowie?-spytała się Aśka.
-A w jakim sensie?-zaśmiałam się-no nie wiem, czy chodzi ci o charakter czy o...
-Kogo najbardziej polubiłaś?-sprecyzowała.
-Wszystkich!-uśmiechnęłam się szeroko.
-Poznałaś jakiegoś Araba?!-wypaliła Izka. No tak, co studiujesz, to lubujesz.
-Jako obsługę ośrodka, ale w relacjach bardzo formalnych!-wystawiłam język studentce arabistyki.
-Poznałaś mojego ukochanego Austriakaa?-zrobiła maślane oczka Majka.
-Schlieriego poznałam dzisiaj rano. Ogółem razem z Morgim i Fettnerem mnie przepytali jak na jakimś komisariacie-zaśmiałam się.
-A wzięłaś od niego numer?-jęknęła.
-Nie!-zgromiłam wzrokiem koleżankę.
-Może był tam Peter Prevc?-spytała nieśmiało Asia.
-Był, poznałam go. Fajny-odpowiedziałam.
-W sensie że się w nim zakochałaś?-wypaliła Iza.
-Nie, przestań!-podniosłam głos lekko urażona.
-Dał ci swój numer? Może jak nie Austriak, to chociaż on...-dalej pytała Aśka z tak jakby smutkiem w głosie.
-Nie, nie dał mi swojego numeru-skłamałam. Zrobiłam to tylko dlatego, żeby uchronić się przed sytuacją, która na pewno by była, jakbym podyktowała jej te sześć liczb. Żebranie, błaganie, nawet próby włamania mi się w kontakty. Może on sobie też nie życzy, żebym obcym ludziom przekazywała takie informacje? Nie wiem, ale wolę nie ryzykować.
 Godzinę później dziewczyny poszły do swoich pokoi uczyć się na egzaminy. Siedziałam sama w kuchni, pisząc z Maćkiem, Jaką Hvalą i siostrą równocześnie (wyzwanie, każdy z nich chce wszystko wiedzieć) na messengerze. Co jakiś czas spoglądałam na okno, o które obijały się nieustannie krople deszczu, a mówiąc dokładniej- ulewy, która rozpętała się z pół godziny temu. Lubiłam taką atmosferę, dom był przyciemniony przez czarne chmury na niebie. Nie zdziwiłabym się, jakby do tego wszystkiego doszła burza. Jeszcze lepiej, wyładowania atmosferyczne od małego dawały mi ogromną satysfakcję. Do dziś za bardzo nie wiem, dlaczego. Usłyszałam ciche kroki, zmierzające w stronę kuchni. Obróciłam się, była to Aśka.
-Szkoda. A obiecasz mi jedną rzecz?-spojrzała na mnie błagalnym wzrokiem koleżanka. To ona nadal roztrząsa temat Pero? Trochę bałam się, czego zapragnie.
-Mów-wzruszyłam ramionami. W tym momencie grzmotnął piorun i błysnęło. Idealnie.
-Załatwisz mi bilet na konkurs skoków w sezonie zimowym? Ale wiesz, taki VIP...-spytała, gdy grzmoty chwilowo się uspokoiły.
-Wiesz, miejsce dla VIPów mogę ci załatwić, ale nie wiem, czy będę to mogła zrobić za darmo-pokręciłam głową.
-Ja zapłacę, pieniądze to dla mnie najmniejszy problem-zaśmiała się dziewczyna-chodzi mi tylko o to, żeby tam być!
-Rozumiem. To masz jak w banku konkurs skoków-uśmiechnęłam się, jednak prawie niezauważalnie podnosząc kąciki ust.
 I tak mniej więcej wyglądała reszta dnia, w którym wróciłam do Polski. Dopiero później, gdy się wyuczyły, dziewczyny chciały wiedzieć dużo. No dobra, chciały wiedzieć wszystko. Oczywiście kilka wątków zachowałam dla siebie, kto by tak nie zrobił? Ogółem szybko skończyłam temat, bo zeszłoby i do godziny trzeciej nad ranem. A tak nie chciałam, bo byłam zmęczona. Fizjoterapeutka też człowiek! Za kilka dni przeprowadzka do Zakopanego no i trenujemy już na skoczni. Pucujemy formę orzełków na LGP, a później pełną parą ciągniemy do sezonu zimowego. Wszyscy jesteśmy bardzo dobrej myśli. Nie odpuścimy!

I po Turcji! Zbliżamy się powolutku, małymi kroczkami do sezonu, do zimy. Ten rozdział w swojej pierwotnej wersji był połową, a może i mniej, tego, co znajduje się powyżej. Stwierdziłam, że takie coś się nie nadaje na upublicznienie, więc wprowadziłam kilka wątków i opisów. Musiała być burza :D 
Drogie czytelniczki (może i czytelnicy) do następnego posta i oczywiście życzę Wam wszystkim miłych wakacji!
PS. Rok 2012 :)))))

Klaudia

czwartek, 26 czerwca 2014

Rozdział 5

Rozdział 5 z dedykacją dla Skokonators :D Dziękuję za dedyk na Twoim blogu!


 Właśnie zakończył się trzygodzinny trening na plaży z orzełkami. Cóż, wczorajsze męskie ploteczki miały swój skutek... Wrzucili mnie do baseniku dla dzieci i przez kilka minut obrywałam od nich makaronami (podłużne, wyginające się pianki, dzieci często używają tego na basenach czy jeziorach. Popularne na Mazurach, skąd pochodzę) po głowie! Miałam wielką ochotę ich zabić. Nie było to jednak potrzebne, gdyż odwdzięczyłam się strzeleniu kilku kompromitujących fotek polskim skoczkom. Mam to zapisane w chmurze, więc mogę to wszędzie zobaczyć. Słodka zemsta, przy okazji i za bilard wczorajszy.
 Mam godzinę wolnego czasu. W sam raz na wybranie stroju na wyjście. I właśnie w tym miałam dylemat. Jak tu się ubrać? Nie wiem, gdzie zaciągnie mnie Prevc. Na obiad w eleganckiej restauracji? Do stołówki? Na grilla? A może na piachu, na plaży? Nie mam zielonego pojęcia! Wszyscy Polacy byli zdziwieni, dlaczego dzisiaj tak pędzę do pokoju. Co jak co, ale ciekawscy to oni też są. Musiałam zamknąć drzwi na klucz, żeby mieć jakąś prywatność i spokój! Przez dziesięć minut i tak walili w to biedne, bezbronne, niczemu winne drewno jak opętani. Dopiero jakoś teraz pogodzili się z pewnego rodzaju "porażką". Odnoszę wrażenie, że po kilku akcjach zaczynam się ich bać. To znaczy ich pomysłów i nieco wybujałej wyobraźni. Nudzić się z nimi nie da! Nawet jeśli humor nie dopisuje- proszę się nie martwić, oni go w niedługim czasie przywrócą. Stanęłam przed walizką i zaczęłam wyjmować z niej wszystkie swoje ciuchy. Spodenki krótkie w hawajskie kwiatki? Nie, bez przesasdy. Bawarska koszula? Może mi być za gorąco, za gruby materiał jak na tutejszy klimat. Koszulka Borussi Dortmund, Marco Reusa? Uśmiechnęłam się pod nosem. Może nie dziś, teraz, ale na pewno ją założę. Trzeba pokazać, że jest się jedną z Borussen! Nasi skoczkowie to za Liverpoolem, ale szczerze przyznam, że to jeden z moich ulubionych angielskich klubów piłkarskich. Więc w tej kwestii nie powinniśmy się kłócić. A co tutaj robi ta miniówka? Nie brałam jej przecież... Nie chciałam nawet brać. Ach tak, sprawka Majki. Zapewne mi potajemnie wsadziła tą króciutką sukienkę do torby. Nalegała żebym ją wzięła, bo "muszę być sexi". Majusia dba o ubiór swoich koleżanek, troszczy się o ich kwestie miłosne. Mhm, w tym drugim mi nie trzeba pomagać. Niestety jako nie jedyna wzięła się za poznawanie mnie z niewiadomo kim. Jednak już trzeba wracać na ziemię turecką- ostatecznie wzięłam biały top, jasne jeansy-rurki. Usta przejechałam jagodową szminką, włosy zebrałam w wysoki kucyk. Teraz wystarczy tylko czekać, aż przyjdzie mój towarzysz. Nie trwało to zbyt długo. Wkrótce rozległo się pukanie do drzwi. Stał w nich Peter.
-Pokój 194?-spytał z uśmiechem.
-Tak, dobrze trafiłeś!-odpowiedziałam. Założyłam prędziutko na nogi swoje koralowe air maxy dziewiędziesiątki, po czym zamknęłam drzwi.
-Zapraszam na obiadzik-wziął mnie za rękę szatyn. Eee... poczułam się trochę nieswojo.
-A ty co tak mnie łapiesz za rękę jak swoją ukochaną?-uniosłam brwi. Kurcze, wszyscy tutaj się przewijają, a wiadomo, jak to wygląda. W myślach błagałam, żeby Słoweniec mnie puścił...
-Sorka, tak jakoś odruchowo to zrobiłem-siła wyższa, jak widać, pomogła.
-Spoko, nic się nie stało-puściłam mu oczko.
Szliśmy nadmorskim bulwarem czy tam deptakiem, nie wiem, jak tutejsi nazywają tą ścieżkę. Trochę oddalaliśmy się od głównego gmachu ośrodka. Z każdą chwilą coraz bardziej i bardziej. Wiała przyjemna bryza morska.
-Wolniej, nie musimy się przecież tak śpieszyć!-zaśmiałam się-a tak właściwie, to gdzie mnie prowadzisz?
-Jeszcze kilka minut. Robert Kranjec polecał nam, drużunie taką knajpkę z tarasem przy granicy ośrodka. Kiedyś tam był z żoną-odpowiedział Pero-mam nadzieję, że lubisz naleśniki?
-Kocham, ale tak dawno ich niestety nie jadłam!-krzyknęłam. No tak się akurat wymcknęło.
-Świetnie. Właśnie masz do tego okazję! Idziemy do naleśnikarni-uśmiechnął się chłopak.
-Cudownie! Po nocach mi się śniły nawet, a tu proszę!
-Oczywiście ja stawiam-uniósł swój prawy kącik do góry.
-Dlaczego? Mam pieniądze, nie trzeba za mnie płacić jak za małe dziecko czy królową Anglii-odparłam.
-Ale to ja cię zaprosiłem-odpowiedział z dumą w głosie.
-Aha... A to takie spotkanie w celu konsumpcji naleśników, czy randka?-wypaliłam. Po kilku sekundach doszło do mnie, że to było "co ślina mi na język przyniosła". Niestety, czasem nie przebieram w słowach. Prevc pomyśli sobie, że jestem nachalna... W sumie nie wiedział, co mi powiedzieć. Widać było, jak się zastanawia.
-Przepraszam, trochę mi żarcik nie wyszedł-podrapałam się po głowie z zakłopotaniem.
-A już chciałem lecieć do jakiegoś sklepu po bukiet kwiatów i wino-zaśmiał się Peter. Ja też parsknęłam. Kurcze, z nim to chyba zawsze można wybrnąć z niezręcznych sytuacji! Idealna cecha, nie zawsze mnie tacy ludzie otaczali w przeszłości. Teraz też krzątają się nieproszeni wokół mojej osoby. Szczególnie ten jeden blondyn, skejcik, on.Wkrótce dotarliśmy na miejsce. Podeszliśmy do baru i złożyliśmy zamówienia. Wytrawne pozycje od razu wyminęłam, patrzyłam naleśniki na słodko- te lubiane przeze mnie najbardziej.
-To gdzie siadamy?-spytałam.
-Wybór należy do ciebie-rozłożył ręce Słoweniec.
-Co powiesz na taras na górze z widokiem na morze?-zwróciłam się z uśmiechem do szatyna.
-Idealnie-powiedział, widocznie zadowolony z mojego wyboru.
Weszliśmy po schodkach na górę. Zajęliśmy stolik przy samej barierce tarasu. Była to w sumie taka szyba, a nie barierka. Widzieliśmy jak na dłoni plażę i ludzi chodzących po deptaku. Po krótkiej chwili ciszy, dosłownie po kilku sekundach Peter spytał mnie:
-Jaki macie cel na nadchodzący sezon zimowy?
-Mistrzostwa Świata w Val di Fiemme przede wszystkim-odpowiedziałam poważnie. Bo o poważnych sprawach mowa.
-My też na pierwszym miejscu stawiamy Mistrzostwa Świata w narciarstwie klasycznym-kiwnął głową Prevc.
Kelner akurat przyniósł nasze zamówienia. Naleśniki wraz z napojami. Już z daleka nie mogłam im się oprzeć, były taakie apetyczne i taak pięknie udekorowane. Nareszcie dotarły. Podziękowaliśmy ślicznie kelnerowi, potem wzięliśmy się za jedzenie. Ja zamówiłam naleśnika o czekoladowym cieście, w środku z twarogiem i truskawkami, oblane białą i gorzką, ciemną czekoladą. Pero wybrał podobnie z ciastem czekoladowym, ale jego nadzieniem był już mus malinowo-ananasowy z całymi kawałkami owoców z sosem jagodowym. Do picia oboje wzięliśmy lemoniadę arbuzową. Wzięłam pierwszy kęs. Niebo w gębie! Wyśmienite... Wszystko rozpływało się w ustach i było takie pyszne! Przymknęłam oczy z tej rozkoszy.
-I jak?-uśmiechnął się Prevc, odsłaniając swoje ubadziane malinami ząbki. Wybuchłam śmiechem na ten widok.
-Pyszne, bardzo. A u ciebie chyba też dobrze idzie, bo zęby całe w pestkach masz!-po tej wypowiedzi wybuchłam kolejną salwą śmiechu.
-Odezwało się dziecko, które całe zęby i policzki ma w czekoladzie!-odrzucił piłeczkę szatyn.
-Świetnie, do twarzy mi chociaż z tym, a tobie nie! Może chcesz spróbować kawałek mojego naleśnika?-podsunęłam mu pod nos swój talerz. Słoweniec odkroił sobie kawałek placka, a po jego przeżuciu powiedział:
-Niezły. Ty też w takim razie weź trochę ode mnie.
-Też mi smakuje. Ej ale na serio jestem tak bardzo brudna od czekolady?-skrzywiłam się. Szatyn kiwnął twierdząco głową-jest tu jakieś lustro?
-Nie, łazienka w remoncie męska i damska... Ale daj serwetkę. Pomogę ci-odpowiedział.
-Okej. To muszę się do ciebie przysunąć-manewr jednak mi się nie udał. Krzesła w tym lokalu są przymocowane do podłoża-o nie! Mam przed tobą uklęknąć?-parsknęłam.
Chwilę zaczęliśmy się zastanawiać, co by tutaj wymyślić. Pierwszy odezwał się Prevc.
-Siadaj mi na kolana. Innego wyjścia nie ma-wzruszył ramionami. Ja więc zrobiłam tak, jak powiedział. Usiadłam mu na kolana, a on zaczął mi usuwać czekoladę z twarzy za pomocą serwetki. Z boku wyglądało to, jakbym była jego córeczką, ale ten wariant odpada, bo jestem za duża. Pozostaje druga myśl: ci dwoje są parą. Ale to nie tak ma wyglądać, po prostu pomoc w małym wypadku przy jedzeniu. Ciężko powiedzieć że przy pracy, bo zawodowym przeżuwaczem naleśników nie jestem. Peter łagodnie ocierał chustką moją buzię, robił to spokojnie, jakby ocierał jakąś rzeźbę Michała Anioła... Kątem oka zobaczyłam, jak na deptaku spaceruje Maciek z Piotrkiem. Kot popatrzył w naszą stronę... Ale chyba nie chciałby drugi raz tego widzieć, takie były moje odczucia. Gdy zobaczył nas, jego wzrok od razu się zmienił. Na Petera patrzył, jakby chciał go rozszarpać na milion kawałków. Ale dlaczego? Czy Kot jest o mnie... zazdrosny? Czy co? Jego zachowanie w ostatnich dniach i szczególnie teraz daje sporo do myślenia...
-Już?-spytałam, gdy zobaczyłam, jak Słoweniec odkłada trochę zabrudzoną od czekolady serwetkę.
-A co, wygodnie?-zaśmiał się Prevc.
-Lepiej niż na łóżku wodnym-burknęłam. A on w tym momencie zaczął mną podrzucać jak małym dzieckiem.
-Hopsasa!-krzyknął, z trudem tamując swój śmiech.
-Prevc, ogarnij się!-jęknęłam.
Wróciłam chwilę później na swoje miejsce. Pero uparł się i to on zapłacił rachunek. Już znalazłam pierwszą cechę, która go łączy z polskimi skoczkami! Do hotelu wracaliśmy wesoło rozmawiając po drodze. Podeszliśmy wkrótce pod moje drzwi, drzwi numer 194. Pożegnaliśmy się. Peter jeszcze powiedział:
-Lubię cię-uśmiechnął się lekko.
-Ja ciebie też polubiłam-odpowiedziałam, odwzajemniając słoweńskiemu skoczkowi uśmiech. Kurde, ja naprawdę go lubię. To było fajne popołudnie. Miło spędzone. Zaś dręczy a zarazem ciekawi mnie Kot, dokładniej to jego zachowanie. Bardzo dziwne i podejrzane.


Już okrągła piąteczka, jeśli chodzi o rozdziały! Ale na razie nie będę robić urodzin temu blogowi ;) Mamy na to spooro czasu. Przyjemnie mi się to pisało, mam nadzieję, że z czytaniem będzie chociaż minimalnie podobnie..
W odpowiedzi na jeden z komentarzy wspomniałam o pomyśle na pewien motyw. Bardzo się tym zachwycam, najchętniej teraz bym to napisała i wstawiła, ale kolejność musi być :D Podpowiedź (ale mini) co to może być dam w next. A jak ktoś chce teraz zgadywać.. Proszę bardzo! :)

Klaudia



wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 4


 Siedziałam w barze ośrodka w tureckiej Antalyi i piłam leniwie koktajl z truskawek i bananów. Miałam już całe popołudnie dla siebie, wolne. Korzystałam z chwili siesty. Czas na odprężenie, czas-marzenie. Myślałam, że reszta dzisiejszego dnia też będzie spokojna. Ale nie, no zapomniałam, przecież ja pracuję z Żyłą i spółką! Nagle do baru wszedli Polacy. Stoch wziął mój napój, Dawid złapał mnie za ręce, Pietras za nogi. Zaczęli mnie przenosić niewiadomo gdzie. Co oni wyprawiają?! Porywają gdzieś, czy co?! Reszta polskich skoczków szła obok jak jakaś obstawa, ochrona. Wszyscy ludzie akurat przebywający w barze patrzyli na ten cyrk, śmiejąc się w niebogłosy. Zauważyłam, jak na tą scenkę przyglądali się Peter Prevc i Jaka Hvala... W sekundę zrobiłam się czerwona na twarzy jak burak. Nie wiem, co zrobię chłopakom, miałam ochotę nie wiem, co im zrobić! Polski pochód zatrzymał się przy stole bilardowym. Nareszcie? Natychmiast się wyrwałam i wrzasnęłam na cały lokal:
-Czy was powaliło?! Na głowę padliście?!!
Stefan Hula zpuścił nisko wzrok.
-Przepraszamy... Mocno jesteś zła?-spytał.
Wzięłam głęboki oddech, po uspokojeniu się powiedziałam:
-Dobra, niech wam będzie, ale zrobiliście ze mnie tutaj straszne pośmiewisko-otrzepałam się-a mogę wiedzieć, do czego potrzebna była taka akcja terrorystyczna?
-Pomyśleliśmy, że będziesz chciała z nami w bilard pograć-odpowiedział na moje pytanie Miętusek.
-I tylko do tego potrzebne było to całe zamieszanie?-spytałam.
-Ehh... Tak wyszło...-szepnął zmieszany Dawid.
-No okej, to dawajcie mi ten kijek, nie będziemy już roztrząsać tamtego tematu-wydałam polecenie.
-A nie potrzebujesz lekcji? Ode mnie? Umiesz w to grać?-zwrócił się do mnie Murańka.
-Oczywiście, że umiem!-podniosłam głos nieco urażona, wyrwałam Stochowi z dłoni szklankę z moim koktajlem, której najwyraźniej zapomniał mi zwrócić.
Zaczęliśmy grę. Pierwszy rozgrywał Kubacki. Udało mu się trafić w dwóch kolejkach, w trzeciej minimalnie przestrzelił. Potem był Klimek, Kocur. Najlepiej do tej pory wypadł ten ostatni. Przyszła moja kolej. Akurat wypiłam już swój cały napój, postawiłam go na stolik. Przetarłam dziób kija niebieską kredą.
-Poczekajcie, ja tylko odniosę szklankę Klaudii, trochę tu przeszkadza!-chwycił naczynie Kot i szybko pobiegł do baru. Od razu posypały się śmiechy "nasz Maciuś idealista" ze strony chłopaków. Największy idealista drużyny wkrótce wrócił. Ułożyłam się do strzału. Sytuacja na stole bilardowym była nieciekawa. Skupiłam swój wzrok na bili. Ale czułam, jak wszyscy nachylają się i wścibsko patrzą na każdy mój ruch. Nie wytrzymałam. Rozprostowałam się.
-Czy przestaniecie się tak gapić?!-wycedziłam.
-Co, presja bierze?-uśmiechnął się cwaniacko Maciek.
-Skoro ty ją u mnie wywierasz!-jęknęłam bezradnie.
-To się pressing nazywa, kotku-odpowiedział brunet. Popatrzyłam dziwnie na bruneta. Jaki pressing? Jaki kotek?! Postanowiłam wznowić próbę oddania strzału. Uff, udało się! Chłopcy zaczęli bić mi brawa. Przy kolejnym strzale już niestety się nie udało. Znowu spojrzałam na Kota.
-Nie mów tak do mnie, dobrze?-cicho powiedziałam.
-Cóż, muszę ulec-rozłożył ręce. Ostatecznie mecz wygrał właśnie Maciej. Myślałam, że zagramy od razu jakiś rewanżyk, ale Kubacki nagle mi oznajmił:
-Nie obrazisz się, jak cię tutaj zostawimy? Mamy do obgadania męską rozmowę w moim pokoju!
-Nie ma problemu. Ach, przecież faceci gorzej plotkują jak dziewczyny-uniosłam do góry jeden kącik ust.
-Oj tam-puścił mi oczko Kamil.
Skoczkowie zmierzali w stronę wyjścia, chociaż to nie było tak efektowne, jak ich wejście. Maciek wychodząc z baru szepnął mi do ucha:
-Zawsze możesz dołączyć do swojego przyjaciela...
Wystawiłam język dla bruneta. Odwal się ode mnie dzisiaj już Kocie, wyjdzie ci to na dobre.
 Usiadłam przy szklanym stoliczku. Nie miałam zajęcia... Rozpoczyna się chyba właśnie epoka nudów. Zanosiło się na to, że będzie tak samo długa, jak kamienia. Zauważyłam jednak, jak w moją stronę zmierzają dwie osoby. Dwie wysokie sylwetki, które chyba znam z telewizora. Bez pytania dosiedli się do mnie. Peter Prevc ze swoim kolegą z reprezentacji, Jaką Hvalą. Ten drugi podał mi mohito, bezalkoholowe (skąd on wiedział, że nie piję?).
-Dziękuję! Czy ta akcja na początku aż tak komicznie wyglądała?-zaczęłam rozmowę. Słoweńcy tylko się uśmiechnęli. Czyli że tak, zrozumiałam doskonale ich przekaz.
-Trochę. Ale tylko trochę-odpowiedział po chwili Prevc. Mhm, tyle sztuczności w tym było, że nie dało się w to uwierzyć. Reakcja innych ludzi była najlepszym dowodem na to, donośny śmiech. Każdemu się zdarza, może zdarzyć...
-A, bo ja ci się nie przedstawiłem jeszcze-podał mi rękę młodszy z podopiecznych Gorana Janusa-jestem Jaka Hvala!
-A ja...-zaczęłam, ale Jaka po chwili wciął mi się w pół słowa:
-Pero mi o tobie opowiadał, wiem, Klaudia. Super imię, muszę cię skomplementować!
-Dobrze wiedzieć, Peterze! I dziękuję, Jaka?-zaśmiałam się.
-Pytali mnie, z kim tak się witałem wczoraj, to powiedziałem...-odpowiedział Prevc z miną niewiniątka.
-Masz ładny kolor oczu. Taki zielonkawy!-pokręcił głową Hvala, znów prawiąc mi komplementy.
-Dziękuję!-uśmiechnęłam się szeroko.
-Hmm... A co powiecie na obiad jutro? Wyskoczymy gdzieś razem?-zapytał Pero.
-Ja niestety mam spotkanie po południu z trenerem, musicie pójść sami-zrobił smutną minkę Jaka-tak chętnie bym się z wami wybrał!
-To co, Klaudia? Idziemy sami!-popatrzył mi w oczy Prevc.
-W takim razie przyjdź jutro o czternastej pod pokój 194-odpowiedziałam.
-Doskonała godzina-uśmiechnął się Peter.
-I doskonałe towarzystwo!-krzyknął Hvala.
-Weź, bo przez ciebie cały czas zarumieniona siedzę-zatrzepotałam teatralnie rzęsami.
-Jakuś likwiduje swoją nieśmiałość-szepnął Pero-i mu chyba wychodzi...
-Nie stresuj mnie, Prevc. Bo zaraz ja się zarumienię i popłaczę przy okazji. A tego nie chcesz, prawda?-spytał młodszy ze Słoweńców.
-Oczywiście, że nie chcę. Zbyt bardzo mi na tobie zależy...-odpowiedział, z trudem hamując śmiech.
-Mmm, jak rodzinnie-zaśmiałam się, popijając swój napój.
 Posiedzieliśmy w knajpie jeszcze z grubo ponad godzinę. Towarzyszyły nam zabawne rozmowy i śmiechy. Świetne uwieńczenie dość ciekawego i obfitego w atrakcje popołudnia. Po pasjonującym bilardzie, przed którym był bardzo oryginalny tramsport do stołu do gry w ten sport. Nowopoznany przeze mnie Jaka Hvala jest uroczy, kolejna osoba, którą polubiłam! Jutro czeka mnie dodatkowo lunch z Peterem. Akurat po zajęciach na plaży, na pewno będę głodna- przynajmniej tak mi się zdaje...


Po ponad tygodniowej nieobecności melduję się z nowym rozdziałem :D Wyszło tak ze względu, że w ostatnim czasie po głowie chodzą mi tylko francuskie słowa, zdania, gramatyka. Wolałam więc z pisaniem nie ryzykować ;) No to... À bientôt! :))

niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 3


 Ranny ptaszek, mimo, że wczoraj wieczorem padała z nóg i prędziutko zasnęła, to teraz latała wczesnym rankiem i nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Tak, mowa tu o mnie. Była chyba 6.00 a ja ogarnięta (ubrana, umyta) łaziłam po pokoju. Po nudach, śmiertelnych niemalże, nadeszła pora nieco normalniejsza. Zadzwoniłam do domu porozmawiać trochę z rodzicami. Na szczęście, również już nie spali. Byli ciekawi, jak to jest ze skoczkami pracować, jakie są moje obowiązki zawodowe. Ja o wszystkim dokładnie mówiłam, nie szczędziłam szczegółów, zarówno tych elektryzujących, jak i tych nieco mniej ciekawszych.
-Wybacz mamo, ale muszę kończyć, buziaki-musiałam przerwać rozmowę, gdyż ktoś zapukał do drzwi. Otworzyłam. A, to tylko moje śniadanie, kompletnie zapomniałam, że zamówiłam je do pokoju! Podziękowałam pracownicy hotelu, po czym położyłam talerz na stoliku. Zaczęłam smarować dwie kromki chleba razowego dżemem malinowym. Potem się już tym tylko zajadałam. Spojrzałam na zegarek na ścianie. Mam pół godziny jeszcze do dyspozycji. Zachciało mi się pić. Postanowiłam kupić mrożoną herbatę brzoskwiniową- Nestea. Założyłam na nogi pierwsze lepsze air maxy, po czym zeszłam piętro niżej. Tam właśnie był najbliższy automat z napojami. Korytarz był pusty. Ciekawe, kto tutaj mieszka... Podeszłam do automatu. Wybrałam guzik z Nestea Peach, wrzuciłam do dziurki pół euro... No i czekałam, aż wyleci butelka napoju. Czekałam i nic. Zaczęłam się niecierpliwić, gdzie jest moje picie?! Walnęłam ręką w tę kupę złomu. Nic. Powtórzyłam swoje desperackie ruchy. Nic! Wkurzyłam się, kopnęłam automat z całej siły. Miałam nadzieję, że chociaż to poskutkuje, ale przeliczyłam się. Nagle jakaś silna ręka uderzyła w okolicę wydawania butelek i.. pyk. Wyleciała schłodzona Nestea. Uniosłam wysoko brwi i wytrzeszczyłam oczy. Ten ktoś nieźle w to zawalił. Obróciłam się. Oto przed moimi oczami stał Peter Prevc, uśmiechnięty od ucha do ucha. Ja także odwzajemniłam dla Słoweńca uśmiech. Byłam pod sporym wrażeniem, nie potrafiłam wydusić słowa, no właśnie, podziękować. Staliśmy w ciszy nieustannie szczerząc się do siebie. Postanowiłam to przerwać:
-To ty, zdolniacha z Vancouver?-spytałam.
-Oj tam, zdolniacha-odpowiedział młody Prevc z życzliwością w głosie.
Pamiętam bardzo dobrze ZIO Vancouver 2010. 17-stoletni wtedy, nowopoznany przeze mnie teraz Peter, zajął siódme i czternaste miejsce. Zainteresował się nim cały świat skoków. Owszem, najbardziej interesowała mnie walka naszego Małysza z Simmonem Ammanem o mistrzostwo olimpijskie, ale tamten Słoweniec zapadł mi wtedy w pamięć. Moim zdaniem to kandydat na jednego z najlepszych skoczków za niedługi czas. Będą z niego ludzie, w sumie to i tak już ma spore konto sukcesów. Dobre to na start!
-Dziękuję za drobną pomoc-mam wrażenie, że wtedy chyba słodko się uśmiechnęłam. Ups, nie wiem, czy to zbyt dobrze wyglądało, ale to nic.
-Jestem Peter Prevc, możesz mówić mi Pero-wyciągnął rękę w moją stronę-a ty, dla jakiego teamu pracujesz?
-Ja jestem Klaudia Krzatkowska, polska fizjoterapeutka. A, no i oczywiście że wiem, kim jesteś-zaśmiałam się.
-Tak myślałem, że Polka!-lekko wykrzyknął.
-Aż tak bardzo zaciągam?-skrzywiłam się, zaczynając powątpiewać w swój akcent.
-Nie, nie! Po prostu oboje jesteśmy Słowianami, da się rozpoznać...-zaczął tłumaczyć Pero. Tak, Pero, skoro mogę tak mówić, to czemu nie? Ciekawy argument, "We are Slavic".
-Nie wpadłabym sama na taki pomysł!-odpowiedziałam wesoło. Szatyn spojrzał na swój zegarek na ręku. Widoczny był jego przodozgryz, była to już jednak dość poważna wada zgryzu. Starałam się jak najmniej patrzeć na jego brodę, żeby nie robić przykrości utalentowanemu skoczkowi.
-Słuchaj, chętnie jeszcze bym z tobą pogawędził, ale muszę uciekać na treningi, bo Goran Janus mnie ukatrupi!-westchnął Słoweniec.
-Naprawdę nie ma problemu, ja też zaraz mam z drużyną zajęcia na siłowni-uśmiechnęłam się.
-No więc miło mi było ciebie poznać!-podrapał się po policzku Prevc.
-Mnie także-odpowiedziałam.
-Myślę, że się jeszcze spotkamy?-zapytał wesoło.
-Z pewnością, w końcu oboje trenujemy w tym samym ośrodku!-zaśmiałam się. Rozeszliśmy się w swoje strony. Otworzyłam swoją Nestea. Peter szczerze mówiąc, jest bardzo fajny. Polubiłam go i mam nadzieję, że nieraz tutaj go spotkam. Znów wędrowałam po swoim piętrze. Zauważyłam, jak z naprzeciwka idzie Maciek.
-A ty gdzie?-spytałam, śmiejąc się równocześnie.
-Na dół idę kupić sobie Sprite'a-odpowiedział Kot.
-Nie idź tam! Tam nie działa!-krzyknęłam. Szczerze, nie rozumiem, dlaczego tak panicznie.
-To dlaczego sączysz to, co sączysz? Chodziłaś do baru?-uniósł brwi brunet z zaciekawieniem.
-Nie, po prostu pomógł mi Peter Prevc-odparłam dumnie.
Koteł zagwizdał zalotnie.
-Już znajomości?-parsknął śmiechem. Wystawiłam mu język, ten po chwili zrobił to samo. Ha-ha, very funny!
Wróciłam do pokoju. Miałam nadzieję, że sobie odpocznę przez te 5 minut, ale nie. Karola musiała zadzwonić. Co nieco jej zaczęłam opowiadać.
-A masz na co popatrzeć?-wypaliła. No pięknie, tylko takie rzeczy jej w głowie!
-Dzisiaj mam pierwsze zajęcia na plaży, Karolina, ogarnij się, nie na tym moja praca polega...-burknęłam.
-No wiem... A poznałaś już kogoś z branży?
-Tak. Przed chwilą poznałam Petera Prevca-odpowiedziałam. Siostra wybuchła śmiechem. Nie wiem, co go wywołało. Ja przecież nic takiego nie powiedziałam, żeby tak ona zaczęła rżeć. Gdy trochę się opanowała, powiedziała:
-Wiesz, zawsze mnie zastanawiało, czy ta jego broda w powietrzu jak leci to go nie hamuje!
-Karola! Jesteś podła, wstydziłabyś się!-odpowiedziałam, karcąc siostrzyczkę zachowującą się bardzo niekulturalnie.
Po kilku minutach musiałam kończyć, bo nadeszła pora na rozgrzewkę na siłowni. A po tym... Plaża, co zesłało na drużynę powszechny entuzjazm. Treningi na deskach surfingowych bardzo przypadły chłopakom do gustu. Dzień udany i nareszcie obfity w pracę i treningi!
*
 Kolejny dzień trenowania. Zmierzaliśmy, polska drużyna, na plażę. Skoczkowie biegli truchcikiem, w celu mini rozgrzewki. Dotarliśmy wkrótce na miejsce. Piach był strasznie gorący, stopy piekły okropnie. Wyjściem z tej niezbyt miłej sytuacji było albo przejście do cienia, albo założenie z powrotem swojego obuwia.
-Ahahah! Klaudia skacze po tym piachu jak koza na Podhalu!-krzyknął Kubacki. Polacy wybuchli śmiechem.
-Bardzo zabawne! W takim razie i wy sami przestancie lansować się tymi Crocs'ami i zdejmijcie je-burknęłam urażona. Wszyscy zciągnęli klapki i... rozległ się donośny pisk. Skrzywiłam się z Kruczkiem i Gębalą, ten dźwięk był iście okropny dla naszych uszu.
-To jakaś masakra!-wrzasnął na całą plażę Krzysiek Miętus przy akompaniamencie kolejnej serii jęków cierpienia kolegów.
-Wy jesteście gorsi niż baby-złapałam się za głowę-lepiej będzie, jak rozpoczniemy treningi.
-O właśnie. Widzicie tam z daleka kosze z piłkami fitness? Właśnie tam idziemy-powiedział trener.
Przemieściliśmy się do bardziej cienistego miejsca. O niebo lepiej, niż tam. Łukasz zaczął tłumaczyć swoim podopiecznym ćwiczenie. Zadaniem skoczków było stanie na piłkach i utrzymanie się na nich przez jakiś czas. Z nienaganną pozycją, naturalnie. Na początku było ciężko, zarazem doszło do kilku ciekawych sytuacji. Ale potem zaczęło się udawać. Trening okazał się sukcesywny. Taki był plan, z resztą! Na koniec wszyscy kąpaliśmy się w wodzie. Fantastyczna była. Czysta, cieplutka!    Wróciliśmy do pokoju w przerwie pomiędzy następnymi zajęciami. Rzuciłam się na łóżko, trochę chilloutu się przyda. Włączyłam laptopa i weszłam na facebooka. Nic ciekawego, wszyscy wstawiają zdjęcia ze swoich wakacji. Już chciałam się wylogować, ale napisał do mnie. Napisał do mnie Michał.

Czy ty przypadkiem nie masz treningów? :p

Co? Jak on śmie mi takie coś napisać? Niech pilnuje swojego nosa i swojego skate parku! Zagryzłam dolną wargę ze złości. Nie wiedziałam, co mu odpisać... Dobra, już.

Nie twój interes! Czego chcesz?

Odpisał błyskawicznie.

Zapytać się co słychać u przyjaciółki :D

Bardzo śmieszne, mnie jakoś to nie rozbawiło. Nie chcę z nim pisać, ale jeśli ma się ode mnie odczepić, to wolę w ten sposób, niż w cztery oczy. Oby nie skończyło się tym, że do niego wrócę. On nadal ma kontakt z tym powalonym Areczkiem i nie wierzę, że przestał z nim balować! To znaczy... ćpać. O to poszło. Nie dawałam rady z faktem, że mój 16-stoletni chłopak pije, pali, nie wraca na noc do własnego domu, a w to wszystko wciągnął go Arek ze swoimi ziomami. Michał uważa mnie za przyjaciółkę? Kilka dni temu gadał, że chce ze mną być. Dobra, nie mój problem... "Nic do niego nie czuję"-i tak ma być, tak mam utrzymywać w swojej podświadomości. Popisałam z nim o niczym (naprawdę), a potem pełna mieszanych uczuć poszłam na popołudniową sesję treningów. Piotrek od razu zauważył mój mały mętlik w głowie.
-Hej, co cię gryzie?-spytał troskliwie.
-Pewna osoba, ale to bardziej dotyczy przeszłości nieco bardziej odległej-odpowiedziałam z lekkim uśmiechem-z resztą, nieważne, już jest okej.
 Trening przebiegł prawidłowo, bez utrudnień. Cała nasza polska kadra przechadzała się później po deptaku przy plaży. Słoneczko przyjemnie przypiekało mi policzki. Fale kilkanaście metrów dalej obijały się o piaszczysty brzeg Morza Śródziemnego. Można było nieźle nawdychać się jodu! Raj dla płuc!
-Jutro to ja muszę znaleźć miejsce, w którym jest stół bilardowy!-krzyknął Klimek.
-Ooo, ja też bym sobie zagrał rundkę w snookera-powiedział Kamil, uśmiechając się pod nosem.
-W barze, nie wiedzieliście?-uniósł brwi Kot. Zaczęłam się śmiać, wyglądało to bowiem komicznie.
-Co ci jest?-parsknął Krzysiu.
-Skarb ją rozbawił swoimi brwiami zapewne-odpowiedział mu trener Kruczek.
-Masz absolutną rację, trenerze!-kiwnęłam twierdząco głową.
Na horyzocie pojawili się hmm.. to są chyba Słoweńcy. Co ja wygaduję, przecież to na pewno drużyna SloSki. Nasi wymienili się z nimi uśmiechami. Ale gdy z grupki wyłonił się Peter Prevc, Maciek zaczął na mnie tak jakoś figlarnie patrzeć. Słoweniec podszedł do mnie i Kocura, przywitał się z nami. Znów do mnie się tak ślicznie uśmiechał, jak wczoraj. Gdy odszedł ze swoją drużyną, nie musiałam długo czekać, aż Kocur zacznie mi dogryzać z powodu szatyna.
-Z tobą się przywitał jako pierwszy...-szepnął.
-Bo może jestem kobietą?-odrzuciłam nieco nerwowo.
-Która mu wpadła w oko?-oschle odpowiedział. No ale dlaczego tak oschle?
-A masz coś do tego?-spytałam zimno.
-Tak, mam!-warknął, po czym poszedł sobie do Żyły, mnie zostawił. Nie sądziłam, że taki jest. Zazdrosny? Ale O CO? O co, się pytam. Będzie tak reagować na każdego skoczka, jakiego poznam? To ja dziękuję. Poszłam dostąpić towarzystwa dla polskiego szkoleniowcy i Grzegorza.
 Wróciłam do pokoju wkurzona. Nadal nie rozumiem sytuacji sprzed kilkunastu minut. To było chore, zachowanie Macieja było chore! Raptem po pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Poszłam otworzyć. Był już wieczór, niebo zaczęło się ściemniać.
-Czego chcesz?-rzuciłam sucho. W drzwiach stał młodszy z braci Kotów.
-Chcę cię bardzo przeprosić za moje beznadziejne zachowanie.
-Wiem, że było beznadziejne. To wszystko?-skrzyżowałam ręce.
-Nie! Nie zamykaj tych drzwi. Wiedz, że nic nie mam do tego, że poznajesz innych skoczków. To, co powiedziałem, miało jedynie wywołać rozluźnienie atmosfery, a nie jej zepsucie. Nie wiem, co na końcu naszej rozmowy mi do głowy strzeliło. Przepraszam-zaczął się tłumaczyć brunet.
-Dobra, niech ci będzie. Przeprosiny przyjęte-przewróciłam z grymasem oczami.
-To może zaprosisz mnie do środka na jakieś kakałko?-uśmiechnął się Maciej.
-Nie... Ja chcę już spać, dobranoc-bąknęłam, po czym zamknęłam mu przed nosem drzwi. Ups, tak wyszło...
W piżamie, ostatni raz się przeciągnęłam i położyłam do łóżka. Na początku śniły mi się góry i jakaś tęcza, zielona polana. Czyli wszystko w porządku. Później już tak miło nie było. Cmentarz, groby, brrr. Nienawidzę tego. A może tolerujesz, tylko teraz ci przeszkadza? Żywe trupy?! Dosyć, dosyć, zabierzcie mnie stąd!! Zerwałam się na równe nogi. Pierwszy raz od naprawdę dawna śnił mi się koszmar. Rozejrzałam się po ciemnym pomieszczeniu. Turcja, hotel, wszystko się zgadza. Uffff. Postanowiłam pójść na taras zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. To, co tam zastałam zdziwiło mnie troszkę. Na tarasie siedział sobie Kamil. Usiadłam obok niego.
-Problemy ze snem?-spytał troskliwie.
-Niestety. Pierwszy raz od dawna-westchnęłam.
-Mnie dręczy coś innego, problemy życia codziennego-uśmiechnął się Stoch, jednak zauważyłam, jak maskuje przede mną swój smutek.
-I ja mam swoje problemy, jak każdy z resztą-poklepałam przyjaciela po plecach, próbując dodać mu otuchy.
-Masz może jakieś ziółka nasenne? Meliskę?-zapytał.
-Meliskę. Chodź, zaparzę dla nas obojga-podałam mu rękę. Usiedliśmy przy stoliczku. Wyjęłam z szafki dwie saszetki mieszanki ziołowej, zaczęłam grzać wodę w czajniku elektrycznym, w który był wyposażony już mój pokój. Porozmawialiśmy trochę o życiu... Gdy woda była wystarczająco zagotowana, zalałam nią szklanki z melisą. Po kilku minutach mikstura była gotowa do spożycia.
-Fajna piżamka-zaśmiał się Stoch.
-Dzięki-uśmiechnęłam się-trzymaj, kubeczek tego napoju z pewnością nam pomoże.
Piżama moja? Brzoskwiniowa bluzka z uśmiechniętą buźką misia, a spodnie długie, czarne, ze ściągaczami przy kostkach i... w pomarańczowe napisy "zZz...". Potem przenieśliśmy tematy na te bardziej zawodowe.
-Angielski umiesz dobrze, więc zero problemów-powiedział lider polskiej drużyny.
-Angielski tak, umiem też francuski na podobnym poziomie. Tylko z niemieckiego powinnam wziąć jakieś korepetycje, trochę z głowy mi wyleciał-odparłam.
-Wiesz, Austriacy są blisko, możesz spytać Gregora o kilka lekcji, z pewnością ci pomoże! No dobrze, kochana, to ja spać idę próbować, chyba już odpływam... Dzięki za wszystko, zbawiłaś mnie, do jutra!-podziękował Kamil, po czym zieeewnął.
-Dobranoc!-powiedziałam. Wkrótce zostałam sama w swoim pokoju. Odstawiłam kubki, zgasiłam lampkę nocną. Ku mojej myśli, szybko odpłynęłam w krainę Morfeusza. I już bez żadnych problemów.




Hejka! Dzisiaj wstawiam post o bardziej przyzwoitej długości, niż wczoraj. Już może co nieco się kształtuje. Podejrzane zachowanie Kota? Akcja zacznie nabierać szczegółów. Ale spokojnie, wszystko wyjaśni się z czasem! Jeszcze do końca tej bajeczki długa droga :) Miłej niedzieli wszystkim!

Klaudia


sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 2


 Rozpakowałam się i przebrałam. Dopiero jakieś 15 minut wraz z resztą reprezentacji znajduję się na terenie ośrodka w Antalyi. Leżałam wygodnie na łóżku, spoglądałam na słoneczną plażę. Już jutro odbędą się na niej pierwsze treningi, równowaga i udoskonalanie sylwetki dojazdowej. Można powiedzieć, że przydałoby się korzystać z reszty dzisiejszego dnia, w większości jest wolny. Zaczął dzwonić mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz. Karolina, odebrałam.
-Jak początki w teamie?-pytanie od siostry na dzień dobry.
-A może jakieś "cześć kochana Klaudusiu?"-parsknęłam śmiechem na zachowanie Karoli.
-Oj tam! To jak, fajni ci skoczkowie?-wierciła mi dalej dziurę w brzuchu.
-Jest zabawa, powiem tyle. Podoba mi się-odparłam.
-To wszystko? Więcej, Klaudia mów!-jęknęła z zawodem Karolina.
-Jutro opowiem ci więcej! To będzie mój długi monolog, obiecuję!
-Mam taką nadzieję, siostrzyczko-głos czarnowłosej Karoli od razu złagodniał.
-Słuchaj, jest piętnasta za pięć, muszę iść na spotkanie ze sztabem-powiedziałam-pa!
-Idź, idź. Pa-po tych słowach rozłączyła się.
Szybciutko założyłam sandałki, wzięłam swoją teczkę z napisem "PLAN ZAJĘĆ". Wyszłam z pokoju i skierowałam się do nieco oddalonej od piętra sali. Cały sztab szkoleniowy z trenerem Kruczkiem na czele zajmował się układaniem harmonogramu na całe dwa tygodnie spędzone w upalnej Turcji. Plus trochę innej papierkowej roboty. Po godzinie wróciłam do pokoju. Usiadłam na fotelu i zaczęłam przeglądać Instagrama. Nagle z pokoju sąsiedniego zaczęły dochodzić głośne rozmowy i śmiechy, co oni tam wyprawiają znowu? Wyszłam na taras i zajrzałam przez dzwi balkonowe Kamila, co się dzieje w jego pokoju. No, niezła biesiadka. Wszyscy skoczkowie zgromadzeni piją sobie jakiś napój. Na mój widok Piotrek od razu wstał z dywanu i otworzył mi drzwi. Zaczął coś tłumaczyć, szczerze mówiąc to ledwo rozumiałam go przez fakt, że cały czas się śmiał. Zauważyłam, że co słowo wypowiada "hehehe". Dosłownie!
-Hej, właśnie miałem po ciebie zajść, a okazuje się, że sama tu przybyłaś-przywitał mnie Miętusek.
-No popatrz, Krzysiu! Oto jestem. A wy co tutaj wyprawiacie? Śmiechy mnie tutaj przyprowadziły-uśmiechnęłam się.
-To są takie nasze "żarciki przy lemoniadce"-zaśmiał się Stoch, w tym samym momencie Dawid podał mi szklankę schłodzonej lemomiady.
-Rozumiem... ciekawa idea-kiwnęłam głową.
-A panienko! Jeszcze nie miałaś chrztu od swoich podopiecznych!-wydarł się Kocur.
-Co? Jaki chrzest?-wytrzeszczyłam oczy. Jak oni chcą mnie niby ochrzcić?
-Siadaj. Chrzest zaczyna się od plotek na temat każdego z naszej kadry. Potem gramy w kalambury. Ale takie altimejt-zaczął tłumaczyć mi Stefan.
-Aha... powinnam przez to przebrnąć-cicho powiedziałam.
-I przebrniesz. To nic strasznego, po prostu zabawa- rzekł Kamil uspokajająco.
-Dobra, zaczynamy chrzest Klaudusi o właśnie teraz!-krzyknął Kubacki.
Unieśliśmy w górę wszyscy szklanki z lemoniadą na znak rozpoczęcia mini-imprezy. To określenie o wiele lepiej pasuje do tej sytuacji.
 Był niezły ubaw. O swoich kolegach wiem wszystko, znam ich najskrytsze sekrety. Oczywiście Stoch i spółka także dowiedzieli się kilku ciekawych rzeczy o mnie. To dotyczyło części z ploteczkami. A potem zwariowane, szalone kalambury! Takie rzeczy wylosowałam na karteczkach, że śmiech na sali. Wielbłąd to był najmniejszy wymiar wygłupów w moim przypadku. Reszta to już był totalny insane. A najlepsze hasła i tak wylosował Klimek. Hahahahah! Gdy opuszczałam pokój Kamila Stocha, właściciel tych czterech kątów zwrócił się do mnie:
-Nie bądź zdziwiona, jeśli spotkasz Słoweńców lub Austriaków. Oni też od dzisiaj tutaj trenują.
-Dzięki za info w takim razie-uśmiechnęłam się lekko.
Około 23 wróciłam do swojego pokoju i poszłam spać, byłam już bardzo zmęczona. ZzzZz..


Gotowe. Nie jestem zbyt zadowolona, krótki rozdział. Nawet bardzo krótki :/ Ale i miła wiadomość, w kolejnym rozdziale pojawi się już kolejny ważny bohater tej historii! Zgadnijcie, kto ;)

Klaudia

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 1


 Już miałam kilka spotkań przygotowawczych ze sztabem i trenerem. Na razie wszystko jest w porządku, Łukasz Kruczek i reszta są bardzo miłymi ludźmi. Teraz wkładam do walizki ostatnie swoje rzeczy. Za kilka godzin wylatujemy z kadrą do Turcji na dwa tygodnie sezonu przygotowawczego, do ośrodka w Antalyi. W saloniku mieszkania przebywałam z moimi współlokatorkami. Są nimi Iza studiująca arabistykę na UJ, Majka studiująca politologię i Asia, która uczy się także na Akademii Wychowania Fizycznego.
-Masakra, wrócisz z Turcji na trochę tutaj, a później się wyprowadzasz!-jęknęła Iza, z którą najbardziej z dziewczyn się zaprzyjaźniłam.
-Takie życie, kochana Arabko! Wyślę wam pocztówkę ze wszystkich skoczni narciarskich świata-zaśmiałam się, wkładając ostatnie spodenki do walizki. Przed tym jeszcze był mój reprezentacyjny strój. Tak, własny, biało-czerwony komplet ubrań od 4F. Wspaniałe uczucie! Zapięłam obszerny bagaż i usiadłam na nim.
-Dziewczyny, chyba nasz obiad jest gotoowy!-pobiegła do kuchni Aśka, chwilę potem zaczęła przynosić talerze dla naszej czwórki. Nachyliłam się nad daniem. Schab ze śliwką, surówka i purée z ziemniaków. Oblizałam usta ze smakiem. Moja koleżanka trenująca siatkówkę okazuje się także niezłym kucharzem.
-Pyszne, o matko, ty Aśka do masterchefa idź!-krzyknęła Majka, mając pełną buzię ziemniaków. Wszystkie wybuchłyśmy głośnym śmiechem.
-Akurat w Krakowie, czemu nie?-uśmiechnęłam się do utalentowanej kulinarnie koleżanki.
 Dostałam właśnie sms-a. Spojrzałam na ekran swojego Iphone'a. Czego on znowu chce?! Im więcej pisze, tym bardziej nie mogę o nim zapomnieć!
Piszę to poraz setny. Wróć do mnie, nadal nie rozumiem, dlaczego to zrobiłaś. Spotkaj się ze mną, proszę
Michał
W kółko takie wiadomości, w kółko. Rzuciłam nerwowo telefonem. Maja uniosła z zaciekawieniem brwi. Spytała:
-Co się stało, Klaudia?
-Nic, nic. Ojej, późno już, muszę zaraz iść na lotnisko-odpowiedziałam, po czym wstałam i poszłam przytargać walizkę do korytarza.
 Kilkanaście minut później pożegnałam się z koleżankami i wyszłam z klatki. Zmierzałam w stronę przystanku autobusowego. Nagle na horyzoncie pojawił się on. Serce mi zadrżało. To blondyn, skate. Chyba sobie zrobił tunele, takie małe pasują do niego. Zatarasował mi drogę. Próbowałam go wyminąć, ale on nie dał mi za wygraną. Powiedział:
-Gratuluję. Wiem, że jedziesz teraz do Turcji. Zmieniłem się, uwierz mi, nie mogę bez ciebie...
-Nie, Michał. To niemożliwe. Śpieszę się, przepuść mnie- odparłam twardo. Udawałam, tak, najchętniej rzuciłabym mu się w ramiona. Ale nie mogę... Odchodziłam z miejsca naszego niezbyt długiego spotkania z trudem hamując łzy.
-Wiedz, że będę czekać!-krzyknął jeszcze gdzieś z oddali blondyn.
 Poszłam na przystanek. Przez naszą rozmowę ledwo co zdążyłam na autobus. Po 5 minutach pojazd krakowskiej komunikacji miejskiej zatrzymał się przed lotniskiem Balice.
***
 Szumiały kółka mojej walizki, które właśnie zaczęły jedździć po kafelkach lotniska. Weszłam niepewnie, przed moimi oczami ukazał się ogromny napis Kraków-Balice Airport. Szukałam wzrokiem skoczków, Kruczek powiedział mi, abym do nich podeszła i czekała wraz z nimi na odprawę i inne kontrole. Z oddali zauważyłam sylwetkę Kamila Stocha, lidera polskiego teamu po zakończeniu kariery przez Adama Małysza. Po chwili zobaczyłam i resztę skoczków. Towarzyszyło mi lekkie poddenerwowanie. Z jednej strony nie mogłam doczekać się tej chwili, z drugiej- nie wiedziałam, jak ja wypadnę i jacy oni dla mnie będą. Wzięłam głęboki oddech. Trzeba podnieść głowę do góry, przełamać lęki i zrobić to. Po prostu zrobić to. Ruszyłam w stronę polskich skoczków. Stoch obrócił się i uśmiechnął na mój widok.
-Cześć, jestem Klaudia Krzatkowska-uśmiechnęłam się do wszystkich tutaj zebranych-wasza nowa fizjoterapeutka.
-Tak właśnie myślałem. Brunetka, jak mówił trener, wszystko się zgadza-odezwał się Kamil z życzliwością w głosie.
-Witaj na pokładzie koleżanko!-wydarł się na całe lotnisko Piotr Żyła, aż wszyscy przechodzący obok obejrzeli się, co się dzieje w naszym towarzystwie.    Kilka minut później zapoznałam się z prawie wszystkimi skoczkami, został jeszcze tylko Maciej Kot. Ten cały czas uważnie mi się przyglądał. Podeszłam do niego. Brunet, nie oszukujmy się, przystojny brunet pierwszy podał mi rękę, mówiąc:
-Hej koleżanko, mogę tak powiedzieć, nie?
-Oczywiście, że można. Uroki AWFu w końcu!-wesoło odpowiedziałam. Tego pana znam od jakiegoś czasu, kilka rozmów, a nawet wymiana numerów telefonów komórkowych.
 Dobrze się czułam w ich towarzystwie. Chłopacy nie szczędzili od wielu żarcików. W dodatku byli bardzo mili. To się nazywa dobry start, początek w kadrze wymarzony, krótko mówiąc. Atmosfefa była wśród nas luźna. Nagle Dawid Kubacki krzyknął do nas:
-Ej, chłopaki, trener idzie!!!
Wszyscy stanęli niemalże na baczność, aczkolwiek każdy z uśmiechniętą buźką. Tak, w naszą stronę zmierzał polski szkoleniowiec wraz z resztą sztabu. Piotrek chyba nie wytrzymał i musiał ze śmiechem skomentować wypowiedź kolegi, uroczego blondynka Kubackiego:
-Dawidzie, w takim razie mamy Klaudiusza w drużynie!
Wszyscy zaczęli się chichrać, ja też. Łukasz Kruczek na ten widok uniósł lekko brwi.
-Co tak was rozbawiło?-spytał z uśmiechem.
-Aaa, bo blondi zapomniał, że w teamie mamy od teraz dziewczynę-odpowiedział Żyła.
-I jak?-uśmiechnął się do mnie trener.
-Bardzo fajni podopieczni, trenerze! I do tego utalentowani z tego, co mi się wydaje...-powiedziałam.
-Nam też odpowiada bardzo ta fizjoterapeutka!-zaśmiał się Stefan Hula.
-Czyli Maciuś dobrze nam polecił, kogo wybrać-rozłożył gościnnie ręce Kruczek-zapraszam na odprawę, moi drodzy!
Co? Przesłyszałam się? Maciek mnie polecił polskiemu związkowi narciarskiemu? Zdębiałam. Gdy szliśmy na kontrolę spojrzałam na Kota pytająco. Naprawdę to zrobił dla mnie? Przecież wcale tak dobrze mnie nie zna... Brunet zauważywszy mój gest lekko się uśmiechnął i kiwnął głową twierdząco. O matko. Po różnych ceregielach towarzyszących wraz z odlotem nareszcie znaleźliśmy się na pokładzie samolotu lecącego do Turcji. Przypadło mi siedzieć obok Maćka. Chciałam już usiąść na miejscu, gdy wciął mi się w paradę właśnie Kot.
-Ja koniecznie przy oknie-dodał, po czym zajął tam właśnie miejsce. Przewróciłam oczami, po czym także usiadłam. Chwilę rozmawialiśmy o różnych tematach. Ja nagle szepnęłam cicho: Dziękuję...
-Wiedziałem, kogo polecić. Pod dziekanatem, jak z pasją tłumaczyłaś mi różne rzeczy dotyczące fizjoterapii, zrozumiałem, że jesteś do tego stworzona. A wypadła taka okazja, że odszedł nasz stary fizjoterapeuta... stwierdziłem, że warto by trochę pomóc takiemu talentowi-odpowiedział brunet.
-Jesteś wielki!-dopowiedziałam jeszcze. Potem zanurzyłam swoje uszy w białych słuchawkach beats by dre. Przy rytmach Blue Jeans Lany Del Rey nawet nie pamiętam, kiedy usnęłam.
 Ktoś ściągnął mi beatsy i krzyknął:
-Pobudka, proszę pani!
Był to głos Pietrasa. Od razu zerwałam się na równe nogi.
-Nie mogę się doczekać tej błękitnej wody...-marzycielsko powiedział Klemens.
-Matko, jak tu gorąco jest! Musimy się przebrać natychmiast!-jęknął Dawid.
-Tutaj raczej tego nie zrobisz, a musisz jeszcze przetrzymać 10 minut w autokarze. Dopiero w hotelu, blondi-odezwałam się do kolegi.
 Tak, potem krótka podróż, tym razem lądowa. W busiku na szczęście była klimatyzacja. Znowu wszystkim wróciły dobre humory. W doborowym towarzystwie niecały kwadrans szybko zleciał. Wyszliśmy z autokaru, wszyscy zaczęliśmy się rozciągać. Świetny ośrodek. Każdy znajdzie sobie tutaj coś dla siebie! Rozeszliśmy się do swoich pokoi. Pojedyncze, aczkolwiek dwie osoby miały jeden taras. Ale ten taras jest duży, nawet wielki. Ogółem komfort i luksusik. Czyli to, co młoda Klaudia lubi najbardziej. Rozpakowałam się, przebrałam i rzuciłam na łóżku, chcąc trochę odpocząć.


Oto więc pierwszy rozdział, zaczynamy w scenerii wakacyjnej. Oj, ale zimowej będzie tyle, że hoho!
Jutro na pewno nie wstawię nexta, gdyż mam bal szóstoklasisty. Już powoli czuję zapach opuszczania swojej pierwszej szkoły... W sobotę okaże się czy będzie nowy rozdział czy nie, od tego, jak będę zmęczona po egzaminie na certyfikat ;)
A tak z innej beczki- już dzisiaj brazylijski mundial! Przez najbliższe 30 dni piłkarskie święto! :)) 
Do zobaczenia za dwa, trzy dni!

Klaudia

środa, 11 czerwca 2014

Prolog

Akcja rozpoczyna się wiosną, roku 2012


Urodziłam się i, co za tym idzie, mieszkałam na Mazurach. Niestety, góry były daleko, oddalone o około tysiąc kilometrów. Drugi koniec Polski. Morze było bliżej, tam więc zwykle wybieraliśmy się na wakacje czy na inne okazje. W sumie to też nie narzekałam, Bałtyk, rodzina na miejscu i iż naszym celem podróży było Trójmiasto, aglomeracja miejska. To ostatnie imponowało młodej pannie Krzatkowskiej. Bardziej, niż łąki, jeziora i lasy, aczkolwiek do tego zawsze miałam szacunek. Czyżby to, co znajduje się dalej od naszego zasięgu, tymbardziej do siebie przyciąga? Takie bynajmniej jest moje odczucie.
 Moje marzenie wkrótce się spełniło. Udało się zorganizować wyjazd w Tatry. Było jednym słowem, wspaniale! Widoki zapierały dech w piersiach, atmosfera na szlakach była niesamowita, przyroda wyjątkowa. Wspinaczki... To uczucie, gdy stajesz na szczycie góry ze świadomością, że ją zdobyłaś jest nie do opisania. Zakochałam się w tym miejscu na zawsze!
 Nie była to moja ostatnia podróż w te strony. Wybrałam się na fizjoterapię na krakowskim AWF. Moja starsza o rok siostra Karolina zachęcała mnie, abym uczyła się tego kierunku w Gdańsku. Nic dziwnego, chciała mieć siostrę obok. Ale ja wyraźnie powiedziałam, że KRAKÓW. Mój wybór był trafny, podobało mi się tam. Mili ludzie, miasto królów Polski. Na stancji zamieszkałam z trzema dziewczynami, z którymi świetnie się dogaduję. Wymarzone studia, można powiedzieć! Dręczyła mnie tylko jedna rzecz. W sumie to osoba. Michał... Specjalnie pojechał za mną. Nieszczęśliwa miłość, przez całe liceum męczyłam się z tym. Wpadł na skate park'u w złe towarzystwo pewnego Arka, ja po półowie roku stwierdziłam, że nie daję z tym rady. Wiem, że zachowuję się jak ostatnia świnia, udając, że nie chcę go znać, a w głębi serca wciąż go kochając. On też...
 Raz pojechałam na polski konkurs LGP i zawody Pucharu Świata w Zakopanem (wszystko dotyczy skoków narciarskich). Kibicem tego sportu byłam od zawsze. W Wiśle udało mi się zdobyć autograf na przykład Macieja Kota, którego także poznałam osobiście. Rozmawiałam z nim kilka razy po 15-20 minut, najdłużej pod dziekanatem. No właśnie, uroki studiowania razem na uczelni! Kot nawet z własnej woli dał mi swój numer telefonu, niecodzienne zjawisko...
 W moim życiu coś momentalnie się zmieniło. Normalna normalność obróciła o 360 stopni. Nagle. Niespodziewanie. Po ukończeniu studiów chciałam pracować w jakiejś dobrej klinice fizjoterapeutyczno-rehabilitacyjnej. Byłam dobrej myśli, przyszedł wkrótce czas obron i zaliczeń, a poszło mi to nieźle. Ale pewnego, dość słonecznego dnia zadzwonił do mnie telefon. Otóż wyrażający chęć na wprowadzenie do kadry polskich skoczków nowej, świeżej, ciekawej świata krwi, Polski Związek Narciarski (PZN) zwrócił się do krakowskiej Akademii Wychowania Fizycznego z prośbą o przedstawienie kandydatur kilku dobrych studentów na miejsce fizjoterapeuty w reprezentacji narodowej. Oprócz mnie, na roku było kilku innych ludzi świetnie nadających się do tego. Więc nie sądziłam, nawet nie wiedziałam, że wybór padnie na mnie. Na mnie! Dowiedziałam się także, że poleciła mnie pewna osoba. Ciekawe, kto... Do dziś tego nie wiem. Ciężko mi uwierzyć w to, co się dzieje! Bycie fizjoterapeutą Reprezentacji Polski w skokach narciarskich rzadko kiedy przewijało się między moimi marzeniami, wydawało mi się to wręcz nieosiągalne! A w jedną sekundę świat stanął przede mną otworem.
 Jak będzie? Czy dam sobie radę? Jacy oni będą? Ludzie, których do tej pory podziwiałam tylko z ekranu telewizora? Po głowie krąży mi wiele podobnych pytań. Ale to wszystko okaże się niebawem!


 No i jest prolog :) Wyjaśnia, skąd główna bohaterka wzięła się w tym świecie- można powiedzieć, że urwała się z choinki. To tylko namiastka całej historii, nowe ciekawostki będą pojawiać się w kolejnych rozdziałach!
 Nie spodziewam się, że ktoś szybko się dowie o tym blogu, ani że będzie on niewiadomo jak popularny. Chciałam podzielić się swoim malutkim pomysłem związanym z ukochanym światem skoczków. Zależy mi na komentarzach, szczerych, bo to dzięki Wam mogę uczyć się tego. Także z anonima, każda opinia jest dla mnie jak na wagę złota. Do zobaczenia niedługo! ;)

Klaudia




wtorek, 10 czerwca 2014

Bohaterowie.

               

Klaudia Krzatkowska
Kętrzyn, Polska
*Ta, co zawsze spada na cztery łapy i śmieje się jako ostatnia. Nie wiedziała, że wybór padnie na nią. Na nią!*




Maciej Kot
Limanowa, Polska
*Miało być tak idealnie, wszystko wymyślił, aby było tak, jak chciał. Tylko że niespodziewanie pojawił się ktoś trzeci*


Peter Prevc
Kranj, Słowenia
*To przy nim można było się wypłakać, wyjawić mu sekret. Ufała mu bezgranicznie. Z czasem przyjaźń zaczęła przybierać inne barwy*


Karolina Krzatkowska
Kętrzyn, Polska
*Starsza siostra, powszechnie lubiana. Ciekawił ją ten zimowy świat. Nie zawsze mogła być obok, ale mimo tego jej przeczucia zawsze były trafne*


Michał Janek
Kętrzyn, Polska
*Nie rozumie rozstania sprzed kilku lat. Stara się zmienić i przywrócić tamte najlepsze czasy jego życia*


Paulina Dębicka
Kraków, Polska
*Pojawiła się nagle, a od początku zaczęła mieszać. Z każdym dniem stawało się to coraz bardziej męczące*



 ORAZ
Ewa Bilan Stoch
Taya Damjan
*
Dawid Kubacki
Janek Ziobro
Kamil Stoch
i reszta Team Poland
Jaka Hvala
Jernej Damjan
Cene Prevc
 Jurij Tepes
 i reszta Team Slovenia
Manuel Fettner
Gregor Schlierenzauer
Thomas Morgernstern
i reszta Team Austria
Anders Bardal
Tom Hilde
i reszta Team Norway
Team Germany
*
Asia, Iza, Majka
Arek
***
i inni


Tak, ekipa obszerna:) Oczywiście to połączenie osób realistycznych z osobami wymyślonymi. Pojawia się sporo postaci epizodycznych, np. niektórzy skoczkowie, o obsłudze lotniska czy przypadkowych przechodniach nie będę już wspominać ;)
Popatrzcie, wczytajcie się w opisy postaci, może to Was zachęci do czytania tego bloga :))